ROZDZIAL SIODMY

– Mol! Pospiesz sie!

– Juz ide. – Molly wbiegla do kuchni, nie zdazywszy nawet wlozyc pantofli. Miala juz na sobie swoj ulubiony granatowy kostium w prazki, ale nie zrobila jeszcze makijazu i po drodze nakladala kolczyki. Zamarla, gdy ujrzala, jaka uczte przygotowal dla niej Flynn.

– Boze wielki! Myslalam, ze zaparzysz tylko kawe i nakarmisz Dylana. Nie musiales tak sie meczyc.

– Musialem. Mysle, ze potrzebujesz porzadnego sniadania, by miec sile, szczegolnie ze pracujesz dla tak wymagajacego pracodawcy. Chcialem ci tez podziekowac za to, ze moglismy przenocowac u ciebie. Sniadanie podano, prosze pani. Prosze mi tylko powiedziec, jaka kawe pani lubi.

– Czarna. – Molly chcialo sie smiac na widok swojej kuchni. Flynn musial zauwazyc jej spojrzenie, bo troche sie speszyl.

– Wiem, ze kuchnia wyglada jak pobojowisko, wiec po prostu nie rozgladaj sie po niej. Pozniej sie zajme sprzataniem. Moj maly pomocnik dzialal tu ze mna.

– Widze. – Molly patrzyla na dziecko, kuchnie, balagan, ale jednoczesnie w oczach Flynna dostrzegla ten specyficzny blysk. Wiedziala dobrze, ze pod maska zartownisia ukrywa swoja wrazliwosc. Kiedy Dylan zawolal do niego „tata', Flynn zamarl na chwile. Byl przerazony, ale jednoczesnie w jego oczach pojawil sie bol. Teraz juz to minelo. Flynn stworzyl sobie doskonaly system obronny. Znowu zartowal, czarowal i staral sieja zabawic, by nie mogla mowic o tym, co sie wydarzylo.

Posadzil ja na krzesle, podal omlet przybrany plastrami pomaranczy i kubek goracej kawy. Ktos zlozyl serwetki, udekorowal stol kwiatami zabranymi z salonu i znalazl nawet lniany obrus. Molly przypuszczala, ze bylo to dzielo kelnera, ktory stal przed nia z kroplami potu na czole, niedbale opasany kuchenna scierka.

Jej miejsce przy stole bylo oaza czystosci na tle reszty pomieszczenia. W powietrzu unosil sie zapach spalonej grzanki. W zlewie pietrzyly sie rondle, patelnie i inne drobiazgi. Dzieciak siedzial na kocyku rozlozonym na podlodze, zajadal grzanke i pil mleko. Sadzac po wygladzie koca, mleko z jednego kubka juz musialo zostac wylane. Wiekszosc dzemu z grzanki znajdowala sie na buzi i spioszkach malca. Poza tym ten urwis musial buszowac w jej szafkach, bo po podlodze turlaly sie puszki z zupa.

– Alez z ciebie pomocnik, chlopcze! – W odpowiedzi na te pochwale Dylan puscil banke z mleka.

– Ten dzieciak to prawdziwy niszczyciel. Obserwujac go, pomyslalam sobie o czyms i dziwie sie, ze tez nikt do tej pory na to nie wpadl. Kiedy znowu wybuchnie jakas wojna, nie powinno sie wysylac na nia zolnierzy, lecz dzieci – roczne i dwuletnie. Powala wroga natychmiast, niszczac wszystko, co jest w zasiegu ich malych raczek. Smakuje ci?

– Pyszne.

Ledwo przelknela kawalek omleta, zadzwonil telefon. Siegnela po sluchawke. Dzwonil Sam, mezczyzna, z ktorym widywala sie od czasu do czasu. Udalo mu sie zdobyc bilety na wieczorny mecz hokeja na wieczor i chcial wiedziec, czy Molly z nim pojdzie.

Rozmowa z Samem nigdy nie byla trudna, wiec Molly obserwowala Flynna. Zajal sie wkladaniem puszek do kredensu, jednoczesnie probujac powstrzymac Dylana od rzucania w niego platkami.

Nie potrafil uporzadkowac balaganu, ktory sam zrobil.

McGannon byl skomplikowanym czlowiekiem. Domyslila sie, ze postanowil zignorowac ich niedoszly pocalunek i to, ze Dylan swiadomie nazwal go tata. A jednoczesnie z wielka swoboda bawil sie w malzenstwo: mamusia, tatus i dziecko szykuja sie do rozpoczecia nowego dnia. Widac zazwyczaj rano ma dobry humor, tylko nie wiadomo, jak czesto jest nie ogolony, ma strach w oczach i porusza sie jak blyskawica.

– Dzieki, Sam. Tak. Dam ci znac… – Molly odwiesila sluchawke i siegnela po kubek z kawa.

– A wiec on ma na imie Sam… – stwierdzil Flynn. – To twoj znajomy?

– Przyjaciel. Wpadlam na niego w banku, gdy tylko tu przyjechalam. Tez jest ksiegowym… Flynn, to naprawde nie jest takie wazne, ze dziecko nazwalo cie tata. On po prostu probuje mowic. Na dobra sprawe nie wiem, czy rozumie, co to slowo znaczy…

– Jaki jest ten Sam? Mily? Pytam, bo odnosze wrazenie, ze odrzucilas jego propozycje. Moze on ci sie narzuca…

– Och! – Flynn z delikatnoscia slonia dawal jej do zrozumienia, ze nie zamierza rozmawiac na temat slownictwa Dylana i ojcowskich uczuc, przynajmniej nie w tej chwili. – Daj spokoj Samowi. Jest bardzo mily. Zawsze spotykam sie z milymi chlopcami. Nawet z tego powodu zartowano ze mnie w domu. Moje siostry sprowadzaly czarujacych lobuzow, z ktorych powodu rodzice chorowali na wrzody zoladka. A ja tego nie robilam. Zawsze interesowal mnie taki sam typ – powazny student, porzadnie ostrzyzony, ambitny, pracowity, z obiecujaca przyszloscia…

Zasmiala sie, ale zaraz ucichla. Dylan ruszyl wlasnie w strone szafki z maka i cukrem. Flynn rzucil sie na podloge i wlasnym cialem zaslonil drzwiczki. Potem siegnal po kubek z kawa, z uwaga sledzac kazdy ruch dziecka.

– Dlaczego nie wyszlas za zadnego z tych idealnych mezczyzn?

– Nie wiem. I to mnie martwi. Wszystkie kobiety narzekaja, ze nie moga znalezc odpowiedniego mezczyzny. Ja spotkalam ich kilku, ale zaden z nich nie potrafil zdobyc mego serca.

– Moze te idealy po prostu cie nudza? – zapytal ze smiechem Flynn.

– Kto wie?

Przestal sie smiac, bo Dylan wlasnie wdrapal sie na niego i wepchnal mu za koszule lepka grzanke.

– Trzymaj sie tego, Mol. Nie zadowalaj sie byle kim. Twoje serce z pewnoscia wybierze wlasciwie.

– Jak na mezczyzne calego w dzemie, jestes niezlym filozofem – stwierdzila sucho Molly. – I dlaczego mowa tylko o mnie? Na ciebie kolej. Pogadajmy troche o twojej przeszlosci.

Flynn skrzywil sie.

– Moja przeszlosc jest dosc drazliwym tematem z wiadomych ci wzgledow. Wolalbym pogadac o tym, jak usunac rozne plamy z koszul. Probowalem juz wybielacza.

– Zostaw wybielacz w spokoju. Zamiast jagodowego dzemu kupuj truskawkowy. – Molly zaniosla talerze i sztucce do zmywarki.

– To nie jest dobra rada. Dylan uwielbia jagody.

– Moglabym ci poradzic, zebys czasami mu czegos odmowil, ale szkoda mojego wysilku. Wobec tego kup sobie kilka nowych koszul, twardzielu. Jestem twoja ksiegowa i wiem, ze cie na to stac. A wracajac do twoich przygod milosnych…

– Jak to sie stalo, ze w ogole poruszylismy ten temat?

– Niewazne. Przeciez nie mogles spotykac sie z kobietami podobnymi do Virginii. Chyba byles kiedys zakochany?

– Oczywiscie. Mysle, ze setki razy.

– McGannon! Chodzi mi o uczucie, ktore trwa choc troche dluzej niz nagla burza hormonow.

– Bedac na pierwszym roku uniwerku poznalem pewna dziewczyne, Shannon Rivers. Nie byla piekna, nieco grubawa, nosila okulary, ale bylo w niej cos, co powodowalo, ze nie moglem ani jesc, ani spac. Kiedy znalazlem sie blisko niej, nie potrafilem myslec o niczym. To byla wlasnie taka milosc – klopotliwa, meczaca, o jakiej mowilas… Zamieszkalismy na krotki czas razem, ale musialem na jeden semestr wyjechac do domu z powodow rodzinnych. Gdy wrocilem na uczelnie, nasze drogi sie rozeszly. Moze to i dobrze, bo ona juz zdazyla zaplanowac nasze przyszle zycie – dzieci, meble, zarobki.

Molly spojrzala na niego. Nie wiedziala, dlaczego ciagnie te rozmowe. Oboje prowadzili ja lekkim tonem, choc omawiali trudne i delikatne sprawy. Po raz pierwszy, odkad poznala Flynna, mowil jej o rzeczach, ktorych nie znala, a ktore byly bardzo wazne. Gdzies musiala kryc sie przyczyna, dla ktorej bal sie dziecka, nie chcial byc ojcem, lekal sie malzenstwa.

– To musialo byc trudne dla ciebie przerwac studia i stracic caly semestr?

– Po prostu cos sie wydarzylo. Nic waznego.

Chyba jednak bylo to wazne, bo w oczach Flynna malowala sie powaga, choc nie zdawal sobie z tego sprawy.

– I w tak mlodym wieku podjales decyzje, ze nie chcesz sie zenic i nie interesuje cie normalne zycie, o jakim marzy wiekszosc ludzi?

Вы читаете Dziecko, on i ta trzecia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату