beda spogladali z zazdroscia, beda sobie wyobrazac, jakby to bylo znalezc sie miedzy twoimi mlecznymi udami. Nie, moja sliczna, daje ci lepsza pozycje niz swojej zonie.
– A jak dlugo mialabym pozostac twoja naloznica, milordzie? Czy nasz zwiazek trwalby az do smierci?
Usmiechnal sie do niej.
– Alez praktyczna z ciebie kobieta, Eufemio – dziwil sie. – Bedziesz ma kochanka tak dlugo, jak dlugo mi sie spodoba.
– A co potem, panie?
– Jesli zachowasz urode – odparl szczerze – pewnie znajde ci innego protektora.
Odsunela sie od niego, wzniosla piesci i zaczela go okladac nimi po torsie, krzyczac piskliwym z oburzenia glosem:
– Ty bekarcie! Ty angielski bekarcie. Nie jestem jakas wiejska dziewucha, zebys mogl mi ofiarowac tylko tyle! Pochodze z szanowanej, szlacheckiej rodziny. Mam nazwisko i posag. Powinnam wyjsc za maz, a nie byc jeno kochanica! Nie pojade z toba nigdzie! Nie zmusisz mnie!
Uderzyla go z calej sily.
Zasmial sie, chwycil jej dlon i pocalowal jej wnetrze.
– Nie watpie, ze twoja rodzina jest szanowana i ze ma szlacheckie pochodzenie, ale ty szlachetna nie jestes, Eufemio. Niektore kobiety nie rodza sie szlachciankami. Ty jestes tylko bezwstydnica.
Klocili sie jeszcze, a Robert Hamilton, podejrzewajac, ze potrwa to jakis czas, wrocil do sypialni, otworzyl drzwi i wyszedl. Obszedl wszystkie pokoje, sprawdzajac, czy nikogo w nich nie ma, a kiedy upewnil sie, ze wszyscy uciekli, wrocil na swoje miejsce w sekretnym korytarzyku przy bibliotece. Sluzba i rodzenstwo uciekli i schowali sie w bezpiecznym miejscu, a Jasper i jego siostra nie posuneli sie w dyskusji ani o jote.
– Na litosc boska, Eufemio – uslyszal glos Jaspera -jestes jedyna kobieta, do ktorej czulem tyle namietnosci! To dla ciebie za malo?
– Namietnosci? – zasmiala sie prawie histerycznie Eufemia. – Coz ty wiesz o namietnosci. Wieprzem jeno jestes w porownaniu z hrabia Dunmor! – Znow sie rozesmiala, spojrzawszy na zaskoczona twarz sir Jaspera. – Tak – potwierdzila jego podejrzenie – hrabia juz mnie posiadl i powiem ci tylko, ze jego miecz, w porownaniu z twoim malenkim sztylecikiem, jest jak u wielkiego ogiera! – sklamala, probujac wzniecic w nim zazdrosc.
Twarz Anglika pociemniala, a usta wykrzywily sie z wscieklosci. Uderzyl ja tak mocno, ze Robert uslyszal, jak zadzwonily jej zeby.
– Twierdzisz, ze powinnas byc czyjas zona, suko, a ja twierdze, ze masz serce z lodu i czarna dusze. Ty dziwko!
– Ty zazdrosny glupcze – kpila z niego Eufemia. – Nigdy nie udalo ci sie mi dogodzic. Masz meskosc jak maly chlopczyk. Tak powiem calemu swiatu, jesli mnie oszukasz i nie uczynisz swoja zona!
– Jesli nie umiem cie zaspokoic, moja droga, dlaczego wolisz wyjsc za mnie, a nie za swojego jurnego hrabiego? – zapytal sprytnie.
– Bo cie kocham, niech mnie Bog ma w swojej opiece! – przyznala Eufemia.
– Wiec pojedziesz ze mna! – oswiadczyl troche udobruchany jej deklaracja i przekonaniem, ze ma nad nia wladze.
Ona jednak wciaz mu sie opierala.
– Nie, nie pojade.
– Alez tak, moja slodka – odparl stanowczo.
Eufemia Hamilton nie widziala w jego oczach determinacji, ale jej brat, nawet z ukrycia widzial, co sie swieci.
– Jestes moja, Eufemio, i nikomu, nawet bekartowi, przyrodniemu bratu krola Jakuba, hrabiemu Dunmor nie pozwole cie sobie odebrac, poki z toba nie skoncze. – Zmruzyl niebezpiecznie oczy i z nagla gwaltownoscia rzucil ja na podloge, polozyl sie na niej, podciagnal do gory suknie Eufemii, wolna dlonia, uwolnil swego czlonka ze spodni i powiedzial – Pora juz, moja slodka, zebys zadowolila sie znow moim malym sztylecikiem!
Zaskoczona atakiem, Eufemia krzyczala jak kotka obdzierana ze skory. Walila w niego piesciami nawet, kiedy wchodzil w nia, ale po chwili jej oburzenie zelzalo, a z kazdym poruszeniem Anglika namietnosc dziewczyny rosla. Zaczela jeczec z rozkoszy, chwycila palcami jego koszule i rozerwala ja, a potem ostrymi paznokciami drapala jego plecy. Im bardziej Eufemia szalala z namietnosci, tym bardziej rosla namietnosc Anglika.
Robert Hamilton zobaczyl strach w oczach siostry, wiec bezszelestnie wszedl do biblioteki przez ukryte w scianie drzwi. Zawahal sie. Mimo jej bezwstydu, ta kobieta wciaz byla jego siostra. Posladki Anglika zwieraly sie z wysilkiem, zaczynal powoli jeczec, osiagajac szczyt. Eufemia wygiela sie w luk, by poglebic jeszcze jego ruchy.
– Ratuj dzieciaki! – krzyknela i machnela do brata, majac nadzieje, ze pozadliwy kochanek nie zrozumie jej slow.
Robert Hamilton zawahal sie. Milosc do starszej siostry wciaz brala gore nad pogarda.
– Szybko! Szybko! – ponaglala go.
– Jeszcze troche, przygraniczna suko – jeknal Jasper Keane, sadzac, ze mowila do niego. – Mam zamiar wziac cie ostatni raz i, na Boga, troche to potrwa!
Zdwoil wysilki i zaczal znow jeczec, poruszajac sie w niej mocno i siegajac szczytu.
Slyszac slowa Anglika, Robert Hamilton wycofal sie rownie cicho, jak wszedl do biblioteki. Wygladalo na to, ze sir Jasper Keane mial zamiar nacieszyc sie wpierw jego siostra, a potem wycofac swoich ludzi i zostawic ich w spokoju. Mimo to, wolal pozostac w ukryciu, poki Anglicy nie odejda. Wiedzial, gdzie sluzba powinna byla schowac mlodsze dzieci. Teren dookola domu nie zostawial wiele miejsca do ucieczki, ale budynki otaczal gesty zywoplot, a za nim byl gleboki jar. Sluzba i dzieci na pewno schowali sie wlasnie tam.
Stara Una przyciskala George’a, by chlopiec nie plakal glosno ze strachu. Meg i Mary objely sie nawzajem i wytrzeszczaly oczy ze strachu.
– Nic nam nie bedzie, dzieciaki – powiedzial Robert, kiedy do nich dolaczyl i pochylil sie za zywoplotem. – Anglicy niedlugo wyjada, ale na razie musimy tu siedziec cicho jak myszy pod miotla.
– Zabija nas, jesli nas znajda, Robbie? – pisnela mala Mary.
– Tak – odparl szczerze. W takich sytuacjach najlepiej bylo mowic prawde. Od tego zalezalo zycie ich wszystkich.
Na dzwiek glosu Eufemii spojrzal znow w strone domu, ktory widac bylo wyraznie z ich kryjowki. Sir Jasper Keane ciagnal jego starsza siostre po ziemi, a ona opierala sie, przeklinala i kopala ile sil. Kiedy oddalali sie od dworu, Robert wyraznie zauwazyl dwa jezyki ognia wychodzace w domostwa. Jeknal cicho. Ten przeklety bekart spalil dwor Culcairn!
– Jasper! Jasper! Nie rob mi krzywdy! – krzyczala zalosnie Eufemia, probujac uwolnic sie z uscisku kochanka.
Anglik rozesmial sie i jeszcze mocniej pochwycil ja za ognistorude wlosy. Przyciagnal jej twarz do swojej, pocalowal mocno, a potem powiedzial na glos:
– Mowilem ci, Eufemio, ze bedziesz moja tak dlugo, jak mi sie spodoba. Juz przestalas mi sie podobac, przygraniczna suko.
– Wiec mnie wypusc – blagala.
Robert Hamilton slyszal przerazenie w glosie siostry. Strzelala wzrokiem na wszystkie strony, w panice szukajac sposobu ucieczki.
– Wypuscic cie? Do hrabiego Dunmor? Nigdy! Jesli nie bedziesz moja, na Boga, nie bedziesz tez jego. Juz cie nie chce miec za kochanice, Eufemio, ale mam prawo zdecydowac, co z toba zrobic. – Popchnal ja w strone swoich zolnierzy i szybkim ruchem zdarl z niej suknie, puszczajac z uscisku zupelnie naga.
– Nie patrzcie – rozkazal mlodszym siostrom Robert Hamilton, bo wiedzial, co sie za chwile wydarzy, i czul gleboki strach pietrzacy sie w brzuchu.
– Niestety, nie bedzie dzis wielkich lupow, panowie – powiedzial sir Jasper do swoich zolnierzy – ale moze pocieszycie sie tym pieknym cackiem. Wezcie ja sobie dla rozrywki, jest slodka i jedrna. Ja juz dobrze uprawilem dla was zagon, wiec jest gotowa, by ja wziac. Jest wasza!
Popchnal ja w strone mezczyzn. Potknela sie, ale udalo jej sie zachowac rownowage. Anglicy staneli w kole i powoli zblizali sie do niej. Dziewczyna rozgladala sie na boki, szukajac szansy ucieczki. Odruchowo zakryla dlonmi piersi i trojkat wlosow ponizej brzucha, jakby mogla sie w ten sposob obronic. Ogien z plonacego budynku oswietlal jej piekne, biale cialo. Noc byla spokojna i procz trzaskajacego w ogniu drewna nie bylo slychac nic