Podala mi liste, na ktora zerknelam, ale nie w glowie mi teraz byla Elisabeth Nicolet.

– A to jest ksiazka o epidemii ospy w tysiac osiemset osiemdziesiatym piatym. Moze znajdziesz w niej cos o Elisabeth i jej pracy. A na pewno da ci pojecie o atmosferze tamtych czasow i ogromie cierpienia, jakiego doswiadczyli wtedy mieszkancy Montrealu.

Ksiazka byla nowa i w idealnym stanie, jakby jej jeszcze nikt nie czytal. Przejrzalam kilka stron, nic nie widzac. Czego to Sandy nie zdazyla mi powiedziec?

– Ale te chyba najbardziej ci sie spodobaja. – Podala mi trzy woluminy, ktore wygladaly jak ksiegi rachunkowe i oparla sie, nie przestajac sie usmiechac, ale i przygladajac mi sie badawczo.

Mialy szare okladki, z ciemnoczerwona oprawa i grzbietem. Otworzylam ostroznie pierwsza i przewrocilam kilka stron. Pachniala stechlizna, jak cos, co przez lata lezalo w piwnicy albo na strychu. To nie byla ksiega rachunkowa, ale pamietnik, napisany zdecydowanym, wyraznym pismem. Spojrzalam na pierwsza date: pierwszy stycznia tysiac osiemset czterdziesty czwarty. Ostatniego zapisu dokonano dwudziestego trzeciego grudnia tysiac osiemset czterdziestego szostego.

– Napisal je Louis-Philippe Belanger, wuj Elisabeth. Wiadomo jest, ze mial wielki talent do prowadzenia pamietnika, wiec sprawdzilam w dziale rzadkich dokumentow i przeczucie mnie nie mylilo. Nie wiem, gdzie sa pozostale zapiski, jezeli w ogole sie zachowaly, ale moglabym sie dowiedziec. Zabija mnie, jezeli cos sie tym papierom stanie. – Zasmiala sie. – Pozyczylam te, ktore obejmuja okres czasu siegajacy narodzin Elisabeth i krotkiego okresu po nich.

– To zbyt piekne, by moglo byc prawdziwe – powiedzialam, na chwile zapominajac o Annie Goyette. – Nie wiem, co powiedziec.

– Powiedz, ze bedziesz ich pilnowac jak oka w glowie.

– To moge je wziac?

– Tak. Ufam ci. Na pewno docenisz ich wartosc i odpowiednio je potraktujesz.

– Daisy, zaskoczylas mnie. To o wiele wiecej, niz sie spodziewalam.

Uniosla reke w gescie “nie ma o czym mowic”.

Przez chwile zadna z nas nic nie mowila. Nie moglam sie doczekac chwili, kiedy wyjde i bede mogla sie zajac dziennikami. Przypomnialam sobie jednak o siostrzenicy siostry Julienne. I o slowach Sandy.

– Daisy, czy moglabym zapytac cie o cos, co dotyczy Anny Goyette?

– Oczywiscie. – Nie przestala sie usmiechac, ale w oczach pojawila sie nieufnosc.

– Jak wiesz, pracuje z siostra Julienne, ktora jest ciotka Anny.

– Nie wiedzialam, ze sa spokrewnione.

– Tak. Siostra dzwonila do mnie, aby mi powiedziec, ze Anna nie wrocila od wczoraj do domu i jej matka sie martwi.

Przez caly czas naszej rozmowy bylam swiadoma obecnosci Sandy, ktora zajeta byla czasopismami. Nagle znieruchomiala, co zauwazylysmy obie z Jeannotte.

– Sandy, na pewno jestes zmeczona. Zrob sobie mala przerwe.

– Czuje sie swie…

– Prosze.

Nasze spojrzenia z Sandy spotkaly sie, kiedy, zmierzajac w kierunku wyjscia, przechodzila tuz obok. Ale nic nie wyczytalam z jej twarzy.

– Anna to bardzo zdolna dziewczyna – ciagnela Jeannotte. – Nieco nerwowa, ale swietny umysl. Na pewno nic jej nie jest – orzekla.

– Jej ciotka twierdzi, ze takie znikanie nie jest dla Anny typowe.

– Prawdopodobnie potrzebowala troche czasu dla siebie. Wiem, ze zaistniala pewna roznica zdan miedzy nia a jej matka. Pewnie wyjechala na kilka dni.

Sandy wspomniala, ze Jeannotte byla w stosunku do swoich studentow opiekuncza. Czego ja tu teraz szukalam? Czy ona wiedziala o czyms, o czym nie chciala mi powiedziec?

– Przypuszczam, ze reaguje troche zbyt nerwowo, ale w mojej pracy widze wiele mlodych kobiet, ktorym cos sie przytrafia…

Jeannotte spojrzala na swoje dlonie. Przez chwile siedziala nieruchomo, a potem powiedziala z usmiechem:

– Anna Goyette probuje uwolnic sie od wplywu, jaki ma na nia sytuacja w domu. Tylko tyle moge powiedziec, ale zapewniam cie, ze wszystko z nia w porzadku i jest szczesliwa.

Dlaczego jest taka pewna? Czy ja tez powinnam byc? Do diabla. Nie dalam za wygrana, bo chcialam zobaczyc jej reakcje.

– Daisy, wiem, ze to zabrzmi dziwnie, ale slyszalam tez, ze Anna wplatala sie w jakas sekte satanistyczna.

Usmiech zniknal z jej twarzy.

– Nawet nie zapytam, skad masz takie informacje. Nie dziwi mnie to. – Potrzasnela glowa. – Molestujacy dzieci. Mordercy psychopaci. Zdeprawowani mesjasze. Prorocy zapowiadajacy dzien Sadu Ostatecznego. Satanisci. Zly sasiad, ktory w Halloween rozdaje dzieciom slodycze z arszenikiem.

– Ale takie rzeczy sie naprawde zdarzaja. – Ze zdziwieniem unioslam brwi.

– Rzeczywiscie? A moze to tylko miejskie legendy? Memoraty nowoczesnych czasow?

– Memoraty? – Zastanawialam sie, co Anna moze miec z tym wspolnego.

– Pojecie uzywane przez ludoznawcow okreslajace sposob, w jaki ludzie lacza swoje obawy z popularnymi legendami. W ten sposob tlumaczone sa niecodzienne doswiadczenia,

Wyraz mojej twarzy swiadczyl o tym, ze wciaz nic nie rozumialam.

– Kazda kultura ma swoje bajki i ludowe legendy, ktore sa wyrazem powszechnych obaw i niepokojow. Strach przed upiorami, obcymi, kosmitami. Znikniecia dzieci. Jezeli dzieje sie cos, czego nie rozumiemy, tworzymy nowe wersje starych basni. Czarownica porwala Jasia i Malgosie. Czlowiek w centrum handlowym porwal dziecko ktore odeszlo od matki. W ten sposob niesamowite historie staja sie prawdopodobne. Ludzie opowiadaja o porwaniach przez UFO, o tym, ze ktos widzial Elvisa, o zatruciach w Halloween. To sie zawsze przydarza przyjaciolce przyjaciolki, kuzynowi albo synowi szefa.

– To nie bylo zatruc podczas Halloween?

– Pewien socjolog przejrzal relacje prasowe z lat siedemdziesiatych i osiemdziesiatych i odkryl, ze w tym czasie zdarzyly sie tylko dwa otrucia, w obu przypadkach sprawcami okazali sie czlonkowie rodziny. Nie udokumentowano prawie zadnych innych przypadkow. Ale legenda urosla, bo wystepuja tu gleboko zakorzenione leki: utrata dzieci, strach przed noca i nieznajomymi…

Pozwolilam jej mowic, czekajac, kiedy wroci do Anny.

– Slyszalas o mitach wywrotowych? Antropolodzy uwielbiaja dyskutowac o takich sprawach.

Siegnelam w pamieci do mojego seminarium na temat mitologii.

– Zrzucanie winy. Historie, ktore maja na celu znalezienie kozla ofiarnego w przypadku problemu.

– Dokladnie tak. Winni to autsajderzy – rasowe, etniczne albo religijne grupy, ktore niepokoja innych. Rzymianie oskarzali pierwszych chrzescijan o kazirodztwo i ofiary z dzieci. Pozniejsi chrzescijanie oskarzali siebie wzajemnie, a potem Zydow. Przy okazji zginely tysiace ludzi. Pomysl o polowaniach na czarownice. Albo o Holokauscie. A to nie sa stare historie. Po buntach studentow we Francji w poznych latach szescdziesiatych zydowscy sklepikarze oskarzani byli o porywanie nastolatek z przebieralni w butikach.

Cos sobie o tym przypomnialam.

– A ostatnio chodzilo o tureckich i polnocnoafrykanskich imigrantow. Kilka lat temu we Francji rodzice oskarzali ich o porywanie, zabijanie i patroszenie dzieci, chociaz prawie nie notowano wtedy zadnych zaginiec. I mit sie utrzymuje, nawet tutaj, w Montrealu, tylko ze teraz chodzi o wampira, ktory jako czesc rytualu stosuje mordowanie dzieci. – Pochylila sie ku mnie i szerzej otwierajac oczy wrecz wysyczala: – To wlasnie satanisci.

Nigdy nie widzialam, zeby byla az tak ozywiona. Pod wplywem jej slow w moim umysle pojawily sie obrazy. Malachy lezacy na stole z nierdzewnej stali…

– To naprawde nie jest nic dziwnego – ciagnela. – Zaabsorbowanie demonologia zawsze sie zwieksza, kiedy zachodza jakies wazne zmiany spoleczne. Albo pod koniec tysiaclecia. A tym razem chodzi o szatana.

Вы читаете Dzien Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату