– Witaj, Maggie.

– Uff – syknal ponownie Brad, jakby chcial w ten sposob zamaskowac gleboki rumieniec, ktory pojawil sie na bladych policzkach. Sara zwrocila uwage, ze jego spojrzenie zdecydowanie za dlugo zatrzymalo sie na jej nogach. – No wiec… wszyscy znacie doktor Linton.

Maggie uniosla wzrok do nieba.

– No pewnie – pisnela, a jawna ironia obecna w jej glosie wywolala kolejna fale chichotow.

– Powinniscie wiedziec, ze doktor Linton jest nie tylko pediatra, ale takze naszym patologiem – ciagnal Brad mentorskim tonem, chociaz mowil o rzeczach powszechnie znanych. Nie bez powodu byl przedmiotem wielu zartow w napisach zdobiacych sciany toalet w podstawowce. – Jak sie domyslam, przyszla dzisiaj na komisariat w sprawie sluzbowej. Mam racje, pani doktor?

– Oczywiscie – odparla Sara, wcielajac sie w role osoby rownej mu statusem, chociaz doskonale pamietala, jak zalewal sie rzewnymi lzami na samo wspomnienie o zastrzyku. – Przyszlam na rozmowe z komendantem w sprawie, nad ktora wspolnie pracujemy.

Maggie juz otworzyla usta, zeby zapewne wypaplac jakas zaslyszana od rodzicow przerazajaca plotke na temat stosunkow laczacych Sare z Jeffreyem, ale szybko ugryzla sie w jezyk, gdy znow groznie zaskrzypialo krzeslo Marli. Sara obiecala sobie w duchu, ze w najblizsza niedziele podczas nabozenstwa w kosciele podziekuje Bogu za te nieswiadoma interwencje sekretarki.

Marla odezwala sie jednak tonem rownie wyzywajacym, jak mala Maggie:

– Lepiej pojde sprawdzic, czy komendant Tolliver bedzie mogl cie przyjac.

– Bardzo dziekuje – odparla Sara, pospiesznie rewidujac swoje postanowienie co do wizyty w kosciele.

– No wiec… – mruknal Brad, wciaz strzepujac palcami kurz z czapki. – Moze przejdziemy dalej? – Otworzyl wahadlowe drzwiczki kontuaru, zeby przepuscic swoich podopiecznych, skinal glowa Sarze i mruknal: – Pani wybaczy. – Po czym ruszyl za nimi.

Podeszla do sciany zawieszonej zdjeciami i popatrzyla na znajome twarze. Nie liczac okresu nauki w college’u oraz praktyki w szpitalu Grady’ego w Atlancie, ona rowniez cale zycie spedzila w okregu Grant. Wiekszosc mezczyzn uwiecznionych na fotografiach grywala z jej ojcem w pokera. Mlodsi za czasow jej dziecinstwa byli ministrantami w tutejszym kosciele czy tez pilnowali porzadku podczas meczow lokalnej druzyny futbolowej, gdy miala kilkanascie lat i bezskutecznie probowala poderwac Steve’a Manna, kapitana klubu szachowego. Zanim wyjechala do Atlanty, Mac Anders przylapal ja wlasnie ze Steve’em w niedwuznacznej sytuacji na tylach baru House of Chilidogs. Kilka tygodni pozniej jego woz patrolowy szesciokrotnie przekoziolkowal w czasie poscigu za piratem drogowym, z czego Mac nie wyszedl z zyciem.

Az wstrzasnal nia dreszcz na to wspomnienie i przemknal po plecach niczym odrazajacy dotyk lapek biegnacego pajaka. Szybko przesunela sie do nastepnej grupy zdjec, ktore ukazywaly obsade komisariatu w chwili objecia przez Jeffreya stanowiska komendanta. Przeniosl sie z Birmingham i wszyscy odnosili sie sceptycznie do jego umiejetnosci, zwlaszcza po tym, jak przyjal do sluzby Lene Adams, pierwsza policjantke w historii okregu Grant. Sara odszukala ja na zdjeciu grupowym. Lena trzymala brode wyzywajaco zadarta ku gorze, w jej oczach tlily sie blyski zacietosci. Obecnie w calym okregu sluzylo kilkanascie kobiet, jednakze Adams na zawsze miala zachowac palme pierwszenstwa. Musiala wtedy odczuwac niesamowita presje otoczenia, choc zdaniem Sary ani troche nie nadawala sie do roli meczennicy. Prawde powiedziawszy, odznaczala sie paroma cechami charakteru, ktore Sara uwazala za odrazajace.

– Powiedzial, ze mozesz wejsc – odezwala sie Marla, stajac w wahadlowych drzwiczkach. – To smutne, nieprawdaz? – zapytala, ruchem glowy wskazujac zdjecie Mac Andersa.

– Chodzilam jeszcze do szkoly, kiedy zginal.

– Wiec ci nie powiem, co zrobili temu bydlakowi, ktory zepchnal go z drogi – wycedzila Marla z nieskrywana satysfakcja w glosie.

Sara i tak wiedziala, ze podczas aresztowania gliniarze tak skatowali podejrzanego, ze stracil jedno oko. Ben Walker, ktory byl wtedy komendantem, w niczym nie przypominal Jeffreya.

Marla otworzyla szerzej wahadlowe drzwiczki i powiedziala:

– Siedzi nad jakimis papierami w pokoju przesluchan.

– Dzieki – mruknela Sara i po raz ostatni rzucila spojrzenie na zdjecie Maca, zanim ruszyla do sali ogolnej.

Komisariat powstal w polowie lat trzydziestych, kiedy to wladze lezacych blisko siebie miast Heartsdale, Madison i Avondale postanowily polaczyc jednostki policji i strazy pozarnej we wspolne sluzby okregowe. Wczesniej miescila sie w tym budynku hala targowa miejscowej spoldzielni rolniczej. Burmistrz odkupil ja za psi grosz, gdy zbankrutowaly ostatnie spoldzielcze gospodarstwa rolne. W trakcie przebudowy calkowicie zatracony zostal charakter gmachu, czemu nie zaradzily nawet liczne remonty w kolejnych dziesiecioleciach. Z jednego obszernego prostokatnego pomieszczenia przeksztalconego w sale ogolna wyodrebniono jedynie gabinet komendanta w jednym rogu i lazienke w drugim. Syntetyczna ciemna boazeria nadal smierdziala zatechlym dymem tytoniowym pochodzacym jeszcze sprzed wprowadzenia rygorystycznych przepisow antynikotynowych. Podwieszany sufit sprawial wrazenie pokrytego gruba warstwa kurzu bez wzgledu na czestotliwosc wymiany plytek, a terakota na podlodze wciaz zawierala azbest, totez Sara zawsze wstrzymywala oddech, ilekroc szla po spekanej czesci posadzki przed drzwiami lazienki. Zreszta, w tej czesci sali i tak musialaby wstrzymywac oddech, gdyz nic tak wymownie nie swiadczylo o dominacji mezczyzn w tutejszej policji, jak chociazby krotki pobyt przed wejsciem do lazienki komisariatu.

Pchnela ramieniem ciezkie zelazne drzwi przeciwpozarowe, oddzielajace sale ogolna od tylnej czesci komisariatu. To skrzydlo dobudowano przed pietnastu laty, kiedy burmistrz wpadl na pomysl zarobienia dodatkowych pieniedzy za przetrzymywanie aresztantow z sasiednich okregow. Powstal wtedy blok mieszczacy trzydziesci cel, sale konferencyjna oraz pokoj przesluchan, robiacy w tamtych czasach wrazenie wrecz luksusowego, tyle ze zestarzal sie wyjatkowo szybko i nawet mimo polozonej niedawno swiezej farby wygladal niemal rownie obskurnie, jak starsza czesc komisariatu.

Stukajac obcasami po kafelkach podlogi, przeszla prawie na sam koniec dlugiego korytarza i zatrzymala sie przed drzwiami pokoju przesluchan, zeby wygladzic spodnice i zyskac troche na czasie. Od dawna nie byla juz tak zdenerwowana przed spotkaniem z bylym mezem, weszla jednak do srodka z nadzieja, ze niczego po niej nie widac.

Jeffrey siedzial przy dlugim stole zawalonym stertami dokumentow i zapisywal cos w notatniku. Byl bez marynarki, rekawy koszuli mial podwiniete. Nawet nie podniosl glowy, kiedy weszla, musial ja jednak zauwazyc, bo gdy chciala zamknac za soba drzwi, rzekl:

– Zostaw otwarte.

Stanela nad nim i postawila teczke na brzegu stolu. Kiedy wciaz nie podnosil wzroku znad papierow, zaczela sie zastanawiac, czy huknac go ta teczka po glowie czy moze raczej rzucic mu sie do stop. Podobne mieszane uczucia towarzyszyly jej przez caly okres znajomosci z Jeffreyem, to znaczy prawie od pietnastu lat, przy czym, jak dotad, to on zawsze sie przed nia kajal, jeszcze nigdy nie bylo odwrotnie. Dopiero niedawno, cztery lata po rozwodzie, zdolali jako tako ulozyc stosunki miedzy soba. I trzy miesiace temu poprosil ja, by powtornie za niego wyszla, bo urazona duma nie pozwalala mu sie pogodzic z odrzuceniem niezaleznie od tego, ile razy Sara tlumaczyla mu swoje powody. I od rozwodu spotykali sie wylacznie na gruncie zawodowym, jej zas brakowalo juz pomyslow na wyszukiwanie nowych pretekstow.

Tlumiac glosne westchnienie rozpaczy, mruknela:

– Jeffrey?

– Wystarczy, jak polozysz tam swoj raport – rzekl, ruchem glowy wskazujac wolny rog stolu, jakby calkowicie pochlanialo go podkreslanie niektorych wyrazow w spisanych notatkach.

– Sadzilam, ze bedziesz chcial go przejrzec razem ze mna.

– Odkrylas cos niezwyklego? – zapytal, przysuwajac sobie kolejna sterte dokumentow i wciaz nie podnoszac wzroku.

– Owszem. Znalazlam w dolnym odcinku jelita mape z zaznaczonym miejscem ukrycia jakiegos skarbu.

Nie dal sie zlapac na te przynete.

– Opisalas to w raporcie?

– Oczywiscie, ze nie – syknela rozpaczliwym tonem. – Nie mam zamiaru dzielic sie taka fortuna z urzedem podatkowym.

Obrzucil ja ostrym spojrzeniem, swiadczacym wyraznie, ze nie podziela jej poczucia humoru.

Вы читаете Fatum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×