– Przestan byc taki drazliwy. Nie powiedzialam przeciez, ze nie dasz sobie rady. Spytalam tylko, czy mozna ci towarzyszyc.
– Dobrze – odrzekl, ale zaraz pokrecil przeczaco glowa. – Nie.
– Blyskawicznie podejmujesz decyzje diametralnie rozniace sie od siebie – powiedziala z ironia.
– Nie wiesz, na co sie decydujesz. Nie moge pozwolic, bys przechodzila przez to pieklo.
Molly rozesmiala sie.
– Daj spokoj. Przeciez to nie moze byc trudne dla dwoch doroslych osob. To tylko wizyta u lekarza.
Molly po prostu nie przezyla tylu dni z Dylanem co on i nie wiedziala, z kim ma do czynienia.
Gdy wyszla z pokoju, Flynn usiadl i popatrzyl na spiace dziecko. Teraz wlasciwie nawet oczekiwal tej wizyty, bo Molly bedzie z nim.
Lubil byc z nia. Lubil jej towarzystwo. Ale chcial, zeby bylo tak jak przedtem, gdy jego meska duma nie zostala urazona, a Molly tez lubila go i uwazala za wartosciowego czlowieka. Tak bylo w czasach, ktore mogl oznaczyc jako p. D., czyli „przed Dylanem'.
Dziecko zmienilo wszystko, cale jego dotychczasowe zycie. Zabralo mu sen i zagrozilo jego zdrowiu psychicznemu.
Pocalunek Molly nie mogl mu sprawic przyjemnosci, jesli oznaczal wspolczucie. Ale musi wykorzystac wszystkie mozliwosci i spedzac z nia wiecej czasu, a moze uda mu sie przekonac ja do siebie i odzyskac jej szacunek.
Najwazniejsze, zeby jej udowodnic, ze nie jest nieodpowiedzialnym slabeuszem, ale facetem, ktory potrafi sobie poradzic z kazdym klopotem. Ktory jest konkretny, odpowiedzialny i stanowczy. Jesli uda mu sie przekonac o tym Molly, moze sam tez w to uwierzy.
ROZDZIAL SZOSTY
Molly dobrze wiedziala, ze wizyta u pediatry bedzie prawdziwym wyzwaniem. Inaczej nie zdecydowalaby sie tam pojsc z Flynnem. Dylan byl uroczym dzieckiem, ale bardzo klopotliwym. Oczekiwala wiec, ze beda z nim problemy. Tymczasem najwieksze klopoty sprawial tatus Dylana.
Doktor Milbrook popatrzyl na nia i mrugnal porozumiewawczo. Zrobil to juz kilkakrotnie od poczatku wizyty. Owen Milbrook byl prostolinijnym, niewysokim, szczuplym, dystyngowanym mezczyzna o siwych wlosach. Ale w jego oczach czailo sie poczucie humoru. Molly wyczuwala, ze wielokrotnie mial do czynienia z nadwrazliwymi rodzicami.
Nie widziala twarzy Flynna. Stal pochylony nad stolem, tylem do niej. Ale widziala Dylana, ktory wiercil sie na wszystkie strony mimo staran tatusia i lekarza. Wszyscy naokolo mogli slyszec donosny glos Flynna.
– A co pan teraz robi?
– Sprawdzam jego refleks.
– Chyba nie uderzy go pan tym mlotkiem?
– Aha… – Wymieniony mlotek trafil w odpowiednie miejsce, wywolujac kolejny wrzask z ust Dylana, ktory natychmiast ucichl, gdy tylko mlotek zniknal z jego pola widzenia. Flynn stawal sie coraz bledszy.
– Prosze, zeby mnie pan uprzedzal, jesli bedzie pan chcial go skrzywdzic.
– Teraz chce posluchac jego serca, co moze byc trudne, jesli jednoczesnie bede rozmawial z panem. Przypuszczam, ze jest to panskie pierwsze dziecko, panie McGannon.
– To nie jest tak. Dylan wlasciwie jest… zupelnie wyjatkowym dzieckiem.
– Od razu to spostrzeglem – rzekl lekarz z powaga. – Prawde mowiac, trudno sobie wyobrazic cudowniejsze dziecko. Ale jesli to pana uspokoi, to zareczam, ze pracuje w swoim zawodzie od dziewietnastu lat i jeszcze nigdy zaden moj maly pacjent nie umarl podczas badan, a niemal wszyscy rodzice takze uszli z zyciem. Moze pan spokojnie usiasc i odpoczac.
– Pan nie rozumie, panie doktorze. Pan go nie zna. On ma specyficzny temperament…
– Przysiegam, spotkalem juz podobne dzieci.
– Jest szybszy od blyskawicy…
– Nigdy nie upuscilem dziecka. Nawet tak ruchliwego, jak panskie.
Przez pol minuty Flynn byl spokojny. Molly obserwowala go jednoczesnie rozbawiona i zawstydzona.
