powszechniej znany jako Cynowe Oko. Byly oficer indyjski, nosil monokl, maniakalnie dbal o lad, zawsze w nieskazitelnej furazerce i mundurze Strzelb Peszawaru. Byl pol- Niemcem i plynnie poslugiwal sie jezykiem niemieckim. Byl rowniez w jednakowym stopniu znienawidzony tak przez wiezniow jak i funkcjonariuszy MI- 5. Kiedys publicznie zlajal Vicary'ego za to, ze o piec minut spoznil sie na przesluchanie. Nawet wyzsi oficerowie, jak Boothby, lekali sie jego tyrad i napadow wscieklosci.

– Masz moje slowo, Karl – zapewnil Vicary, ponownie siadajac za stolem.

– Podobno nazywala sie Anna Steiner, a jej ojciec pochodzil z arystokracji. Prusak, bogaty dran ze szrama po pojedynku na policzku, bawil sie w dyplomacje. Znasz ten typ czlowieka, prawda, Alfredzie? – Becker nie czekal na odpowiedz. – Chryste, byla sliczna. A wysoka jak choroba. Mowila po angielsku jak rodowita Brytyjka. Ponoc matka byla Angielka. Tamtego lata, w trzydziestym szostym, mieszkala w Hiszpanii, jebiac hiszpanskiego faszyste, lajdusa, niejakiego Romero. Okazalo sie, ze senor Romero pracowal dla Abwehry jako lowca glow. Dzwoni do Berlina, bierze kase i przekazuje panienke. Abwehra przyciska ja do muru. Tlumaczy Annie, ze ojczyzna jej potrzebuje, a jesli nie zgodzi sie wspolpracowac, papcio von Steiner wyladuje w obozie koncentracyjnym.

– Kto byl jej bezposrednim zwierzchnikiem?

– Nie znalem jego nazwiska. Ponurak. Tak samo inteligentny jak ty, tyle ze bezwzgledny.

– Nazywal sie Vogel? – Nie wiem, mozliwe.

– Nigdy wiecej jej nie widziales?

– Nie, tylko raz.

– I co sie z nia stalo?

Beckera chwycil kolejny atak kaszlu, ktory najwyrazniej mogl byc uleczony tylko przez kolejnego papierosa. – Mowie ci, co slyszalem, a nie co wiem. Czujesz roznice?

– Czuje roznice, Karl.

– Slyszelismy, ze gdzies w gorach, na poludnie od Monachium, jest oboz. Zupelnie odizolowany od swiata, wszystkie drogi dojazdowe zamkniete. Dla autochtonow istne pieklo. Wiesc niosla, ze wysylaja tam wyjatkowych agentow. Tych, ktorych zamierzaja gleboko zakopac.

– I ona byla jednym z tych agentow?

– Tak, Alfredzie. To juz przerobilismy. Badz laskaw nadazac. – Becker znowu grzebal w czekoladkach. – To tak, jakby z nieba spadla angielska wioska i wyladowala w samym srodku Bawarii. Byl tam pub, hotelik, typowo-.brytyjska zabudowa, nawet kosciol anglikanski. Kazdy agent mieszkal tam co najmniej pol roku. Rano, przy herbacie i buleczkach, czytali angielska prase. Robili zakupy'po angielsku, sluchali popularnych audycji radiowych w BBC. Ja dopiero w Londynie uslyszalem „It's That Man Again'.

– Mow dalej, Karl.

– Mieli specjalne szyfry i specjalne procedury spotkan. Staranniej ich przeszkolono w korzystaniu z broni. Nauczono zabijac. A chlopcom przysylano nawet angielskojezyczne dziwki, zeby pieprzyli po angielsku.

– A ta kobieta?

– Podobno jebala swojego zwierzchnika. Jak, mowiles, sie nazywal? Vogel? Ale to tez tylko pogloski, Alfredzie.

– Czy spotkales ja w Anglii?

– Nie.

– Mow prawde, Karl! – ryknal Vicary tak glosno, ze jeden ze straznikow zajrzal do srodka, by sie upewnic, czy nic sie nie stalo.

– Mowie prawde. Jezu Chryste, rozmawia sobie czlowiek z normalnym Alfredem Vicarym, a tu nagle wydziera sie na niego Heinrich Himmler. Nigdy wiecej jej nie widzialem.

Vicary przeszedl na niemiecki. Nie chcial, zeby straznicy podsluchali rozmowe.

– Wiesz, pod jakim nazwiskiem wystepowala?

– Nie – odparl Becker w tym samym jezyku.

– Znasz jej adres?

– Nie.

– Wiesz, czy dziala w Londynie?

– Nie mam pojecia, rownie dobrze moze dzialac i na Ksiezycu, Alfredzie.

Vicary glosno westchnal, zgnebiony. Wszystko to interesujace wiadomosci, ale – podobnie jak odkrycie morderstwa Beatrice Pymm – donikad nie prowadzi.

– Powiedziales wszystko, co o niej wiesz, Karl? Becker sie usmiechnal.

– Ponoc jest genialna w lozku. – Zauwazyl zaczerwienione policzki Vicary'ego. – Przepraszam, Alfredzie. Chryste Panie, alez z ciebie czasem swietoszek.

– Dlaczego wczesniej nam o nich nie wspomniales? O tych specjalnych agentach? – spytal Vicary, nadal poslugujac sie niemieckim.

– Powiedzialem, a jakze, drogi staruszku.

– Komu? Mnie nie.

– Boothby'emu.

Vicary poczul naplywajaca do policzkow krew, serce dudnilo mu jak mlotem. Boothby? Czemu, na Boga, Boothby mialby przesluchiwac Karla Beckera? I dlaczego nie zrobil tego w jego obecnosci? On go aresztowal. To on go namowil do wspolpracy. On nim kierowal.

– Kiedy rozmawiales z Boothbym? – spytal Vicary ze spokojna twarza.

– Nie wiem. Trudno tu o rachube czasu. Pare miesiecy temu. Moze we wrzesniu. Nie, to chyba byl pazdziernik. Tak, raczej pazdziernik.

– A co wlasciwie mu powiedziales?

– O agentach. I o obozie.

– Powiedziales mu o tej kobiecie?

– Tak, Alfredzie, powiedzialem mu o wszystkim. To kawal drania. Nie lubie go. Na twoim miejscu uwazalbym na niego.

– Byl z nim ktos?

– Tak, wysoki jegomosc. Przystojny jak aktor filmowy. Blondyn, niebieskie oczy. Uosobienie niemieckiego typu urody. Ale chudy jak patyk.

– Czy ten patyk jakos sie nazywal?

Becker odchylil glowe i udawal gleboki namysl.

– Rany, jakos tak smiesznie. Cos zwiazanego z samochodem. – Karl skubal sie po nosie. – Nie, jakby odglos. Pyrkosz?

Charkot? Nie, Brum! Tak! Brum. Wyobrazasz sobie, elegancik jak z zurnala i do tego ten Brum. Wy, Anglicy, miewacie czasem niesamowite poczucie humoru. Vicary juz zabral radio i stukal do drzwi.

– Dlaczego mi nie zostawisz radia, Alfredzie? Czlowiekowi czasem doskwiera tu samotnosc.

– Przykro mi, Karl.

Drzwi sie otworzyly i Vicary wyszedl.

– Sluchaj, Alfredzie, papierosy i czekoladki, wszystko swietnie, ale nastepnym razem przyprowadz dziewczyne, dobra?

Vicary udal sie do biura szefa straznikow i poprosil o rejestr gosci z pazdziernika oraz listopada. Troche to potrwalo, ale znalazl wpis, ktorego szukal.

5- 10- 43, WIEZIEN: BECKER K.

LICZBA GOSCI: 2

NAZWISKO/WYDZIAL: NIE, DZIEKUJE.

Rozdzial dwunasty

Berlin

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату