– W jakim wieku jest siostry siostrzenica?

– Anna ma dziewietnascie lat.

– I studiuje na uniwersytecie McGill?

– Tak. – W jej glosie brzmialo ogromne napiecie.

– Siostro, ja naprawde nic…

Uslyszalam cichy placz.

– Wiem, wiem, i naprawde przepraszam, ze sprawiam pani tyle klopotu, pani doktor. – Miedzy slowami wciagala powietrze i brzmialo to tak, jakby miala czkawke. – Wiem, ze jest pani zajeta, wiem, ale moja siostra ma sklonnosci do histerii i nie wiem, co mam jej mowic. Dwa lata temu stracila meza i teraz Anna jest jej calym zyciem. Virginie dzwoni do mnie co pol godziny i zada, bym jej pomogla odszukac corke. Ja wiem, ze to nie nalezy do pani obowiazkow i nie zadzwonilabym, gdybym wiedziala, co mam robic. Modlilam sie, ale, och…

Z przerazeniem uslyszalam, jak wybucha placzem. Lzy zatarly i pochlonely slowa. W glowie mialam zamet. Co mam powiedziec?

Placz ucichl i uslyszalam, jak wyciaga chusteczke i wyciera nos.

– Ja… Ja… Prosze mi wybaczyc. – Glos drzal.

Nigdy nie umialam doradzac. Nawet wobec najblizszych nie potrafie stawic czola emocjom. Wole dzialac.

– Czy juz kiedys cos takiego sie zdarzylo? – Pomoz jej.

– Chyba nie. Ale my nie zawsze z siostra… dobrze sie rozumialysmy. – Znowu byla spokojna i znowu ostrozna w doborze slow.

– Czy miala jakies problemy z nauka?

– Nie sadze.

– Z przyjaciolmi? Moze z chlopakiem?

– Nie wiem.

– Czy zmienila ostatnio swoje zachowanie?

– Co ma pani na mysli?

– Jadla cos innego? Spala mniej albo wiecej niz zwykle? Trudno bylo sie z nia porozumiec?

– Przykro mi. Od kiedy poszla na uniwersytet, nie widuje sie z nia tak czesto jak kiedys.

– Czy chodzi na zajecia?

– Nie jestem pewna. – Ostatnie slowo powiedziala bardzo cicho. Zdawala sie bardzo wyczerpana.

– A jak sie jej uklada z matka?

Dluga przerwa.

– Ich stosunki sa nieco napiete, jak zwykle, ale wiem, ze Anna kocha matke.

Bingo.

– Siostro, Anna mogla chciec spedzic nieco czasu sama. Jestem pewna, ze jezeli zaczekacie dzien lub dwa, na pewno albo wroci, albo zadzwoni.

– Tak, chyba ma pani racje, ale czuje sie taka bezsilna w stosunku do Virginie. Zupelnie oszalala. Nie moge jej przemowic do rozsadku, wiec pomyslalam, ze jezeli moglaby pani jej powiedziec, ze policja szuka, moze by sie… uspokoila.

Wyciagnela znowu chusteczke i znowu poplynely lzy.

– No dobrze, zadzwonie. Nie jestem pewna, czy to cos da, ale sprobuje. Podziekowala mi i sie rozlaczyla. Siedzialam przez chwile, zastanawiajac sie, jakie mam mozliwosci. Pomyslalam o Ryanie, ale McGill lezy na wyspie Montreal. Miejski Wydzial Policji w Montrealu. MWP. Odetchnelam gleboko i wykrecilam numer. Kiedy odebrala recepcjonistka, poprosilam o polaczenie.

– Monsieur Charbonneau, s'il vous plait.

– Un instant, s'il vous plait.

Kiedy wrocila, oznajmila mi, ze Charbonneau tego popoludnia nie ma.

– Czy mam polaczyc z monsieur Claudelem?

– Tak. – Rownie mocno pragnelam wrzodow. Cholera.

– Ciaudel – odezwal sie inny glos.

– Monsieur Claudel. Mowi Tempe Brennan.

Wyobrazilam sobie czubiasty nos Claudela i papuzia twarz, zwykle przyobleczona w wyraz niecheci do mojej osoby. Lubilam go rownie mocno jak czyraki. Ale poniewaz sama nie zajmuje sie ucieczkami nieletnich, nie bylam pewna, do kogo sie zwrocic. Kiedys pracowalismy razem przy kilku sprawach i zaczal mnie nawet tolerowac, wiec mialam nadzieje, ze chociaz mi powie, do kogo mam sie zwrocic.

– Oui?

– Monsieur Claudel, mam raczej niezwykla prosbe. Zdaje sobie sprawe, ze nie nalezy to do pana obowiazkow…

– O co chodzi, doktor Brennan? – Krotko. Claudel nalezal do tych ludzi, w ustach ktorych nawet francuski brzmial zimno. Moze konkretnie, pani kochana.

– Wlasnie dzwonila do mnie kobieta, ktora martwi sie o swoja siostrzenice. Dziewczyna jest studentka na uniwersytecie McGill i wczoraj wieczorem nie wrocila do domu. Myslalam…

– Trzeba wypelnic raport zaginiecia.

– Powiedziano matce, ze nie mozna nic zrobic, dopoki nie minie od czterdziestu osmiu do siedemdziesieciu dwoch godzin.

– Wiek?

– Dziewietnascie lat.

– Nazwisko.

– Anna Goyette.

– Mieszka w campusie?

– Nie wiem. Chyba nie, chyba mieszka z matka.

– Czy byla wczoraj na zajeciach?

– Nie wiem.

– Gdzie widziano ja po raz ostatni?

– Nie wiem.

Kolejna przerwa. Po chwili:

– Wyglada na to, ze malo pani wie. To moze wcale nie byc sprawa dla MWP i na razie to absolutnie nie jest sprawa dla wydzialu zabojstw. – Widzialam, jak puka czyms w jakis przedmiot, ze zniecierpliwieniem na twarzy.

– Tak. Po prostu nie wiem, z kim mam sie skontaktowac – odparowalam. Nie lubie, jak ktos sprawia, ze czuje sie nieprzygotowana. I psuje mi koncept. Jak zwykle, nie wypadlam przed nim najlepiej, zwlaszcza ze jego krytyka mojej metodologii nie byla zbyt uzasadniona.

– Niech pani sprobuje w wydziale osob zaginionych.

Uslyszalam sygnal.

Wciaz bylam wsciekla, kiedy telefon znowu zadzwonil.

– Doktor Brennan – warknelam w sluchawke.

– Wybralam chyba nie najlepsza chwile…? – Miekki akcent z Poludnia silnie kontrastowal z nosowym francuskim Claudela.

– Doktor Jeannotte?

– Tak. Ale prosze mi mowic Daisy.

– Wybacz mi, Daisy. Ja… to bylo kilka ciezkich dni. Co moge dla ciebie zrobic?

– Znalazlam kilka ciekawych materialow na temat rodziny Nicolet dla ciebie. Nie chcialabym wysylac ich przez kuriera, bo kilka z nich to stare i prawdopodobnie wartosciowe egzemplarze. Moze bys wpadla po nie?

Rzucilam okiem na zegarek. Bylo po jedenastej. Do diabla, czemu nie. Moze kiedy bede w campusie, popytam o Anne. Bede miala cos dla siostry Julienne.

– Podjade przed dwunasta. Moze byc?

– Swietnie.

Вы читаете Dzien Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату