wydawaloby sie, ze bedzie to latwe, prawda?

– Domyslam sie, ze znowu miales klopoty?

– Nie moglem w to uwierzyc. Chcialem tylko zarejestrowac dzieciaka, tak na wszelki wypadek, zeby mial swojego lekarza, gdy zachoruje. Nie moge przeciez do byle glupstwa wzywac pogotowia. Zaczalem wiec telefonowac i dwie recepcjonistki po prostu odlozyly sluchawke. Wyobrazasz sobie?

– Zaloze sie – rzekla spokojnie Molly – ze byles zbyt dociekliwy.

– Przeciez mam prawo zapytac o kwalifikacje lekarza, zanim powierze mu Dylana. W koncu kogos znalazlem. Moze byc. Doktor Owen Milbrook, ukonczyl Harvard, staz zrobil w Bostonie. Jutro o czwartej jestesmy umowieni na wizyte. Oczywiscie fakt, ze ma wlasciwe wyksztalcenie, nie znaczy jeszcze, ze to dobry lekarz. Moze Dylan go nie polubi. Wtedy natychmiast z niego zrezygnuje.

– Flynn?

– Co?

– Obiecalam sobie, ze tego nie zrobie – szepnela Molly – ale ty potrafisz zdenerwowac nawet swietego. Chodz tu.

Flynn nie mial pojecia, o co jej chodzi, ale gdy chwycila go za koszule, domyslil sie, ze chce, by podszedl blizej. Wtedy wspiela sie na palce i pocalowala go. Jej usta delikatnie dotknely jego warg i wtedy puscila jego koszule i zarzucila mu rece na szyje.

Nic z tego nie rozumial. Co spowodowalo nagrode w formie pocalunku? Przeciez gardzila nim. Ale jego watpliwosci rozwialy sie w ulamku sekundy, a moze i szybciej, gdy poczul przy sobie jej cialo.

Wszystko przestalo istniec.

Biuro. Deszcz uderzajacy o szyby, daleki dzwiek dzwoniacego telefonu i nawet dziecko.

Byla tylko Molly. Zycie stawalo sie takie proste, gdy trzymal ja w ramionach. Jesli planowala tylko przelotny pocalunek, to on, Flynn, z pewnoscia na tym nie poprzestanie.

Zaczal ja calowac.

Nie bronila sie.

Jej rece wciaz oplataly jego szyje, wiec zaczal powoli przesuwac dlonie po jej ramionach w dol ku talii. Jej zapach, dotyk ciala uderzyly mu do glowy jak mocna whisky. Molly byla tak blisko.

Przypomnial mu sie straszny sen, ktory przesladowal go od dziecka. Biegl, szukajac czegos, co bylo dla niego bardzo wazne, ale zawsze budzil sie z pustka i nawet nie wiedzial, za czym goni. A teraz byl juz pewny, czego szukal. Chodzilo o nia. Calujac ja, czul tesknote. Tesknote za czyms, czego nie rozumial, a co wydawalo sie wazniejsze od wody, powietrza czy dachu nad glowa. Czul tez pozadanie. Ale ta tesknota, brzmiaca jak blues grany na saksofonie… Zadna dotad kobieta nie potrafila jej wywolac. Zadna.

Molly gwaltownie chwytala powietrze. Przez moment widzial jej oczy pociemniale i zamglone, jakby wstydzila sie, ze jeden pocalunek mogl wywolac az taki efekt.

Flynn oparl sie o sciane i przyciagnal ja do siebie. Ich usta laczyly sie w coraz mocniejszych pocalunkach.

Uniosla glowe. Jej palce wplotly sie w jego wlosy, gladzac je. Rynna ogarnal zar. Mial wrazenie, ze zacznie plonac pod jej dotykiem. To tylko pozadanie, tlumaczyl sobie. Nie chcial myslec o niczym wiecej. Po prostu zanurzyl sie w zar plynacy od Molly i nie chcial, zeby ktokolwiek go ratowal.

Przytulil ja do siebie i delikatnie wsunal rece pod jej bluzke. Pod oslona sztywnej tkaniny kryla sie prawdziwa Molly. Ciepla i szczodra.

Przez tyle dni byl smutny. Uzalal sie nad soba i swoim zyciem, a przy Molly czul sie kims zupelnie innym. Nabieral pewnosci siebie, choc przeciez dobrze wiedzial, ile jest wart. Ostroznie gladzil jej cialo. Mial wrazenie, ze topi sie pod jego dotykiem. Poddala sie jego dloniom z jekiem… a moze tylko tak mu sie wydawalo. Obsypywal pocalunkami jej policzki i szyje. Chcial dotrzec glebiej, ale miala tyle rzeczy na sobie. Marzyl, by ja posiasc. Otworzyl na chwile oczy, ujrzal zalane deszczem okno… i nagle zrozumial, ze nie tak powinno to sie odbyc. Nie na stojaco, w ciemnym kacie biura.

– Mol! – Nie wrocila jeszcze do rzeczywistosci. Probowal ocucic ja lagodnymi pocalunkami. Cofnal dlonie, wygladzil na niej bluzke. Przez caly czas przekonywal siebie, ze wlasnie tak nalezy zrobic, choc cale jego cialo buntowalo sie przeciwko temu.

– Hej, malutka, popatrz na mnie. Tylko przez chwilke, dobrze? – W koncu uniosla glowe. Na widok jej nieprzytomnych oczu i obrzmialych warg caly jego rozsadek znowu go opuscil. – Mol…

Nie wiedzial, jak jej to wytlumaczyc. Nigdy dotad nie posuneli sie tak daleko. Tak bardzo chcial wiedziec, dlaczego go pocalowala. Oczywiscie nie bylby soba, gdyby nie wykorzystal okazji, ale od chwili pojawienia sie Dylana byl pewien, ze Molly juz go nie lubi. Odsunal pasemko wlosow z jej twarzy.

