podnoszac sie pierwszy i ciagnac ja za soba. - Dretwota! - wykrzyknal, na oslep celujac rozdzka za siebie.

Znowu uciekali. Jak dlugo dadza tak rade? Nie miala juz sil, a jakiegokolwiek zaklecia by nie uzyli, Smierciozercy odbijali je z taka latwoscia, jakby nie byly niczym innym, jak tylko nieszkodliwymi smugami kolorowych swiatel.

Robilo sie coraz gorecej. Zblizali sie do granicy plonacego lasu. Kiedy tam dotra, nie bedzie juz zadnej drogi ucieczki.

- Ron - wysapala. - Musimy... musimy skrecic. To pulapka. Prowadza nas prosto w slepa uliczke.

- Nie mamy gdzie! - krzyknal Ron, wskazujac jej jasne rozblyski na lewo i na prawo od nich.

Hermiona rozejrzala sie. Wydawalo sie, ze sa walki trwaja wszedzie. A wbiegniecie prosto pomiedzy dwie walczace strony rownalo sie samobojstwu.

Nagle Ron zatrzymal sie tak gwaltownie, ze z rozpedu wpadla na niego i oboje wyladowali w blotnistej trawie. Desperackim wzrokiem spojrzala przed siebie, automatycznie unoszac rozdzke i ukladajac w glowie slowa zaklecia, kiedy w zmierzajacej w ich strone sylwetce rozpoznala... Lupina.

- Ron! Hermiona! - wykrzyknal, opuszczajac rozdzke i podbiegajac do nich. Hermiona przyjela jego wyciagnieta dlon, z trudem podnoszac sie z ziemi. Zobaczyla wylaniajacych sie zza jego plecow aurorow. Jej trzepoczace w piersi i bolesnie obijajace sie o zebra serce zamienilo sie w wosk, splywajac niemal do samych stop.

- Jestesmy... scigani - wydyszal Ron, wskazujac za siebie.

Twarz Lupina zmienila sie w jednej sekundzie.

- Ukryjcie sie! - wysyczal, popychajac ich w strone, z ktorej przed chwila przyszedl. Hermiona zlapala dlon Rona i pociagnela ich oboje w dol, przypadajac do ziemi. Zobaczyla jak Lupin roztacza wokol siebie i trzech innych aurorow zaklecie ochronne. A kiedy tylko dwaj scigajacy ich Smierciozercy wylonili sie z dymu... dokladnie w tej samej chwili ich ciala uderzyly o ziemie, trafione seria klatw. Znacznie silniejszych niz mogli sie spodziewac, scigajac dwojke nastolatkow.

Hermiona pierwsza podniosla sie z ziemi, chociaz zapanowanie nad wycienczeniem sciagajacym jej cialo z powrotem w dol wydawalo sie niemal ponad jej sily.

- Dobrze, ze nic wam nie jest - powiedzial Lupin, podchodzac do nich. - Nie potrafie pojac powodu, dla ktorego dyrektor zgodzil sie na wasze uczestnictwo w bitwie, ale wedlug mnie popelnil ogromny blad. Nie powinien narazac waszego zycia...

- Co z Harrym? - przerwala mu Hermiona. - Ktos go widzial?

Lupin spojrzal na nia z przygnebieniem, po czym pokrecil glowa.

- Przykro mi. Pytalem juz chyba wszystkich, na ktorych sie natknalem, ale nikt go nie widzial. Przepadl bez sladu.

- A moja rodzina? - zapytal zapalczywie Ron. - Widziales ich?

- Niedaleko stad minalem Freda i George'a. Mozliwe, ze byli tam takze twoi rodzice i siostra, ale nie jestem pewien. Przebieglismy obok, scigajac grupke Smierciozercow. Nie mialem czasu sie zatrzymac.

Ron wyraznie sie rozluznil, ale Hermiony nie potrafilo opuscic nieprzyjemne uczucie, wpelzajace powoli do jej umyslu.

- Voldemorta takze nigdzie nie ma - powiedziala pospiesznie. - Mysli pan, ze sa gdzies indziej? Ze Voldemort zabral gdzies Harry'ego?

Lupin spojrzal na nia przeciagle.

Вы читаете Desiderium Intimum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату