mu do glowy, kiedy Snape otworzyl drzwi i spojrzal na niego wyczekujaco.
Nie! Nie wejdzie tam! Nigdy w zyciu! Musi cos wymyslic...
- Moze da mi pan jakies kociolki do czyszczenia? - wydukal. - Bede je sobie tutaj czyscil. Nie chce panu przeszkadzac, panie profesorze.
Skrzywil sie, kiedy nagle uswiadomil sobie, gdzie i kiedy wypowiedzial ostatnio te slowa. Wspomnienia uderzyly w niego, ale szybko je powstrzymal i wepchnal gleboko w najdalszy kat swojego umyslu.
Snape uniosl jedna brew.
- Mam dla pana zupelnie inne zadanie, panie Potter - zlosliwy wyraz nie znikal z jego twarzy. Harry poczul, ze ogarnia go panika.
- Zle sie czuje. Czy moglibysmy przelozyc szlaban na kiedy indziej? - wymamrotal, chwytajac sie ostatniej deski ratunku. Zmysly podpowiadaly mu, ze jezeli przejdzie przez te drzwi, to stanie sie cos, czego bardzo sie obawial.
Snape nie zmienil wyrazu twarzy.
- Jakies klopoty z sercem, panie Potter?
Harry poczul, ze sie rumieni. Szybko sie jednak opanowal i zaczal obrzucac go w myslach potokiem przeklenstw. Kiedy nadal stal bez ruchu, Snape zmruzyl niebezpiecznie oczy i warknal w jego strone:
- Rusz sie, Potter. I nie kaz mi tego drugi raz powtarzac.
Harry poczul, ze cierpliwosc Mistrza Eliksirow zaczyna sie wyczerpywac. Wolal nie przekonywac sie na wlasnej skorze, co bedzie, kiedy calkowicie sie skonczy...
Zacisnal piesci i powoli przeszedl przez drzwi.
Pierwsze, co rzucilo mu sie w oczy, to duzy, zielony fotel, stojacy naprzeciwko kominka, w ktorym plonal ogien, trzaskajac cicho i rzucajac rozedrgane cienie na stojace wzdluz scian polki z ksiazkami. Obok fotela stal niski stolik, a dalej kolejny fotel, ale mniejszy i obity ciemniejszym materialem. Na jednej ze scian, pomiedzy biblioteczkami, znajdowal sie maly barek, na ktorym stalo wiele butelek, roznego ksztaltu i wielkosci. Cos podpowiadalo Harry'emu, ze nie sa to jednak eliksiry. W odleglym kacie pokoju stala czarna myslodsiewnia. Harry zauwazyl, ze w tej chwili nie zawierala zadnych mysli. Po przeciwnej stronie pomieszczenia znajdowaly sie kolejne drzwi. Zapewne do sypialni.
Harry poczul znajomy prad, przeszywajacy jego cialo, kiedy to sobie uswiadomil. Znajdowal sie w prywatnych komnatach Mistrza Eliksirow. Nigdy przedtem tu nie byl i nawet nie marzyl, ze kiedys bedzie. Byl prawie pewien, ze jest pierwszym uczniem, ktoremu Snape pozwolil je zobaczyc. To uczucie bylo calkiem mile. Zawsze wyobrazal sobie, ze bedzie tu rownie ponuro, jak w jego gabinecie. Pokoj jednak okazal sie niespodziewanie przyjemny... i przytulny. Moze nie byl urzadzony w jakis szczegolnie wyszukany sposob, ale bylo tu o wiele milej, niz w surowym, przygnebiajacym pomieszczeniu, przez ktore wlasnie przeszli.
Snape zamknal drzwi i podszedl do barku. Harry stanal pod sciana, niepewny i oniesmielony. Spogladal na wysoka, odziana w czern sylwetke mezczyzny i zachodzil w glowe, co tez Snape mogl dla niego przygotowac. Jednak nie odwazyl sie zapytac. Bal sie, ze odpowiedz moglaby go przerazic.
Po pewnym czasie Mistrz Eliksirow odwrocil sie, a Harry dostrzegl dwie filizanki i stojacy na podgrzewaczu imbryk.
Snape pija herbate? To odkrycie bylo dla niego zaskoczeniem. Nie potrafil sobie wyobrazic tego czlowieka zajmujacego sie tak przyziemnymi sprawami.