– Jezeli to morderca wlamal sie do komputerowej bazy danych, dlaczego zrobil to tylko raz?
– Wiemy o jednym razie, moglo ich byc wiecej – przypomnialam jej.
– Tak czy inaczej, nie wlamal sie ponownie, odkad odkrylas, co sie stalo.
– Zyje w wielkim napieciu – odparl Wesley. – Zamordowal dwie kobiety w ciagu dwoch tygodni i podejrzewam, ze w prasie pojawilo sie dostatecznie duzo informacji na jego temat, by czul sie usatysfakcjonowany. Moze siedziec gdzies w kaciku i smiac sie z nas do rozpuku, gdyz mimo wszystkich artykulow na jego temat nadal nie mamy pojecia, kim jest.
– Musimy go rozdraznic – dodalam. – Musimy zrobic cos, by wyprowadzic go z rownowagi… sprawic, by stal sie tak paranoiczny, ze zacznie popelniac bledy. Jednym ze sposobow jest przekonanie go, ze odkrylam cos, co moze miec dla nas przelomowe znaczenie.
– Jezeli to on wlamywal sie do komputera – podsumowal Wesley – podobna wiadomosc w prasie moze go naklonic do ponownego wejscia do bazy danych Kay. – Spojrzal na mnie.
Prawda byla taka, ze nie odkrylam nic, co mialoby przelomowe znaczenie. Na czas nieokreslony wyrzucilam Margaret z jej biura, zostawiajac komputer z caly czas wlaczonym trybem automatycznego przyjmowania zgloszen; Wesley przyslal mi fachowca, ktory mial wytropic, skad laczono sie z jej komputerem. Chcielismy posluzyc sie maszyna do wytropienia mordercy, a Abby miala nam w tym pomoc, drukujac w „Timesie” artykul o tym, jak to biuro koronera okregowego znalazlo „wazny dowod”.
– Ma tak wielka paranoje, ze uwierzy w to. – Mialam nadzieje, ze tak. – Na przyklad, jezeli kiedykolwiek byl poddany leczeniu szpitalnemu, bedzie sie martwic, ze wytropilismy go przez stara karte chorobowa. Jezeli kupuje na recepte jakies leki w aptekach, tez bedzie go to gryzlo.
Caly pomysl opieral sie na dziwnym zapachu, o ktorym powiedzial policji Matt Petersen. Nie istnial zaden inny „dowod”, do ktorego moglibysmy nawiazac.
Jedynym fragmentem ukladanki, z ktorym morderca tak latwo sobie nie poradzi, jest DNA.
Moglam sobie blefowac, poslugujac sie wiedza o DNA, a on nawet nie bedzie wiedzial, o co mi chodzi.
Kilka dni temu dostalam kopie raportu z pierwszych dwoch spraw. Bardzo dlugo przygladalam sie ukladowi paleczek o roznych ksztaltach, cieniach i dlugosciach, ukladajacych sie we wzor zadziwiajaco przypominajacy kod kreskowy przyklejany na kazdym produkcie w supermarkecie. W kazdej ze spraw byly trzy radioaktywne probki, a pozycje paleczek w kazdej z probek ze sprawy Patty Lewis zupelnie nie roznily sie od ulozenia paleczek w probkach ze sprawy Brendy Steppe.
– Oczywiscie, dzieki temu nie poznamy tozsamosci zabojcy – wyjasnilam Wesleyowi i Abby. – Mozemy natomiast powiedziec, ze jezeli jest czarny, to teoretycznie podobny uklad nici DNA ma jeden na sto trzydziesci piec milionow mezczyzn. A jezeli to przedstawiciel typu kaukaskiego, jeden na piecset milionow.
DNA jest mikrokosmosem calego czlowieka, jego kodem zycia. Inzynierowie genetyczni w prywatnych laboratoriach w Nowym Jorku wyizolowali DNA z pobranych przeze mnie probek spermy. Nalozyli probki na specjalne powierzchnie; rozne fragmenty powedrowaly w rozne strony elektrycznie naladowanej powierzchni, grubo pokrytej specjalnym zelem. Pole naladowane dodatnio znajdowalo sie na jednej stronie powierzchni, a pole naladowane ujemnie na przeciwnej.
– DNA ma ladunek ujemny – wyjasnilam. – A przeciwienstwa sie przyciagaja.
Krotsze fragmenty powedrowaly szybciej i dalej w strone pola dodatniego niz dluzsze… w efekcie koncowym ulozyly sie na powierzchni zelu w osobliwe wzory, ktore przeniesiono na nylonowa membrane i porownano ze wzorcem.
– Nie rozumiem – przerwala mi Abby. – Z jakim znowu wzorcem?
Wyjasnilam wiec:
– Fragmenty podwojnej helisy DNA mordercy byly polamane, rozlaczone na pojedyncze pasma. Mowiac obrazowo, zostaly rozpiete niczym zamek blyskawiczny. Wzorzec to roztwor pojedynczej nici DNA o specyficznej sekwencji podstawowej, ktora jest oznaczona radioaktywnym markerem. Gdy roztwor albo inaczej wzorzec, zostanie nalozony na nylonowa membrane, wyszukuje i wiaze sie z komplementarnymi pojedynczymi nicmi DNA mordercy.
– Suwak z powrotem sie zasuwa? – spytala. – Ale czy nie staje sie przez to caly radioaktywny?
– Chodzi o to, ze w promieniach rentgenowskich mozna teraz zobaczyc uklad chromosomow charakterystyczny dla mordercy.
– Taak, jego kod paskowy… Szkoda tylko, ze nie mozemy przepuscic go pod skanerem i dowiedziec sie, jak facet ma na nazwisko i gdzie mieszka – dodal Wesley sucho.
– W tym kodzie paskowym, jak nazwal go Benton, znajduja sie wszystkie informacje na temat mordercy – kontynuowalam. – Problem polega na tym, ze nasza technika nie jest jeszcze na tyle zaawansowana, by wyczytac z kodu genetycznego kolor oczu i wlosow czy cechy charakterystyczne osobnika. Istnieje zbyt wiele chromosomow opisujacych zbyt wiele cech szczegolowych w genetycznym obrazie czlowieka, by na ich podstawie wnioskowac o czyms wiecej niz tylko pasowaniu czy niepasowaniu do podobnego zbioru chromosomow.
– Ale morderca o tym nie wie. – Wesley popatrzyl na mnie zamyslonym wzrokiem.
– Masz racje.
– Chyba ze jest jakiegos rodzaju naukowcem czy kims takim – wtracila Abby.
– Zakladamy, ze nie jest naukowcem – powiedzialam autorytatywnie. – Podejrzewam, ze nigdy w zyciu nie interesowal sie inzynieria genetyczna czy DNA… a gdy przeczyta o tym w gazetach, bedzie juz nieco za pozno. Watpie, czy zrozumie podstawowe zalozenia.
– W artykule wyjasnie procedure bardzo ogolnikowo – myslala Abby na glos – ale wystarczajaco dokladnie, by sie wystraszyl.
– Wyjasnisz to dostatecznie dokladnie, by zaczal sie bac, iz wiemy o jakims jego defekcie – zgodzil sie Wesley. – Jezeli ma jakis defekt… To wlasnie mnie niepokoi, Kay. – Spojrzal mi w oczy. – A co bedzie, jezeli nie ma zadnego defektu?
Cierpliwie powtorzylam jeszcze raz to, w co goraco wierzylam.
– Caly czas pamietam slowa Matta Petersena, opisujace slodkawy zapach, podobny do zapachu nalesnikow, wedle jego slow…
– Konkretnie do syropu klonowego – przypomnial sobie Wesley.
– Wlasnie. Jezeli morderca wydziela zapach przypominajacy zapach syropu klonowego, moze miec jakas drobna anomalie metaboliczna. A dokladnie rzecz biorac „chorobe nadajaca moczowi zapach syropu klonowego”.
– I to jest uwarunkowane genetycznie? – Wesley pytal mnie o to juz po raz drugi.
– Na tym polega cala tego uroda. Jezeli ja ma, to jest to gdzies zapisane w jego kodzie DNA.
– Nigdy nie slyszalam o czyms takim – odezwala sie Abby. – Czy taka choroba w ogole istnieje?
– No coz, nie jest tak popularna jak zwykle zaziebienie, ale z pewnoscia istnieje.
– W takim razie co to jest?
Wstalam od biurka i podeszlam do biblioteczki. Wyciagnelam opasly tom „Podrecznika medycyny”, otworzylam go na wlasciwej stronie i polozylam na biurku przed nimi.
– To defekt enzymatyczny – wyjasnilam, siadajac. – Przez niego w organizmie czlowieka niczym trucizna odkladaja sie aminokwasy. W klasycznej postaci tego defektu osobnik przezywa umyslowe zaburzenie i/lub smierc w okresie okoloporodowym i dlatego bardzo rzadko spotyka sie zdrowe fizycznie i psychicznie osoby z tym zaburzeniem. Jednak jest to mozliwe. W lagodnej postaci, na ktora prawdopodobnie cierpi morderca, chorobe mozna zwalczac za pomoca niskobialkowej diety oraz dostarczania organizmowi witamin, szczegolnie tiaminy, czyli witaminy B1, w porcjach dziesieciokrotnie przekraczajacych zapotrzebowanie zdrowego czlowieka.
– Innymi slowy – odezwal sie Wesley, pochylajac nad biurkiem i marszczac brwi – moze cierpiec na lagodna postac choroby, wiesc w miare normalne zycie, byc cwanym jak wszyscy diabli i tylko troche smierdziec?
Skinelam glowa.
– Najpopularniejsza oznaka tej choroby jest charakterystyczny zapach… bardzo wyrazny zapach syropu klonowego w moczu i pocie chorego. Symptomy z pewnoscia nasilaja sie, gdy znajduje sie pod wplywem stresu… czyli gdy morduje swe ofiary, wydziela szczegolnie silny zapach, ktory glownie wsiaka w ubranie. Pewnie juz od dawna zdaje sobie sprawe z tego, ze pachnie inaczej niz inni ludzie i stanowi to dla niego ogromny problem.
– Czy nie wyczulabys tego zapachu w jego spermie? – spytal Wesley.
– Niekoniecznie.