Daisy Jeannotte nie drgnela.

– Pani doktor, ta pani chce zadac kilka pytan, wiec wydawalo mi sie, ze nic sie nie stanie, jezeli zaczeka. Zajmuje sie badaniami medycznymi. – Glos jej prawie drzal.

Jeannotte nie spojrzala w moim kierunku. Nie mialam pojecia, co sie dzieje.

– Ja… ja ukladam czasopisma. My tylko rozmawialysmy. – Nad jej gorna warga pojawily sie kropelki potu.

Po dluzszej chwili Jeannotte przeniosla na mnie swoj wzrok.

– Wybrala pani niezbyt stosowna chwile, panno…? – Miekko. Tennessee, moze Georgia.

– Doktor Brennan. – Wstalam.

– …doktor Brennan.

– Przepraszam, ze przyszlam tak nieoczekiwanie. Pani sekretarka powiedziala mi, ze o tej godzinie ma pani dyzur.

Przez chwile bacznie mi sie przygladala. Miala gleboko osadzone oczy, a teczowki tak jasne, ze prawie bezbarwne. Podkreslala to przyciemniajac brwi i rzesy. Jej wlosy byly tez nienaturalnie ciemne.

– Coz – odezwala sie w koncu – skoro pani juz tu jest. Co chcialaby pani wiedziec? – Stala nieruchomo przy drzwiach. Nalezala do ludzi, ktorzy nigdy nie traca spokoju.

Opowiedzialam jej o siostrze Julienne i o sprawie z Elisabeth Nicolet, nie podajac przyczyny mojego zainteresowania.

Myslala przez chwile, a potem przeniosla wzrok na swoja asystentke. Mloda kobieta bez slowa odlozyla czasopisma i pospiesznie opuscila biuro.

– Prosze wybaczyc mojej asystentce. Jest bardzo nerwowa. – Rozesmiala sie cicho i potrzasnela glowa. – Ale swietna jako studentka.

Podeszla do krzesla naprzeciwko mnie i obie usiadlysmy.

– Te czesc popoludnia zazwyczaj rezerwuje dla studentow, ale zdaje sie, ze dzis nikt nie przyjdzie. Moze herbaty? -W jej glosie zabrzmiala slodycz typowa dla pan z kola gospodyn.

– Nie, dziekuje. Wlasnie jadlam lunch.

– A wiec zajmuje sie pani badaniami medycznymi?

– W pewnym sensie. Jestem antropologiem sadowym, na wydziale Uniwersytetu Polnocnej Karoliny w Charlotte. Tutaj prowadze konsultacje dla koronera.

– Charlotte to cudowne miasto. Czesto tam bywam.

– Dziekuje. Nasz campus bardzo sie rozni od McGill, jest architektonicznie nowoczesny. Zazdroszcze pani tego wspanialego gabinetu.

– Tak, jest zachwycajacy. Birks powstal w tysiac dziewiecset trzydziestym pierwszym i na poczatku nazwano go Katedra Teologii. Budynek nalezal do Zespolu Kolegiow Teologicznych, zanim McGill nie nabyl go w czterdziestym osmym. Czy wie pani, ze Szkola Teologii to jeden z najstarszych wydzialow McGill?

– Nie mialam pojecia.

– Oczywiscie teraz nazywamy sie Wydzialem Nauk Religijnych. A wiec interesuje pania rodzina Nicolet. – Skrzyzowala nogi w kostkach i oparla sie wygodnie. Niepokoily mnie te bezbarwne oczy.

– Tak. A zwlaszcza miejsce narodzin Elisabeth i co robili w tym czasie jej rodzice. Siostra Julienne nie zdolala odnalezc jej metryki urodzenia, ale jest pewna, ze mialo to miejsce w Montrealu. Uwazala, ze pani moglaby mi i pomoc.

– Siostra Julienne. – Znowu sie zasmiala, zabrzmialo to jak woda splywajaca po skalach. Po chwili spowazniala. – Istnieje sporo zapiskow o nich i tych sporzadzonych przez czlonkow rodzin Nicolet i Belanger. W naszej bibliotece znajduje sie bogate archiwum dokumentow historycznych. Na pewno znajdzie pani tam wiele informacji. Moglaby pani takze sprobowac w Archiwum Prowincji Quebek, w Kanadyjskim Stowarzyszeniu Historycznym i Publicznym Archiwum Kanady. – Miekkie, poludniowe tony zabrzmialy niemal mechanicznie. Czulam sie jak studentka drugiego roku pracujaca nad referatem.

– Warto by przejrzec czasopisma, na przyklad Raport Kanadyjskiego Stowarzyszenia Historycznego, Doroczny Przeglad Kanadyjski, Raport Archiwow Kanadyjskich, Kanadyjski Przeglad Historyczny, Transakcje Literackiego i Historycznego Stowarzyszenia Quebecu, Raport Archiwow Prowincji Quebec, albo Transakcje Krolewskiego Stowarzyszenia Kanady. – Zabrzmiala jak z tasmy. – I oczywiscie istnieja setki ksiazek. Ja sama wiem niewiele o tym okresie historycznym.

Wyraz mojej twarzy musial odzwierciedlac moje mysli.

– Prosze sie nie zniechecac. Trzeba tylko znalezc troche czasu.

Nigdy nie znalazlabym tyle czasu, by przebrnac przez taki material. Sprobowalam z innej strony.

– Czy wie pani cos o okolicznosciach towarzyszacych narodzinom Elisabeth?

– Niewiele. Jak juz mowilam, nie zajmowalam sie tymi czasami. Wiem kim ona jest, oczywiscie, i wiem o jej pracy w czasie epidemii ospy w tysiac osiemset osiemdziesiatym piatym. – Przerwala na moment, by jeszcze staranniej dobrac slowa. – Ja zajmowalam sie ruchami mesjanistycznymi i nowymi systemami wierzen, a nie tradycyjnymi religiami eklezjastycznymi.

– W Quebecu?

– Nie tylko. – Wrocila do rodziny Nicolet. – Rodzina w swoich czasach byla dobrze znana, wiec moze zainteresowalaby sie pani historiami ze starych gazet. Wychodzily wtedy cztery anglojezyczne dzienniki: Gazette, Star, Herold i Witness.

– Znajde je w bibliotece?

– Tak. I, oczywiscie, byla prasa francuska, La Minerye, Le Monde, La Patrie, L'Etendard i La Presse. Gazety francuskie byly nieco mniej popularne i jakby ciensze niz angielskie, ale na pewno we wszystkich zamieszczano obwieszczenia o narodzinach.

Nie pomyslalam wczesniej o zapiskach prasowych. To wydawalo sie latwiejsze.

Wyjasnila mi, gdzie znajde mikrofilmy z gazetami, i obiecala sporzadzic dla mnie liste zrodel. Przez chwile rozmawialysmy o innych sprawach. Zaspokoilam jej ciekawosc co do mojej pracy. Porownalysmy doswiadczenia, dwie profesorki w zdominowanym przez mezczyzn uniwersyteckim swiecie. W koncu pojawila sie studentka. Jeannotte popukala w zegarek i pokazala jej piec palcow, mloda kobieta zniknela.

Wstalysmy rownoczesnie. Podziekowalam jej, zalozylam kurtke i szalik. Bylam juz w drzwiach, kiedy zatrzymala mnie pytaniem.

– Czy nalezy pani do jakiegos kosciola, doktor Brennan?

– W dziecinstwie nalezalam do kosciola rzymskokatolickiego, ale obecnie nie naleze do zadnego.

Niesamowite oczy spojrzaly w moje.

– Czy wierzy pani w Boga?

– Doktor Jeannotte, sa dni, kiedy nie wierze, ze nadejdzie jutro.

***

Kiedy rozstalam sie z doktor Jeannotte, spedzilam godzine w bibliotece, przegladajac historyczne ksiazki, w indeksach szukajac nazwisk Nicolet albo Belanger. Znalazlam je w kilku z nich i sprawdzilam, wykorzystujac przywileje wykladowcy.

Kiedy wyszlam, juz sie sciemnialo. Padal snieg, zmuszajac przechodniow do chodzenia po ulicy albo ostroznego stapania po waskich wydeptanych szlakach na chodniku, w obawie przed glebokim sniegiem. Ruszylam za para, dziewczyna szla na przedzie, chlopak za nia, jego rece spoczywaly na jej ramionach. Paski przy ich chlebakach kolysaly sie w przod i w tyl wraz z balansem bioder, kiedy starali sie nie wyjsc poza waski przesmyk chodnika wolny od sniegu. Czasami dziewczyna zatrzymywala sie, by jezykiem schwytac platek sniegu.

Po zmroku spadla temperatura i kiedy doszlam do samochodu, przednia szybe pokrywal lod. Znalazlam skrobaczke i walczac z lodowa powloka przeklinalam moj instynkt wedrowca. Gdybym miala choc odrobine zdrowego rozsadku, bylabym teraz na plazy.

Jadac do domu przywolalam scene z gabinetu Jeannotte, starajac sie odgadnac powod dziwnego zachowania asystentki. Dlaczego byla taka nerwowa? Wydawalo sie, ze czuje respekt przed Jeannotte, znacznie przekraczajacy szacunek okazywany przez studentow. O swoim pobycie na ksero wspomniala trzy razy, ale kiedy ja spotkalam na korytarzu, nie miala nic w reku. Dopiero teraz zdalam sobie sprawe, ze nie wiem nawet, jak miala na imie.

Вы читаете Dzien Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату