od czasu do czasu przystajac, by zachwycic sie jakims cudownym przykladem osiemnastowiecznej architektury, albo zwalniajac, by posluchac odglosow muzyki, smiechu i dzwieku szkla krazacego gdzies wsrod rozbawionych gosci.
Dzis, w zapadajacym zmierzchu, wybral wedrowke po cichej ulicy.
Przed wojna wieczory na ogol spedzal w bibliotece, czytajac, do poznej pory krazac miedzy regalami niczym duch. Czasem zasypial nad ksiazka. Panna Walford udzielila nocnym strozom instrukcji, zeby, jesli natkna sie na spiacego profesora, obudzili go, opatulili w plaszcz i odeslali do domu.
Wszystko to zmienilo sie wraz z zaciemnieniem. Co noc nad miastem zapadala nieprzenikniona ciemnosc. Rodowici londynczycy gubili sie na ulicach, ktorymi chodzili od lat. Dla Vicary'ego zas, cierpiacego na kurza slepote, nocne wyprawy po miescie staly sie praktycznie niemozliwe. Wyobrazal sobie, ze wlasnie tak musialo to wygladac przed dwoma tysiacami lat, kiedy caly Londyn skladal sie z chat przycupnietych nad brzegami Tamizy. Czas sie cofnal, stulecia nagle sie rozplynely, niewatpliwy postep ludzkosci zahamowala grozba bombowcow Goringa. Codziennie po poludniu Vicary wyrywal sie z uczelni i spieszyl do domu, by nie ugrzeznac w zaciemnionych bocznych uliczkach Chelsea. Wyladowawszy bezpiecznie w domu, wypijal dwa nieodzowne kieliszki burgunda i zjadal porcje zeberek z groszkiem, ktore gosposia zostawiala mu w cieplym piekarniku. Gdyby nie przygotowywano mu posilkow, zaglodzilby sie na smierc, poniewaz ciagle jeszcze nie potrafil sobie poradzic ze zlozonoscia nowoczesnej angielskiej kuchni.
Po kolacji troche muzyki, jakas sztuka nadawana przez radio, moze nawet kryminal, cicha namietnosc, do ktorej nikomu sie nie przyznawal. Vicary lubil tajemnice; lubil zagadki. Sprawialo mu przyjemnosc korzystanie z wlasnej umiejetnosci logicznego myslenia oraz zdolnosci do dedukcji i rozwiazywanie lamiglowki na dlugo przed tym, nim zrobil to autor. Podobaly mu sie tez studia charakterologiczne; czesto odnajdowal tu zbieznosci ze swoja praca: dlaczego dobrzy z natury ludzie czasem uciekaja sie do okrucienstwa.
Zasypianie tez stanowilo caly rytual. Najpierw drzemal w swoim ulubionym fotelu przy lampce do czytania. Potem przenosil sie na kozetke. Nastepnie, zwykle pare godzin przed switem, szedl na gore do sypialni. Czasem wskutek koncentracji, jakiej wymagalo rozebranie sie, wybijal sie ze snu i lezal, rozmyslajac, czekajac na swit i skrzek starej sroki, ktora co rano chlapala sie w ogrodzie.
Vicary watpil, czy dzisiejszej nocy porzadnie sie wyspi – nie po wezwaniu od Churchilla.
To nie fakt, ze Churchill zadzwonil do niego do pracy, go poruszyl – dosc czesto kontaktowali sie telefonicznie – lecz moment, w jakim to sie stalo. Przyjaznili sie od jesieni 1935 roku, kiedy to profesor wybral sie na prelekcje Churchilla. Churchill, na ogol lekcewazony, nalezal do niewielkiej grupki Anglikow dostrzegajacych zagrozenie, jakie niesie ze soba Hitler oraz jego zwolennicy. Tamtego wieczoru twierdzil, ze Niemcy goraczkowo sie zbroja, ze Hitler dazy do jak najszybszego wybuchu wojny. Wielka Brytania musi natychmiast zaczac sie do tego szykowac, tlumaczyl, inaczej grozi jej okupacja faszystowska. Sluchacze uwazali, ze Churchill postradal zmysly i bezlitosnie go wysmiali. Prelegent skrocil wyklad i upokorzony wrocil do Chartwell.
Vicary stal wtedy w glebi sali, obserwujac przedstawienie. On rowniez od momentu dojscia Hitlera do wladzy bacznie sie przygladal Niemcom. Przepowiadal swoim kolegom- historykom, ze wkrotce Anglia znajdzie sie w stanie wojny z Niemcami, moze nawet przed koncem tego dziesieciolecia. Nikt go nie sluchal. Zdaniem wielu Hitler stanowil doskonala przeciwwage dla Zwiazku Radzieckiego i nalezalo go wspierac. Vicary uwazal to za skrajny idiotyzm. Podobnie jak reszta rodakow sadzil, ze Churchill to swego rodzaju awanturnik, odrobine zbyt zadziorny. W kwestii nazizmu przyznawal mu calkowita racje.
Po powrocie do domu siadl przy biurku i skreslil jednozdaniowa notke: „Bylem na panskiej prelekcji w Londynie i zgadzam sie z kazdym panskim slowem'. Piec dni pozniej przyszedl do niego list od Churchilla: „Dobry Boze, wiec jednak nie jestem sam! Wielki Vicary jest po mojej stronie! Prosze uczynic mi ten zaszczyt i przyjechac w niedziele na lunch do Chartwell'.
Pierwsze spotkanie okazalo sie sukcesem. Vicary natychmiast znalazl sie w kregu naukowcow, dziennikarzy, oficerow i urzednikow panstwowych, ktorzy przez cale lata trzydzieste sluzyli Churchillowi rada i wiedza o Niemczech. Winston zmuszal Vicary'ego do wysluchiwania swoich teorii na temat Niemiec, a wyglaszal je, krazac po zabytkowej bibliotece swej rezydencji. Czasem Vicary byl innego zdania i zmuszal Churchilla do blizszego wyjasnienia jego pogladow. Zdarzalo sie, ze Churchill wpadal w gniew i odmawial dalszej dyskusji. Vicary uparcie trwal przy swoim. I tak cementowala sie ich przyjazn.
Teraz, kroczac o zmierzchu londynskimi uliczkami, Vicary rozwazal, co oznacza zaproszenie Churchilla do Chartwell. Z pewnoscia nie chodzilo wylacznie o przyjacielska pogawedke.
Skrecil w ulice zabudowana bialymi georgianskimi domami, ktore teraz tonely w rozowawym blasku zachodzacego wiosennego slonca. Szedl wolno, zatopiony w myslach, w jednej rece sciskajac ciezka teczke, druga wepchnawszy w kieszen plaszcza. W progu jednego z domow pojawila sie szykowna kobieta, mniej wiecej w jego wieku. Za nia wynurzyl sie przystojny mezczyzna o znudzonej twarzy. Nawet z tej odleglosci – i mimo kurzej slepoty – Vicary poznal Helen. Rozpoznalby ja wszedzie: prosta sylwetka, smukla szyja, wyniosle ruchy, jakby miala ominac cos obrzydliwego. Vicary patrzyl, jak tych dwoje wsiada do limuzyny z szoferem. Samochod ruszyl z chodnika i jechal w jego strone.
Odwroc sie, skonczony kretynie! Nie patrz na nia!
Ale nie potrafil posluchac wlasnej rady. Kiedy limuzyna przejezdzala obok, odwrocil sie i zerknal do srodka. Zauwazyla go – to byl ulamek sekundy, ale wystarczylo. Zazenowana szybko spuscila wzrok. Potem przez tylna szybe Vicary widzial, jak pochyla sie i mowi cos do meza, a ten wybucha smiechem.
Idiota! Przeklety kretyn! Idiota!
Vicary ruszyl dalej. Podniosl glowe i odprowadzil wzrokiem samochod znikajacy za rogiem. Zastanawial sie, gdzie mogli jechac – na kolejne przyjecie, moze do teatru.
Dlaczego nie potrafie o niej zapomniec? Na milosc boska, toz to juz dwadziescia piec lat! A potem pomyslal: I dlaczego serce ci wali, jakbys po raz pierwszy ja widzial?
Tak przyspieszyl kroku, ze wkrotce sie zmeczyl. Myslal o wszystkim, zeby nie myslec o niej. Dotarl do placu zabaw, stanal przy bramie z kutego zelaza i przez sztachety przygladal sie dzieciom. Byly za cieplo ubrane jak na maj i obijaly sie o siebie niczym tlusciutkie pingwiny. Byle niemiecki szpieg, gdyby czail sie w okolicy, bez watpienia zauwazylby, ze wielu londynczykow lekcewazy ostrzezenia rzadu i nie ewakuuje pociech z miasta. Vicary, w ktorym dzieci zazwyczaj nie budzily szczegolnej czulosci, tkwil dalej przy placu zasluchany, zahipnotyzowany, myslac, ze nie ma nic rownie pocieszajacego, jak odglosy zabaw maluchow.
Samochod Churchilla czekal na niego na stacji. Pomkneli przez miasto, potem wsrod zielonych pagorkow poludniowo- wschodniej Anglii. Dzien byl chlodny, wietrzny, wszystko dokola kwitlo. Vicary siedzial z tylu, jedna reka zaciskajac poly plaszcza, druga przytrzymujac kapelusz. Wiatr hulal po odkrytym samochodzie. Vicary zastanawial sie, czyby nie poprosic szofera, zeby przystanal i rozlozyl dach. I wtedy zaczal sie nieunikniony atak kataru siennego: najpierw pojedyncze kichniecia niczym probne wystrzaly, a potem regularna seria z karabinu maszynowego. Nie wiedzial, czy puscic kapelusz czy plaszcz, zeby zaslaniac usta przy kaszlu. Raz za razem odwracal glowe, by obloczki wilgoci i zarazkow po kazdym kichnieciu szly z wiatrem.
Kierowca dostrzegl w lusterku, ze pasazerowi cos dolega.
– Chce pan, zebym sie zatrzymal, profesorze Vicary? – spytal zaniepokojony, zjezdzajac na pobocze.
Atak kataru ustapil i Vicary wreszcie mogl sie rozkoszowac przejazdzka. Wlasciwie nie przepadal za wsia. Byl londynczykiem z krwi i kosci. Lubil tlum, halas, ruch; na otwartych przestrzeniach czesto sie gubil. Poza tym nie znosil ciszy nocy. Nie potrafil wtedy zapanowac nad myslami, w wyobrazni widzial czajacych sie w mroku mysliwych. Teraz jednak zachwycal sie naturalnym pieknem przyrody Anglii.
Woz skrecil w podjazd prowadzacy do Chartwell. Kiedy Vicary wysiadal, serce zabilo mu mocniej. Ledwo podszedl do wejscia, drzwi sie otworzyly i pojawil sie w nich Inches, pokojowiec Churchilla.
– Dzien dobry, profesorze Vicary. Pan premier bardzo niecierpliwie wyglada panskiego przybycia.
Vicary dal sluzacemu plaszcz i kapelusz i wszedl do srodka. W salonie krzatalo sie kilkunastu mezczyzn i pare mlodych dziewczat, czesc w mundurach, czesc w cywilu, tak jak on. Rozmawiali przyciszonymi glosami, poufnie, jakby przekazywali sobie wylacznie zle wiesci. Zadzwieczal jeden telefon, potem drugi. Sluchawke podnoszono po pierwszym sygnale.
– Mam nadzieje, ze mial pan udana podroz – mowil Inches.
– Doskonala – sklamal uprzejmie Vicary.
– Jak zwykle pan Churchill jest dzis nieco spozniony – uprzedzil Inches i dodal konfidencjonalnie: – Narzuca zabojcze tempo, a my caly dzien spedzamy, probujac temu sprostac.