Widywala juz Flynna podenerwowanego jakimis problemami w pracy. Jego entuzjazm i energia byly tak wielkie, ze niemal miazdzyl wszystko, co stanelo mu na drodze. Ale liczyl sie z uczuciami innych ludzi, choc czasami nie zauwazal pewnych rzeczy. Nie potrafil rowniez zrozumiec, ze nie wszyscy przebijaja sie przez zycie z glosnym krzykiem i najwieksza szybkoscia.
Czasami bywal beznadziejny, ale nie az tak, jak przy dziecku, ktorego podobno nie chcial, bo uwazal, ze nie jest jego.
Molly zaczela bawic sie kolczykiem. Przed kilkoma dniami miala zamiar trzymac sie z daleka od Flynna i Dylana, Przyrzekla to sobie. Ale gdy obserwowala swego szefa, jak zajmuje sie malcem, miala wrazenie, ze widzi slonia w skladzie porcelany. Byl nie tylko niezgrabny. Zachowywal sie tak, jakby bardziej gwaltowny ruch czy glebszy oddech mogl skrzywdzic dziecko. I z kazdym dniem wygladal coraz gorzej, coraz mizerniej. Wyraznie byl bardzo zmeczony.
Byla zaskoczona, ze nie pojawil sie nikt z jego rodziny. Gdyby to ona znalazla sie w podobnej sytuacji, wszyscy jej bliscy pospieszyliby z pomoca. Flynn nigdy nie mowil o swojej rodzinie i chyba od najdawniejszych lat sam sobie dawal rade. Wszyscy w firmie bez oporow przyjeli obecnosc dziecka, ale przeciez byla to gromadka ekscentrykow pograzonych w pracy, ktora nie zdawala sobie zupelnie sprawy z powagi sytuacji. Wiec to wlasnie Molly musi mu pomoc.
To oczywiscie nie tlumaczylo sytuacji, w jakiej sie niedawno znalazla. Nie mogla zrozumiec, jak to sie stalo, ze calowala sie z Flynnem tak namietnie. Wspomnienie pieszczot co jakis czas powracalo do niej. Te glebokie pocalunki. Jego dotyk wywolujacy dreszcze. I to, co tak latwo bylo zrozumiec – potrzebowal jej. Naprawde. Jakby nie potrafil sobie poradzic ze swoja samotnoscia i potrzebowal jej, Molly, aby mu pomogla.
Ale to przeciez jest niemozliwe. Nawet sama mysl o tym denerwowala ja. Na pozor Flynn byl pelnym zycia, pociagajacym mezczyzna, a ona zupelnie nie miala doswiadczenia, jak z takimi facetami postepowac. Tylko on potrafil przedrzec sie przez skorupe, w ktorej sie zamknela, i stworzyl miedzy nimi wiez, ktora ona z cala naiwnoscia wziela za milosc.
Za kazdym razem, gdy patrzyla na dziecko, widziala swoj blad. Mezczyzni chyba potrafia oddzielac seks od milosci, bo Flynn na pewno nie kochal Virginii. Nawet nie pamietal jej imienia. To bylo przerazajace. Molly zrozumiala, ze i ona mogla znalezc sie w takiej sytuacji – Flynn przespalby sie z nia i o wszystkim zapomnial. Myslala, ze on jest inny, ze cos do niej czuje, ale teraz z bolem serca zrozumiala swoj blad. Nie znala go. Zupelnie go nie znala. Przynajmniej pod tym wzgledem.
Ale gdzies w glebi duszy pojawila sie mysl, ze Flynn chyba nie zna samego siebie. Im dluzej byl z dzieckiem, tym wiecej odkrywala w nim rzeczy, ktore ja zaskakiwaly. Flynna chyba tez.
Dylan wydal z siebie glosny wrzask i Molly zerwala sie na rowne nogi.
– Molly… – Flynn patrzyl na nia blagalnie.
– Jestem. Widze, ze przyda sie wam ktos do pomocy. Chodz do Molly, wielkoludzie. – Badanie juz sie skonczylo i lekarz zamierzal porozmawiac z Flynnem. Dylan mial jednak inne plany. Chcial, zeby go postawiono na podlodze. I to natychmiast. Mial juz dosc przewracania go z boku na bok, naciskania i ogladania. Molly juz potrafila rozpoznac wyraz jego oczu – za chwile ryknie glosem o najwyzszym natezeniu.
Dylan uwielbial byc nagi. Pewnie ma to po tatusiu, pomyslala Molly. Ale juz po paru minutach byl w pelnym rynsztunku, rachunek zostal zaplacony i wizyta zakonczona.
Molly usiadla z tylu, gdy wracali do biura. Musiala zabrac swoj samochod. Zblizala sie piata i ruch byl duzy. Samochody trabily i posuwaly sie wolno jeden za drugim. Niebo pociemnialo, sygnalizujac nadejscie sniezycy.
Flynn kilkakrotnie podziekowal Molly, a potem zamilkl. Nie bylo to dziwne. Czul sie zmeczony, musial skupic sie na prowadzeniu, a Dylan wymyslil nowa gre. Rzucal zabawke, a potem narzekal glosno, ze nie moze jej dosiegnac. Flynn ja podnosil, dzieciak chichotal i znowu „przypadkowo' ja upuszczal. Byl zachwycony ta zabawa. Molly rowniez.