Wasz strach przed smiercia jest jako drzenie pasterza, co stoi przed majestatem krola, ktory mu za chwile reke na ramieniu polozy, zaszczyt mu czyniac.

Lecz glebiej nizli drzenie, czyz to nie radosc pasterza przenika, iz wkrotce krolewski bedzie nosil znak?

choc w danej chwili wiecej czuje swoj lek.

Bowiem czymze jest umrzec, jak nie stanac nagim w wichrze i roztopic sie w sloncu?

A czym ostatnie wydac tchnienie, jak nie wyzwolic dech zywota z niespokojnych rytmow, by wzniosl sie i rozszerzyl i Boga bez przeszkod juz szukal?

Bedziesz mogl spiewac naprawde, dopiero gdy z rzeki milczenia zakosztujesz wod.

A wspinac sie zaczniesz prawdziwie, gdy na szczycie staniesz;

a gdy ziemia twych czlonkow zazada, ty wowczas w prawdziwy pojdziesz tan.

Pozegnanie

A teraz byl juz wieczor.

I Almitra, kaplanka i wieszczka, rzekla: Blogoslawiony niech bedzie ten dzien i miejsce to, i duch twoj ktory przemowil.

A on odparl: czyz to ja do was mowilem?

Czyz nie bylem sam i sluchajacym?

I zstapil ze schodow swiatyni, kierujac sie ku przystani, a za nim szedl caly lud. Zblizyl sie do statku, a stanawszy na jego pokladzie zwrocil sie raz jeszcze do rzeszy i glosem donosnym przemowil:

Ludu Orfalezu wiatr kaze mi was opuscic, nie tak mi spieszno jak jemu, jednak odplynac musze.

My wedrowcy, szukajacy zawsze najbardziej samotnych drog, zadnego dnia nie rozpoczynamy tam, gdziesmy zakonczyli poprzedni; zaden wschod slonca nie zastaje nas tam gdzie pozegnal zachod.

Nawet gdy ziemia spi, my czuwamy w naszej wedrowce.

Tegiej, zywotnej rosliny jestesmy nasieniem i oto w godzine dojrzalosci duszy i pelni serca, bywamy oddani wichrom i rozsiani po swiecie.

Krotkie byly dni moje wsrod was, a jeszcze krotsze slowa ktorem do was wyrzekl.

Ale gdyby glos moj w was ucichl, a milosc ma zbladla w pamieci, przyjde do was znow i sercem bogatszym, a usty bardziej duchowi powolnymi, przemowie na nowo.

Zaprawde, wraz z morza przyplywem-powroce.

I choc smierc moze mnie ukryc, a wielkie milczenie otulic, bede raz jeszcze zdobywal wasze rozumienie.

I nie bedzie moj wysilek daremny.

Jesli w slowach moich kryje sie prawda, tedy pelniej sie ona objawi i czystszym przemowi glosem, a w slowie blizszym wam i z mysla wasza bardziej spokrewnionym.

Odchodze z wiatrem, ludu Orfalezu, lecz nie oddalam sie w proznie:

a jesli dzien ten nie jest wypelnieniem waszych pragnien, a mojej milosci, niechze bedzie obietnice nastepnego dnia.

Zmieniaja sie tesknoty i potrzeby czlowieka, lecz nie jego milosc,

ani tez chec by milosc ta zaspokoila jego pragnienia, ugasila tesknoty.

Wiedzcie tedy iz z wielkiej Ciszy — powroce.

Mgla co sie o swicie rozprasza, jeno rose zostawiajac na polach, podnosi sie i w chmure gromadzi, az spada deszczem na nowo.

A jam tej mgle byl podobien.

Wsrod ciszy przechadzalem sie po sciezkach waszych, a duch moj wstepowal w progi waszych domostw;

bicie waszych serc ogarnialem swoim, a oddech wasz czulem na mej twarzy; wszystkich was znalem tak dobrze!

O tak! znalem radosci wasze i smutki, a we snie marzenia wasze byly moimi.

Nieraz bywalem miedzy wami jako jezioro wsrod gor:

jak w jeziorze znajdywaly we mnie swoje odbicie szczyty wasze i pochylosci zboczy, a nawet przelotne — jak chmury — stada mysli i pragnien.

A w milczenie moje wpadal strumieniem smiech waszych dzieci,

a rzeka wplywaly tesknoty mlodziezy.

A gdy dosiegaly mej glebi rzeki te i strumienie nie przestawaly spiewac.

Lecz cos slodszego nad ten smiech, wiekszego nad piesn tesknot,

szlo od was ku mnie, bylo to Bezgraniczne w was;

ow Czlowiek Bezkresny w ktorym kazdy z nas jest jeno komorka drobna i watlym nerwem;

Ten, w ktorego piesni wszystek wasz spiew jest jeno szmerem bezglosnym.

W Nim to, w Czlowieku Bezkresnym, sami jestescie bez kresu;

widzac Jego, widzialem was i umilowalem.

Bowiem jakiez to odleglosci moze milosc przemierzyc ktore by nie byly w tej niezmiernej przestrzeni zawarte?

Jakiez to wizje, nadzieje, przeczucia, moga sie wzbic ponad ten lot?

Jako drzewo-olbrzym, kwieciem obsypane, jest w was ow Czlowiek Bezkresny.

Moc jego wiaze was z ziemia, zapach kwiatu unosi w przestwory,

zas w trwalosci jego jestescie niesmiertelni.

Mowiono wam, iz jak w lancuchu, tyle waszej sily co w najslabszym ogniwie;

lecz to jeno polowa prawdy, bowiem moc wasza rowna jest takze mocy najsilniejszego ogniwa.

Mierzyc czlowieka wedle jego najmniejszych czynow, to jakby potege oceanu wedlug powiewnosci jego pian oceniac;

a sadzic was po upadkach waszych, to jakby zmienne pory roku za ich zmiennosc potepiac.

O, zaprawde, oceanowi jestescie podobni.

Choc okrety wasze utknely u waszych brzegow, na przyplyw czekajac, wy jak i ocean, nie macie mocy przyspieszyc tej przyplywu godziny.

Jestescie tez jako pory roku.

Choc wsrod zimy zaprzeczacie swej wiosnie, ona na dnie waszego serca drzemie i usmiecha sie przez sen, a nie zywi urazy.

Nie sadzcie abym mowil to wszystko, abyscie mogli jeden drugiemu rzec: „Chwalil nas i cenil wysoko. Samo dobro w nas widzial.'

Powiadam wam w slowach tylko to, co sami wiecie w waszych myslach.

A czymze jest wiedza slowem wyrazona, jak nie cieniem madrosci bezslownej?

Mysli wasze a moje slowa, to jeno fale co plyna ze swiata tajemnej pamieci, co wszystkich naszych “wczoraj” przechowuje kroniki,

jak i onych zamierzchlych dni, gdy ziemia nie znala jeszcze

siebie ani nas,

i owych nocy gdy ziemski glob chaosem byl jeszcze spowity.

Przychodzili do was ludzie rozumni, by dac wam cos ze swej madrosci, lecz ja przyszedlem by od was cos z madrosci wziac,

a znalazlem to, co jest od niej wieksze;

to plomien ducha w was, co wzmaga sie wciaz i rosnie, a wy, niebaczni, nie widzac jak sie rozszerza, oplakujecie uwiad waszych dni.

To zycie co szuka w cialach przejawu, w nich uwiezione, grobu sie boi.

Ale niema tu grobow.

Te gory i rowniny sa jeno kolebka i droga wzwyz.

Ilekroc przechodzisz kolo pola gdzies pogrzebal swych przodkow, popatrz nan uwaznie, a ujrzysz siebie i dzieci twe w kregu tanecznym zlaczone.

O, jakze czesto weselicie sie, sami o tym nie wiedzac.

Przychodzili do was inni, a wy, za obietnice wierze waszej czynione, darzyliscie ich tylko bogactwem, wladza i zaszczytem;

a ja dalem wam mniej niz obietnice, a byliscie dla mnie stokroc bardziej hojni.

Daliscie mi moja najglebsza tesknote zycia.

Zaiste nie masz wiekszego dla czlowieka daru, nad ten co wszystkie jego zamierzone cele obraca w usta spieczone, a cale zycie w krynice.

A w tym lezy czesc moja i moja nagroda

Вы читаете Prorok
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×