– Rozumiem, Inches. Gdzie mam poczekac?
– Szczerze mowiac, premier bardzo chce sie z panem spotkac jeszcze przed poludniem. Poprosil, zebym, kiedy tylko pan sie zjawi, wprowadzil pana na gore.
– Na gore?
Inches delikatnie zapukal do drzwi lazienki, potem je otworzyl. Churchill lezal w wannie, w dloni trzymal cygaro. Na stoliku w zasiegu reki stala szklaneczka z druga tego dnia porcja whisky. Inches zapowiedzial Vicary'ego i zniknal.
– Vicary, moj druhu – rzekl Churchil, potem pochylil nieco glowe i zdmuchnal pare mydlanych baniek. – Jak milo z pana strony, ze zechcial pan przyjechac.
Vicary gotowal sie w dusznej lazience. Z trudem powstrzymywal sie od smiechu na widok olbrzymiego, zarozowionego mezczyzny, ktory chlapie sie w wannie jak dzieciak. Zdjal tweedowa marynarke i z ociaganiem przysiadl na muszli.
– Chcialem zamienic z panem slowo na osobnosci. Wlasnie dlatego zaprosilem pana tutaj, do mego leza. – Churchill zacisnal wargi. – Vicary, na poczatek musze oswiadczyc, ze jestem na ciebie zly.
Vicary znieruchomial. Churchill juz otwieral usta, by podjac watek, ale nic nie powiedzial. Na jego twarzy pojawilo sie zaskoczenie i troska.
– Inches! – ryknal.
Wsunal sie lokaj.
– Tak, prosze pana?
– Inches, zdaje sie, ze temperatura wody spadla ponizej czterdziestu stopni. Bylbys laskaw to sprawdzic?
Podwijajac rekaw, Inches wyciagnal termometr. Przyjrzal mu sie bacznie, niczym archeolog badajacy fragment jakiejs starozytnej kosci.
– Rzeczywiscie, ma pan racje. Temperatura panskiej kapieli spadla do trzydziestu dziewieciu stopni. Czy mam dolac goracej wody?
– Oczywiscie.
Inches odkrecil kran z goraca woda. Churchill usmiechnal sie, kiedy kapiel osiagnela pozadana temperature.
– Znacznie lepiej, Inches.
Przekrecil sie w wannie. Woda przelala sie przez krawedz, zmoczyla nogawke spodni Vicary'ego.
– Mowil pan, panie premierze…?
– A tak, mowilem, Vicary, ze jestem na ciebie zly. Ani slowkiem nie wspomniales, ze za swoich mlodych lat calkiem niezle sobie radziles z szachami. Ponoc biles na glowe wszystkich w Cambridge.
– Przepraszam, panie premierze – odparl zmieszany Vicary – ale w zadnej z naszych rozmow nie pojawil sie temat szachow.
– Blyskotliwa, bezwzgledna, ryzykancka, tak ludzie opisywali mi twoja gre. – Churchill zawiesil glos. – W czasie pierwszej wojny sluzyles tez w wywiadzie wojskowym.
– Bylem tylko w oddziale motocyklistow, pelnilem role kuriera, nic wiecej.
Churchill odwrocil wzrok od rozmowcy i zapatrzyl sie w sufit.
– W tysiac dwiescie piecdziesiatym roku przed nasza era Bog kazal Mojzeszowi wyslac zwiadowcow, zeby zbadali ziemie Kanaan. W swojej laskawosci dal mu tez pewne wskazowki, jak nalezy wybrac szpiegow. Do tak odpowiedzialnego zadania, rzekl Pan, nadaja sie wylacznie najlepsi i najinteligentniejsi, a Mojzesz wzial sobie te slowa do serca.
– To prawda, panie premierze – zgodzil sie Vicary. – Ale prawda jest tez to, ze nedznie spozytkowano informacje dostarczone przez wywiadowcow. I w wyniku tego Izraelici przez kolejne czterdziesci lat blakali sie po pustyni.
Churchill sie usmiechnal.
– Juz dawno powinienem byl sie nauczyc, ze nie ma sensu sie z toba sprzeczac, Alfredzie. Zawsze podziwialem twoja blyskotliwa inteligencje.
– Czego pan ode mnie oczekuje?
– Chce, zebys podjal prace w wywiadzie wojskowym.
– Alez, panie premierze, brak mi kwalifikacji do tego rodzaju…
– Nikt tutaj nie wie, co robi – wpadl mu w slowo Churchill. – Zwlaszcza zawodowi oficerowie.
– Co sie stanie z moimi studentami? Moimi badaniami?
– Twoi studenci juz niedlugo beda walczyc na froncie. A twoje badania moga poczekac. – Churchill zawiesil glos. – Znasz Johna Mastermana i Christophera Cheneya z Oksfordu?
– Prosze mi nie mowic, ze ich wciagnieto.
– A i owszem. I nie mysl sobie, ze znajdziesz teraz na ktoryms z uniwersytetow choc jednego wybitnego matematyka. Wszystkich ich zabrano z uczelni i ulokowano w Bletchley Park.
– Co, u licha, oni tam robia?
– Probuja zlamac niemieckie szyfry. Vicary przez chwile udawal namysl.
– Wyglada na to, ze przyjmuje panska propozycje.
– Dobrze. – Churchill rabnal piescia w krawedz wanny. – W poniedzialek z samego rana masz sie zglosic do generala Basila Boothby'ego. Kieruje on wydzialem, do ktorego bedziesz wyznaczony. A poza tym jest typowym dupkiem z angielskich wyzszych sfer. Wysiudalby mnie, gdyby tylko mogl, ale jest na to za glupi. Taki typek jak on potrafilby przejebac nawet pocisk.
– Z opisu sadzac, czarujacy.
– Wie, ze sie przyjaznimy, i dlatego bedzie wobec ciebie wrogo nastawiony. Nie daj sie mu sterroryzowac. Jasne?
– Tak, panie premierze.
– Potrzebny mi ktos zaufany w tamtym departamencie. Pora, zeby w wywiadzie zaczeli znowu pracowac ludzie z glowa. Poza tym tobie tez wyjdzie to na dobre. Najwyzszy czas wygrzebac sie z tej zakurzonej biblioteki i przylaczyc do swiata zywych.
Churchill zaskoczyl go ta nieoczekiwana nuta serdecznosci. Vicary przypomnial sobie ubiegly wieczor, spacer do domu, zagladanie do samochodu Helen.
– Tak, panie premierze, rzeczywiscie, chyba juz czas. Tylko co ja wlasciwie bede robil w wywiadzie wojskowym?
Ale Churchill zanurzyl sie i zniknal pod woda.
Rozdzial czwarty
Kontradmiral Wilhelm Franz Canaris byl drobnym nerwowym mezczyzna, ktorego charakteryzowalo lekkie seplenienie oraz sarkastyczny dowcip, choc to ostatnie okazywal tylko, jesli mial ochote. Siwy, o przenikliwych, intensywnie blekitnych oczach, siedzial teraz z tylu sluzbowego mercedesa, ktory toczyl sie z lotniska w Ketrzynie do tajnego bunkra Hitlera, znajdujacego sie kilkanascie kilometrow dalej. Zazwyczaj Canaris unikal jakichkolwiek mundurow i chodzil w ciemnym cywilnym garniturze. Poniewaz jednak dzis mial spotkac sie z Adolfem Hitlerem i najwyzszymi wojskowymi Trzeciej Rzeszy, pod eleganckim plaszczem mial mundur marynarki wojennej.
Canaris nazywany byl przez przyjaciol i wrogow Szczwanym Lisem. Wyniosla, chlodna osobowosc predysponowala go do bezwzglednego swiata wywiadu. Oprocz zony Eriki i corek kochal wylacznie dwa jamniki, ktore teraz spaly u jego stop. Jesli zajecia wymagaly noclegu poza Berlinem, wynajmowal dla psow osobny pokoj z podwojnym lozkiem, by wygodnie im sie spalo. A jesli juz musial zostawic je w Berlinie, nieustannie kontaktowal sie ze stolica i upewnial sie, czy zwierzaki zjadly i wyproznily sie jak nalezy. Pracownikom Abwehry, ktorzy osmielili sie zle wyrazic o ulubiencach kontradmirala, grozilo realne niebezpieczenstwo zlamania kariery, gdyby do jego uszu dotarlo choc jedno slowo o ich przeniewierstwie.