– Jedna chwila starczy, by zaniknac drzwi i zaczac wszystko od poczatku, ale musze byc pewny, ze ty tez tego chcesz i nie bedziesz potem zalowac.

– Ja… – Molly wyprostowala sie gwaltownie, wysunela z jego ramion i zachwiala sie, wiec wyciagnal rece, by ja przytrzymac.

Ale zaraz ja puscil. Wyraz jej oczu powiedzial mu wszystko. Magia zniknela, powrocila rzeczywistosc.

– Nie moge uwierzyc, ze posunelismy sie tak daleko. Przeciez jestesmy w biurze. I dziecko…

– Dziecko spi jak zabite. Nikt nas nie widzial ani nie slyszal naszych glosow. Tylko my wiemy, co sie tutaj stalo. – Bal sie, ze to juz nigdy nie wroci. Ta bliskosc. Przez kilka chwil czul sie kochany. Przez kilka chwil mial wrazenie, ze Molly nalezy do niego. Poddal sie jej czarowi, a w zylach czul jeszcze goracy plomien, jaki w nim rozpalila. Niestety, teraz patrzyla na niego zupelnie inna istota.

– Przepraszam, Flynn, bardzo cie przepraszam. – Molly zaczela poprawiac na sobie ubranie, przygladzac wlosy. Na jego oczach zmienila sie z pelnej pozadania dziewczyny w surowa, dystyngowana ksiegowa. – Wiem, ze to ja pocalowalam cie pierwsza, ale naprawde nie przypuszczalam, ze tak sie to skonczy…

– Wytlumacz mi wiec, co sie stalo? Dlaczego mnie pocalowalas? – Chwycil ja za reke, by jeszcze przez chwile czuc jej bliskosc. – Cos nas niewatpliwie laczy. Wiemy o tym prawie od poczatku naszej znajomosci. Tak bylo, zanim pojawil sie Dylan. Wtedy niemal przestalas sie do mnie odzywac. Pocalunek byl ostatnia rzecza, jakiej moglem sie spodziewac.

– Ja tez go nie planowalam – powiedziala cicho Molly, starajac sie przez caly czas oswobodzic swoja reke. Twarz miala zaczerwieniona, a glos jej drzal. – To dlatego, ze zaczales mowic o dziecku… Do diabla, moze ty tego nie widzisz, ale jestes taki uroczy, gdy zajmujesz sie Dylanem. Nawet wtedy, gdy sie go boisz. Nigdy nie przypuszczalam, ze mozesz sie bac malego dziecka. I jeszcze cos… od kilku dni obserwuje cie i widze, ze twoj swiat zachwial sie w posadach…

Bylo jej go zal. To z pewnoscia nie poprawilo mu humoru. Wspolczucie i zal byly ostatnimi uczuciami, jakie chcial wywolac u Molly. A to, ze uwazala, iz on boi sie malca, bylo jeszcze gorsze.

On mialby sie bac tego krzykacza? Jak ona na to wpadla? Przeciez od poczatku staral sie sam zajmowac Dylanem, na nikogo nie zrzucac odpowiedzialnosci, nie narzekac, nie skarzyc sie, ze dziecko go przeraza. A juz na pewno nie przed Molly.

– Widze, ze cie obrazilam, Flynn. – Molly zebrala papiery z biurka i ruszyla w strone drzwi. – Naprawde nie chcialam cie krytykowac. Wprost przeciwnie. Po to przyszlam tutaj… to znaczy… przynioslam papiery… ale tez chcialam cie przeprosic. Zbyt pochopnie cie osadzilam. I chce ci jakos pomoc.

– Pomoc? Skinela glowa.

– Nie jest to wiele warte. Mowilam juz ci, ze nie wiem nic o dzieciach, ale ty z dnia na dzien jestes coraz bardziej zmeczony. Boje sie, ze zachorujesz, jesli nie odpoczniesz…

– Czuje sie swietnie – rzekl pospiesznie Flynn, ale po chwili dodal: – Chyba ze uwazasz, iz robie cos zle.

– Nie, nie o to chodzi. Wszyscy widzimy, ze Dylan jest zdrowy jak rybka i calkiem szczesliwy. To ty sie wykanczasz. Przeciez nawet nie miales czasu, by przygotowac sie psychicznie do tej niespodzianki… a jesli nawet nie wiesz, jak dlugo Dylan z toba zostanie, nie mozesz nic zalatwic – ani opiekunki, ani zlobka. Nie masz mozliwosci, by jakos sobie rozlozyc prace. Ale najwazniejsze jest to, ze naprawde potrzebujesz pomocy. Wiesz co… moge pojsc razem z toba do pediatry.

– Dam sobie rade – stwierdzil ze zloscia Flynn. Chociaz juz w myslach widzial zblizajacy sie koszmar. Dylan nienawidzil wszelkich ograniczen swojej ruchliwosci, co oznaczalo, ze zmuszenie go, by zachowywal sie przyzwoicie w gabinecie lekarskim, stawalo sie prawdziwym wyzwaniem. Flynn potrafil sobie natychmiast wyobrazic malca wrzeszczacego ile sil w plucach, podczas gdy on usiluje porozmawiac z lekarzem, zonglujac jednoczesnie dzieckiem, pieluszkami i zabawkami…

Вы читаете Dziecko, on i ta trzecia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату