– Zginelo?

Przytaknal.

Przelknelam sline.

– A drugie dziecko?

Znowu skinal.

– Juz czlowiek mysli, ze widzial wszystko, a tu sie okazuje, ze wcale nie.

– Jezu. – Zrobilo mi sie zimno. Mialam wielka nadzieje, ze kiedy to sie stalo, te dzieci byly nieprzytomne.

Spojrzalam na Ryana. Patrzyl na scene przy stole, a z twarzy zniknely wszelkie uczucia.

– A co z doroslymi?

Bertrand potrzasnal glowa.

– Wyglada na to, ze kilka razy zostali pchnieci nozem, podcieto im gardla, ale nikt nie zabral ich organow.

LaManche nadal mowil, opisywal zewnetrzne rany. Nie musialam sluchac. Wiedzialam, co oznacza obecnosc zakrzeplej krwi. Tkanka sinieje tylko wtedy, kiedy krazy krew. To dziecko zylo, kiedy wykonywano naciecia. Te dzieci…

Zamknelam oczy, aby zwalczyc pragnienie opuszczenia pokoju. Wez sie w garsc, Brennan. Zrob swoje.

Podeszlam do stolu i przyjrzalam sie ubraniu. Wszystko bylo takie malutkie, takie znajome. Patrzylam na spioszki ze stopkami i miekkim, welnistym kolnierzem i mankietami. Katy miala takich pelno. Pamietam, jak odpinalam i zapinalam zatrzaski zmieniajac jej pieluszke, a ona kopala swoimi malymi tlustymi nozkami jak szalona. Jak sie te rzeczy nazywaly? Mialy specjalna nazwe. Probowalam sobie przypomniec, ale nie moglam sie skupic. Moze moj umysl chcial mnie ochronic, chcac, bym przestala przywolywac osobiste wspomnienia i zabrala sie do roboty, nim sie zupelnie rozkleje,

Krwotok powstal, kiedy dziecko lezalo na lewym boku. Prawy rekaw i ramie spioszkow byly poplamione, ale krew wsiakla po lewej stronie, zmieniajac kolor flaneli na ciemnoczerwony i brazowy. Podobnie podkoszulek i sweterek.

– Trzy warstwy – powiedzialam, nie zwracajac sie do nikogo konkretnego. – I skarpetki.

Bertrand zblizyl sie do stolu.

– Ktos zatroszczyl sie o to, aby nie bylo mu zimno.

– Chyba tak – zgodzil sie.

Kiedy patrzylismy na ubranie, podszedl do nas Ryan. W kazdej sztuce odziezy widniala poszarpana dziura, otoczona malymi rozdarciami, odpowiadajacymi ranom na piersi dziecka. Pierwszy przemowil Ryan:

– Ten maly byl ubrany.

– Tak – odparl Bertrand. – Ale ubranie nie przeszkodzilo w tym okrutnym rytuale.

Nic nie odpowiedzialam.

– Temperance – powiedzial LaManche – wez lupe i chodz tutaj. Cos znalazlem.

Zebralismy sie wokol patologa, a on wskazal na male przebarwienie nieco w lewo i ponizej rany. Gdy podalam mu szklo, pochylil sie, obejrzal siniak i oddal mi lupe.

Kiedy sama sie przyjrzalam, nie moglam uwierzyc w to, co widze. Ta plamka nie wykazywala typowego dla siniaka zylkowania. W powiekszeniu dostrzeglam wyrazny wzor w ciele dziecka, w srodku jakby krzyz, z petelka na koncu, jak krzyz koptyjski albo maltanski. Obramowane to bylo tworzaca prostokat lamana linia. Wreczylam szklo Ryanowi i pytajaco spojrzalam na LaManche'a.

– Temperance, to najwyrazniej jest jakas rana. Tkanka musi byc zachowana. Nie ma dzisiaj doktora Bergerona, wiec bylbym wdzieczny, gdybys mi asystowala.

Marc Bergeron, odontolog w LMS, opracowal metode przenoszenia i utrwalania ran w miekkiej tkance. Najpierw mialo to sluzyc identyfikacji sladow zebow na cialach ofiar przemocy seksualnej. Potem metoda ta zaczela byc rownie skuteczna w procesach usuwania i zachowywania tatuazy i ran na skorze. Widzialam wiele razy, kiedy to robil, asystowalam przy kilku zabiegach.

Z szafki w pierwszym pokoju do autopsji wzielam sprzet Bergerona, wrocilam do dwojki i rozlozylam narzedzia na wozku z nierdzewnej stali. Kiedy zalozylam rekawiczki, fotograf juz skonczyl prace i LaManche byl gotowy. Skinal glowa dajac mi znak, ze moge zaczynac. Ryan i Bertrand obserwowali.

Odmierzylam piec lyzeczek rozowego proszku z plastikowej butelki i wsypalam go do szklanej fiolki, nastepnie dodalam dwadziescia centymetrow szesciennych przejrzystego plynnego monomeru. Wymieszalam i w ciagu minuty mikstura zgestniala i wygladem zaczela przypominac rozowa gline. Uformowalam z niej krag i polozylam go na malej piersi, idealnie obejmujac nim siniak. Akryl byl cieply, kiedy lekko go przycisnelam do skory dziecka.

Aby przyspieszyc proces twardnienia, na kregu umiescilam mokra szmatke i poczekalam. Nie wiecej niz minute pozniej akryl byl juz zimny. Brzegi kregu polalam przezroczystym plynem z tuby.

– Co to jest? – zaciekawil sie Ryan.

– Cyjanoakrylat.

– A wyglada jak Super Glue.

– Bo tak jest.

Delikatnie pociagnelam za krag, by sprawdzic, czy klej juz wysechl. Jeszcze kilka kropli, chwila oczekiwania i krag juz sie solidnie trzymal. Nanioslam na niego date, numer sprawy i kostnicy i okreslilam gore, spod, strone prawa i lewa w odniesieniu do piersi dziecka.

– Gotowe – powiedzialam i odsunelam sie.

Za pomoca skalpela LaManche przecial skore wokol akrylowego kregu, tnac gleboko, aby wyciac tez podskorna tkanke tluszczowa. Krag podtrzymywal skore jak okragla rozowa rama. LaManche wlozyl to wszystko do sloja z przezroczystym plynem, ktory przygotowalam.

– A to co? – znowu zapytal Ryan.

– Dziesiecioprocentowy roztwor formaliny. Za dziesiec, dwanascie godzin tkanka sie utrwali. Krag ma zapobiec jakimkolwiek znieksztalceniom, a pozniej, kiedy poznamy narzedzie zbrodni, bedziemy mogli porownac je z rana i sprawdzic, czy pasuja do siebie. I, oczywiscie, bedziemy mieli zdjecia.

– Same zdjecia nie wystarcza?

– To nam umozliwi przeswietlenie.

– Przeswietlenie?

Naprawde nie mialam ochoty na wyglaszanie wykladu, wiec uproscilam to, jak moglam.

– Tkanke mozna podswietlic i zobaczyc, co sie dzieje pod skora. Czesto mozna zobaczyc drobne rzeczy niedostrzegalne na powierzchni,

– Jak pani mysli, czym to zrobiono? – zapytal Bertrand.

– Nie mam pojecia – odparlam zamykajac sloj i wreczajac go Lisie.

Kiedy sie odwracalam, poczulam przejmujacy smutek i, nie mogac sie powstrzymac, unioslam drobna raczke. Byla miekka i chlodna. Obrocilam krazki na nadgarstku.

M-A-T-H-I-A-S.

Przykro mi, Mathias.

Unioslam wzrok i dostrzeglam patrzacego na mnie LaManche'a. W jego oczach odbijala sie podobna mojej rozpacz. Odsunelam sie, a on zaczal dalsze badania. Wiedzialam, ze wytnie i wysle na gore koncowki wszystkich kosci przecietych przez morderce, ale nie wiazalam z tym zbyt wiele nadziei. Chociaz nigdy nie szukalam sladow narzedzi zbrodni u tak malej ofiary, to jednak podejrzewalam, ze zebra niemowlecia sa zbyt drobne, aby zachowane na nich zostaly jakiekolwiek szczegoly.

Sciagnelam rekawiczki i obrocilam sie do Ryana w chwili, kiedy Lisa w piersi dziecka wykonala naciecie w ksztalcie litery Y.

– Czy sa tutaj zdjecia z miejsca zbrodni?

– Jedynie kopie zapasowe.

Podal mi duza brazowa koperte z kompletem polaroidow. Podeszlam z nimi do biurka koronera.

Na pierwszym byl najwiekszy z budynkow gospodarczych w St-Jovite. Stylem przypominal glowny dom. Nastepne zdjecie zrobiono wewnatrz, ze szczytu schodow w dol. Przejscie bylo waskie i ciemne, z obu stron ograniczone scianami, z drewnianymi poreczami przytwierdzonymi do scian, na kazdym ze stopni pod scianami lezaly stosy smieci.

Вы читаете Dzien Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату