moim salonie.
– Andy mowi, ze o wiele niebezpieczniej jest miec bron i nie wiedziec, jak sie nia poslugiwac, niz wcale nie miec rewolweru – odezwala sie w pewnym momencie Lucy.
– Andy? – spytalam.
– Ten przed Ralfem. Mial zwyczaj chodzic na podworko za domem i strzelac do puszek po piwie. Trafial do nich z naprawde duzej odleglosci. Zaloze sie, ze ty bys tak nie potrafila. – Popatrzyla na mnie oskarzycielsko.
– Masz racje. Prawdopodobnie nie potrafie strzelac rownie dobrze jak Andy.
– A widzisz!
Nie powiedzialam jej, ze w rzeczy samej wiedzialam calkiem sporo o broni palnej. Zanim kupilam mojego rugera kalibru 38, poszlam do krytej strzelnicy mieszczacej sie w podziemiach naszego budynku i eksperymentowalam z roznego rodzaju pistoletami i rewolwerami pod okiem doswiadczonego specjalisty. Od czasu do czasu cwiczylam strzelanie do celu i wcale niezle mi to wychodzilo. Watpie, czy zawahalabym sie przed uzyciem broni, gdyby wynikla taka potrzeba.
Ale nie zamierzalam ciagnac tego tematu z moja siostrzenica.
– Lucy, dlaczego sie mnie czepiasz? – spytalam cicho.
– Bo jestes stara idiotka! – Jej oczy wypelnily sie lzami. – Jestes tylko glupia stara idiotka i gdybys probowala, zrobilabys sobie krzywde, a on i tak by ci go odebral! A potem ciebie tez by juz nie bylo! Gdybys sprobowala, zastrzelilby cie, tak jak robia w telewizji!
– Gdybym sprobowala? – zapytalam zaskoczona. – Gdybym co sprobowala, Lucy?
– Gdybys sprobowala pierwsza kogos zastrzelic!
Gwaltownym ruchem otarla lzy; jej waska klatka piersiowa unosila sie spazmatycznie. Niewidzacymi oczyma wpatrywalam sie w rodzinny cyrk w telewizji i nie wiedzialam, co odpowiedziec. Pod wplywem impulsu chcialam uciec do mego gabinetu i zatrzasnac za soba drzwi. Zakopac sie w pracy i nie myslec. Z wielkim wahaniem przysunelam sie do niej i przytulilam ja mocno. Przez bardzo dlugie minuty siedzialysmy w milczeniu.
Zastanawialam sie, z kim Lucy rozmawia w domu? Nie wyobrazalam sobie, by o czymkolwiek mogla dyskutowac z moja siostra. Ksiazki dla dzieci, ktore pisala Dorothy, przez wielu krytykow byly nazywane „wyjatkowo wnikliwymi”, „glebokimi” i „pelnymi czulosci”. Coz za ironia! Dorothy poswiecala wszystko, co miala najlepszego, dla dzieciecych postaci, ktore sama wymyslila. Troszczyla sie o nie, spedzala niezliczone godziny, kontemplujac kazdy ich ruch, sposob uczesania, rodzaj ubrania i sekretne obyczaje. A caly ten czas, pod jej bokiem, Lucy usychala z braku milosci.
Przypominalam sobie czasy, ktore wraz z Lucy spedzalysmy w Miami; swieta, gdy bylysmy tylko we cztery: moja matka, Dorothy, ona i ja. Pomyslalam o ostatniej wizycie Lucy u mnie. Nie pamietam, by wymienila z imienia choc jedna przyjaciolke; watpie, by ja w ogole miala. Bez przerwy opowiadala o nauczycielkach i niekonczacym sie ciagu „narzeczonych” matki, pani Spooner, mieszkajacej po drugiej stronie ulicy, ogrodniku Jake’u i czesto zmieniajacych sie sprzataczkach. Lucy byla drobniutka, powazna osobka w okularach, ktora uwazala, ze zjadla wszelkie rozumy – starsze dzieci nie lubily jej, a rowiesnicy nie potrafili zrozumiec. Nie pasowala do nikogo; byla dokladnie taka sama jak ja w jej wieku.
– Wczoraj ktos zadal mi powazne pytanie – odezwalam sie z ustami tuz przy jej wlosach.
– Jakie?
– Dotyczace zaufania. Ktos zapytal mnie, komu najbardziej ufam na calym swiecie. I wiesz co?
Odchylila sie do tylu i spojrzala mi w oczy.
– Wydaje mi sie, ze to ty jestes ta osoba.
– Naprawde? – spytala z niedowierzaniem. – Ufasz mi bardziej niz komukolwiek na swiecie?
Skinelam glowa i dodalam:
– I skoro juz o tym mowimy, chce cie prosic, bys mi w czyms pomogla.
Usiadla wyprostowana; w jej oczach dostrzeglam iskierki zainteresowania i podniecenia.
– Jasne! Wystarczy, ze powiesz, o co chodzi! Pomoge ci, ciociu Kay!
– Musze ustalic, jak komus udalo sie wlamac do mojego komputera w srodmiesciu…
– Ja tego nie zrobilam! – wypalila natychmiast Lucy ze zrozpaczona mina. – Przeciez juz ci powiedzialam, ze to nie ja!
– Wierze ci. Ale ktos to zrobil, Lucy. Moze bedziesz mogla mi pomoc w ustaleniu, kto to mogl byc.
Szczerze w to watpilam, lecz pod wplywem impulsu postanowilam dac jej szanse.
Podekscytowana, pelna energii i zapalu, Lucy powiedziala pewnie:
– Kazdy mogl to zrobic, bo to jest bardzo latwe.
– Latwe? – Nie moglam powstrzymac usmiechu.
– Z powodu System/Manager.
Gapilam sie na nia z jawnym, bezbrzeznym zdumieniem.
– Skad wiesz o System/Manager?
– Przeczytalam w ksiazce. On jest Bogiem.
W tego typu wypadkach przypominalam sobie o poziomie inteligencji Lucy; gdy po raz pierwszy poddano ja testowi, uzyskala tak wysoki wynik, ze psycholog nalegal, by badanie powtorzyc, „bo na pewno gdzies jest blad”. Byl – nastepnym razem Lucy uzyskala dziesiec punktow wiecej.
– W ten sposob wchodzi sie do SQL – zaczela Lucy; spojrzala na mnie, a chwile potem wyrzucala z siebie informacje w zawrotnym tempie. – Widzisz, nie mozesz stworzyc zadnych polecen, jezeli nie masz do tego uprawnien. Po to wlasnie jest System/Manager, czyli Bog. Dzieki niemu mozesz sie dostac do SQL, a potem robic tam, co ci sie zywnie podoba.
Wszystko, co ci sie zywnie podoba; dopiero teraz zrozumialam. Mozesz na przyklad stworzyc nazwy uzytkownikow oraz hasla dostepu do bazy danych. Bylo to potworne objawienie; rozwiazanie tak genialnie proste, ze nigdy nie przyszlo mi do glowy. Podejrzewam, ze Margaret takze nigdy by na to nie wpadla.
– Wystarczylo, by ktos polaczyl sie z twoim komputerem – ciagnela spokojnie Lucy – i jezeli wiedzial o Bogu, mogl stworzyc jakiekolwiek haslo, sprawic, by system odczytal je jako ABD i wejsc do twojej bazy danych.
ABD, czyli administrator bazy danych, mogl zrobic wszystko, wlacznie z wpisywaniem nowych danych i wymazywaniem starych.
– Wiec wchodzisz do SQL poprzez System/Manager, wpisujesz ustalone haslo, ABD do cioci zidentyfikowanej jako kay i mozesz dalej robic, co ci sie zywnie spodoba.
– Moze wlasnie tak sie stalo – zaczelam myslec na glos. – Majac dostep do ABD, ktos mogl nie tylko przejrzec, ale i faktycznie zmienic dane w zbiorze.
– Jasne, ze tak! ABD zrobi wszystko, co mu Bog kaze. On jest Jezusem.
Te teologiczne aluzje byly tak oburzajace i niespodziewane, ze rozesmialam sie wbrew sobie.
– Wlasnie w ten sposob udalo mi sie dostac do SQL-a – przyznala Lucy poufnym tonem. – Nie podalas mi hasla dostepu, a bardzo zalezalo mi na wejsciu do SQL-a, zebym mogla pocwiczyc rozne zadania wyjasnione w ksiazce. Tak wiec podalam twojemu ABD haslo, ktore sama wymyslilam, i juz moglam dalej robic, co mi sie spodobalo.
– Zaczekaj chwile – przerwalam jej. – Poczekaj! Co to znaczy, ze przydzielilas administratorowi bazy danych haslo przez siebie wymyslone? Skad wiedzialas, jaka jest moja nazwa uzytkownika? Przeciez tego tez ci nie powiedzialam.
– Ale to jest zapisane w plikach systemowych – wyjasnila. – Znalazlam je w dyrektywie Home, gdzie masz zapisane nazwy wszystkich tabel, jakie kiedykolwiek stworzylas. Masz na przyklad plik nazwany „Hasla. SQL”, w ktorym siedza wszystkie hasla dostepu do twoich tabel.
Ale to nie ja go stworzylam; nie mialabym pojecia, jak sie do tego zabrac. Stworzyla go Margaret i wlasnie zaczelam sie zastanawiac, czy podobnego pliku nie ma w komputerze w moim biurze w srodmiesciu.
Wzielam Lucy za reke i wstalam z kanapy; przeszlysmy do gabinetu. Posadzilam ja przed komputerem, a sobie przyciagnelam obok fotel.
Weszlysmy do programu komunikacyjnego i polaczylysmy sie z numerem Margaret. Obserwowalysmy male cyferki migajace na dole ekranu; polaczenie bylo nieomal natychmiastowe. Lucy wstukala kilka polecen i po ostatnim ekran zrobil sie caly czarny, tylko na samej gorze blyskalo sie male C:/. Nagle komputer wydal mi sie magicznym lustrem, po ktorego drugiej stronie znajdowaly sie wszystkie sekrety biura, oddalonego od nas o dziesiec mil.
Troche niepokoila mnie swiadomosc, ze w chwili gdy polaczylysmy sie z komputerem Margaret, specjalista