Luk zebow Tanguaya byl za waski, a krzywa z przodu byla wygieta pod zdecydowanie ostrzejszym katem, niz ta odcisnieta w serze. Na nalozonych na siebie zdjeciach widac bylo podkowe na tle kawalka polokregu.

Bardziej rzucajace sie w oczy bylo to, ze czlowiek, ktory nagryzl ser w mieszkaniu przy rue Berger, mial nieregularna przerwe po prawej stronie normalnej przerwy w plaszczyznie srodkowej, a sasiadujacy z nia zab wyrastal pod katem trzydziestu stopni, przez co rzad zebow wygladal jak palisada. Amator sera mial mocno oblamanego siekacza i dziwnie wykreconego trzonowca.

Zeby Tanguaya byly rowne i nie bylo miedzy nimi przerw. Jego zgryz nie zdradzal zadnej z cech widocznych na odciskach w serze. To nie on ugryzl ten ser. Albo Tanguay mial goscia na rue Berger, albo mieszkanie przy rue Berger nie ma zupelnie nic wspolnego z Tanguayem.

40

Czlowiek, ktory korzystal z mieszkania przy rue Berger, kimkolwiek nie byl, zabil Gabby. Rekawiczki pasowaly do siebie. Bylo wysoce prawdopodobne, ze Tanguay nie jest tym czlowiekiem. To nie jego zeby wgryzly sie w ser. St. Jacques nie byl Tanguayem.

– Kim ty do diabla jestes? – Moj zachrypniety glos macil cisze panujaca w mieszkaniu. Niepokoj o Katy wybuchnal we mnie z pelna sila. Dlaczego sie nie odezwala?

Zadzwonilam do Ryana do domu. Nikt nie odbieral. Zadzwonilam do Bertranda. Juz wyszedl. Zadzwonilam do sali brygady specjalnej. Nikogo.

Wyszlam przed dom i przez plot spojrzalam na pizzerie po drugiej stronie ulicy Uliczka byla pusta. Obserwujacych dom policjantow odwolano. Bylam zdana na siebie.

Przebieglam w myslach rozne mozliwosci. Co moglam zrobic? Niewiele. Nie moglam wyjsc z domu. Musialam byc na miejscu, gdyby Katy wrocila. Gdy Katy wroci.

Spojrzalam na zegar – 7:10 wieczorem. Dokumenty. Zajac sie dokumentami. Co jeszcze moglam zrobic, bedac w mieszkaniu? Moj azyl stal sie moim wiezieniem.

Przebralam sie i poszlam do kuchni. Chociaz mialam zawroty glowy, nie wzielam zadnego lekarstwa. I bez tego moj umysl byl zamulony. Rozwale zarazki witamina C. Wyjelam z lodowki duza puszke zimnego soku pomaranczowego i zaczelam rozgladac sie za otwieraczem. Niech to. Gdzie on jest? Nie mialam cierpliwosci, zeby go szukac, wiec chwycilam noz do miesa i zrobilam nim dziure w puszce, zeby sie dostac do soku. Potem dzbanek. Woda. Zamieszac. I do roboty. Posprzatasz pozniej.

Chwile pozniej siedzialam juz szczelnie owinieta koldra na kanapie, a chusteczki i sok mialam w zasiegu reki. Bawilam sie swoimi brwiami, zeby trzymac nerwy na wodzy.

Damas. Zaglebilam sie w dokumentach, ponownie odwiedzajac miejsca, nazwiska i daty, ktore juz wczesniej znalam. Monastere St. Bernard. Nikos Damas. Ojciec Poirier.

Bertrand po raz drugi przesluchiwal ojca Poirier. Czytalam ponownie jego zeznania, ale mialam powazne problemy z koncentracja. Ojczulek wlasciwie potwierdzil swoje wczesniejsze zeznania. Przejrzalam zapis pierwszej z nim rozmowy, szukajac jakichs nazwisk, ktorymi mozna by sie zainteresowac, jakichs poszlak, ktore moglyby okazac sie przydatne, i czulam sie troche tak, jakbym grala w podchody. Daty zostawilam na pozniej.

Kto byl dozorca? Roy. Emile Roy. Zaczelam szukac jego zeznan.

Nie bylo ich tutaj. Przejrzalam wszystkie papiery w skoroszycie i nic. Na pewno ktos z nim rozmawial. Nie moglam jednak sobie przypomniec, zebym widziala raport. Dlaczego go tutaj nie ma?

Siedzialam przez chwile, a moj zachrypniety oddech byl jedynym dzwiekiem we wszechswiecie. Wrocilo znajome juz uczucie, ze do swiadomosci chce sie przebic jakas nie w pelni uformowana mysl, jak mrowienie zwiastujace migrene. Poczucie, ze cos przegapilam, bylo silniejsze niz kiedykolwiek, ale caly czas nie wiedzialam, o co chodzi.

Ponownie przejrzalam zeznanie Poiriera. Roy opiekuje sie budynkiem i przyleglym terenem. Pali w piecu. Odgarnia snieg.

Odgarnia snieg? W wieku osiemdziesieciu lat? Dlaczego nie? George Burns to robil. Pokazywali w telewizji. Obrazy z przeszlosci przebiegaly mi przez glowe. Widzialam siebie samotnie siedzaca w samochodzie w nocy, zobaczylam kosci Grace Damas lezace za mna w przesiaknietym deszczem lasku.

Przypomnial mi sie tez sen, ktory mialam tamtej nocy. Szczury. Pete. Glowa Isabelle Gagnon. Jej grob. Ksiadz. Co on powiedzial? Tylko ci, ktorzy pracowali dla kosciola, moga wejsc na jego teren.

Czy to moglo byc to? Czy w ten sposob dostal sie na teren klasztoru i La Grand Seminaire? Czy naszym morderca jest ktos, kto pracuje dla kosciola?

Roy!

Jasne, Brennan, osiemdziesiecioletni seryjny morderca!

Czy powinnam czekac, az odezwie sie Ryan? Gdzie on do diabla jest? Drzacymi rekoma wyciagnelam ksiazke telefoniczna. Jesli znajde numer dozorcy, to zadzwonie.

W St. Lambert byl wymieniony tylko jeden E. Roy.

– Oui. – Zachrypniety glos.

Badz ostrozna. Nie spiesz sie.

– Monsieur Emile Roy?

– Oui.

Wytlumaczylam, kim jestem i dlaczego dzwonie. Tak, dodzwonilam sie do wlasciwego Emile'a Roya. Spytalam o jego obowiazki w klasztorze. Przez dluzszy czas nic nie mowil. Slyszalam charczenie, wdychane i wydychane powietrze, jakby przez otwor u wieloryba. W koncu:

– Nie chce stracic pracy. Dobrze sie opiekuje tym miejscem.

– Wiem. Robi pan tam wszystko sam?

Uslyszalam, jak na chwile przestal oddychac, jakby kamyk zablokowal doplyw powietrza.

– Czasami potrzebuje, zeby mi ktos troszke pomogl. Ich to nic wiecej nie kosztuje. Sam za to place, z mojej pensji. – Prawie skamlal.

– Kto panu pomaga, monsieur Roy?

– Moj bratanek. To dobry chlopak. Przewaznie on zajmuje sie sniegiem. Mialem zamiar powiedziec o tym Ojcu, ale…

– Jak sie nazywa panski bratanek?

– Leo. Nie bedzie mial z tego powodu zadnych klopotow, prawda? To dobry chlopak.

Sluchawka zaczela mi sie slizgac w reku.

– Leo, a dalej?

– Fortier. Leo Fortier. To wnuk mojej siostry.

Zamilkl. Zaczelam sie mocno pocic. Powiedzialam, co trzeba i rozlaczylam sie, moj umysl pracowal na przyspieszonych obrotach, a serce walilo mi jak mlotem.

Uspokoj sie. To moze byc tylko zbieg okolicznosci. Bycie dozorca i pracownikiem na pol etatu u rzeznika nie czyni mordercy. Pomysl.

Spojrzalam na zegar i siegnelam po telefon.

No. Badz tam.

Podniosla przy czwartym sygnale.

– Lucie Dumont. Tak!

– Lucie, trudno uwierzyc, ze ciagle jeszcze tam jestes.

– Mialam klopoty z jakims plikiem w programie instalacyjnym. Wlasnie wychodzilam.

– Potrzebuje czegos. Lucie. To strasznie wazne. Byc moze jestes jedyna osoba, ktora moze mi to zalatwic.

– Tak?

– Chce, zebys sprawdzila kogos. Zrob wszystko, co trzeba, zeby wyciagnac jak najwiecej na temat tego faceta. Mozesz to zrobic?

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×