pojawiaja sie i znikaja.
Zegar z cyframi, ktore zawsze byly inne. Bol. Rece szarpiace, sprawdzajace, unoszace moje powieki. Glosy. Jasne okno. Ciemne okno.
Twarze. Claudel w ostrym swietle jarzeniowym. Jewel Tambeaux na tle bialego, goracego slonca. Ryan w zoltym swietle lampy, powoli przewracajacy strony. Drzemiacy Charbonneau, niebieska, migoczaca poswiata telewizora na jego twarzy.
Mialam w sobie dosyc lekarstw, zeby uspic armie iracka, wiec trudno mi bylo odroznic wywolany lekami sen od jawy. Sny i wspomnienia kreca sie i wiruja jak cyklon wokol swojego oka. Bez wzgledu na to, jak czesto usiluje przypomniec sobie, co sie wtedy ze mna dzialo, nie moge uporzadkowac obrazow.
Spojnosc wrocila w piatek.
Otworzylam oczy i w oslepiajacym sloncu zobaczylam pielegniarke poprawiajaca butelke od kroplowki i wiedzialam, gdzie jestem. Ktos po mojej prawej stronie wydawal ciche, przypominajace cmokanie dzwieki. Odwrocilam glowe i przeszyl ja bol. Rwanie w szyi wskazywalo na to, ze dalszy ruch nie jest dobrym pomyslem.
Ryan siedzial na plastikowym krzesle i wpisywal cos do kieszonkowego kalendarzyka.
– Bede zyla? – spytalam niewyraznym glosem.
–
Przelknelam i powtorzylam pytanie. Czulam, ze mam sztywne i opuchniete wargi.
Pielegniarka siegnela do mojego nadgarstka, polozyla na nim czubki palcow i zaczela patrzec na zegarek.
– Tak mowia. – Ryan wsunal kalendarzyk do kieszeni, wstal i podszedl do lozka. – Wstrzas, zmiazdzenie prawej strony szyi i okolicy gardla w polaczeniu z utrata znacznej ilosci krwi. Trzydziesci siedem szwow, kazdy zalozony starannie przez renomowanego chirurga plastycznego. Prognoza: bedzie zyla.
Pielegniarka spojrzala na niego z dezaprobata.
– Dziesiec minut – powiedziala i wyszla.
Pomimo tego, ze bylam na srodkach uspokajajacych, nagle wspomnienie zasialo we mnie niepokoj.
– A Katy?
– Wyluzuj sie. Za chwile tu przyjdzie. Byla tutaj wczesniej, ale ty bylas nieprzytomna.
Spojrzalam na niego pytajaco.
– Zjawila sie z przyjaciolka tuz przed tym, nim zabrala cie karetka. To jakas jej znajoma z McGilla. Tamtego popoludnia znalazla sie w twoim mieszkaniu bez klucza, ale udalo jej sie przedostac za zewnetrzne drzwi. Wyglada na to, ze twoi sasiedzi niespecjalnie zwracaja uwage na bezpieczenstwo. – Wsunal kciuk za pasek. – Ale nie mogla dostac sie do twojego mieszkania. Zadzwonila do pracy, ale nie bylo cie tam. Wiec zostawila plecak, zebys wiedziala, ze jest w miescie, i poszla spotkac sie z ta swoja znajoma. Sayonara, mamo. Miala zamiar wrocic na kolacje, ale rozpetala sie burza, wiec we dwie twardo siedzialy u Hurleya i popijaly. Probowala dzwonic, ale nie mogla sie polaczyc. Kiedy ja poznalem, byla mocno rozhisteryzowana, ale udalo mi sie ja uspokoic. Ktos z personelu caly czas ma z nia kontakt, zeby ja na biezaco informowac, co sie z toba dzieje. Kilkoro ludzi chcialo ja wziac do siebie do domu, ale wolala spac u przyjaciolki. Przychodzila tutaj codziennie i juz nie moze sie doczekac spotkania z toba.
Pomimo prob ich powstrzymania, pociekly mi lzy ulgi. Ryan podal mi chusteczke i spojrzal na mnie z wyrozumieniem. Moja reka wygladala dziwnie na zielonym, szpitalnym kocu, jakby nalezala do kogos innego. Na nadgarstku mialam plastikowa bransolete. Pod paznokciami widzialam male plamki krwi.
Wspomnienia wracaly. Blyskawice. Raczka noza.
– Fortier?
– Pozniej.
– Teraz. – Bol w szyi wzmagal sie. Wiedzialam, ze nie bede miala ochoty dlugo rozmawiac. Poza tym, niedlugo wroci przeciez nasza Florence Nightingale.
– Stracil mnostwo krwi, ale wspolczesna medycyna ocalila sukinsynowi zycie. Z tego co wiem, to ostrze przejechalo po oczodole, ale potem zesliznelo sie na kosc sitowa, nie uszkadzajac czaszki. Stracil oko, ale zatoki oczne powinny byc w porzadku.
– Widze, ze humor ci dopisuje, Ryan.
– Dostal sie do twojego budynku przez uszkodzone drzwi od garazu, po czym otworzyl sobie twoj zamek. Nikogo nie bylo w domu, wiec zdezaktywowal system alarmowy, wylaczyl prad i w koncu tez telefon. Potem czekal. Pewnie byl w mieszkaniu, kiedy Katy usilowala sie dostac do srodka i zostawila swoj plecak.
Kolejny dreszcz niepokoju. Ciezka reka. Duszaca obroza.
– Gdzie teraz jest?
– Jest tutaj.
Probowalam usiasc, moje cialo tez. Ryan lagodnie popchnal mnie z powrotem na lozko.
– Jest pod silna straza, Tempe. Nigdzie sie nie wybiera.
– To St. Jacques? – spytalam drzacym glosem.
Chcialam zadac jeszcze tysiac pytan, ale wiedzialam, ze jest juz za pozno. Ponownie zaczelam osuwac sie w jame, w ktorej spedzilam ostatnie dwa dni.
Wrocila pielegniarka i zmrozila Ryana wzrokiem. Nie pamietam, kiedy wyszedl.
Kiedy obudzilam sie nastepnym razem, Ryan i Claudel rozmawiali cicho kolo okna. Na zewnatrz bylo ciemno. Chwile wczesniej snila mi sie Jewel i Julie.
– Czy byla tutaj Jewel Tambeaux?
Odwrocili sie w moja strone.
– Przyszla w czwartek. – To Ryan.
– Fortier?
– Juz przeniesli go z R-ki na normalny oddzial.
– Mowi?
– Tak.
– Czy to on jest St. Jacquesem?
– Tak.
– I?
– Moze powinnismy z tym zaczekac, az nabierzesz troche sil.
– Powiedzcie mi.
Spojrzeli po sobie i podeszli blizej.
Claudel odchrzaknal.
– Nazywa sie Leo Fortier. Ma trzydziesci dwa lata. Mieszka poza wyspa z zona i dwojka dzieci. Czesto zmienia prace. Nie ma stalego zatrudnienia. On i Grace Damas mieli romans w 1991 roku. Poznali sie w sklepie miesnym, w ktorym oboje pracowali.
– La Boucherie St. Dominique.
– Oui. – Claudel spojrzal na mnie dziwnie. – Cos sie jednak miedzy nimi psuje. Damas grozi mu, ze powie wszystko zonie, zada od kochanka pieniedzy. On ma juz tego dosyc, wiec umawia sie z nia w sklepie po godzinach, zabija ja i cwiartuje jej cialo.
– Ryzykowne.
– Wlasciciel wtedy wyjechal z miasta, wiec sklep byl zamkniety przez dwa tygodnie. Wszystkie narzedzia byly na miejscu. W kazdym razie tnie ja na kawalki, wywozi cialo do St. Lambert i zakopuje na terenach klasztornych. Wyglada na to, ze jego wujek jest strozem. Albo staruszek dal mu klucz, albo Fortier sam sobie poradzil.
– Emile Roy.
–
Znowu to spojrzenie.
– To nie wszystko – wtracil sie Ryan. – Skorzystal z klasztoru, by zalatwic tez Trottier i Gagnon. Zabral je tam, zabil i pocwiartowal ich ciala w piwnicy. Posprzatal po sobie, zeby Roy niczego nie podejrzewal, ale kiedy Gilbert i chlopcy dzisiaj rano spryskali piwnice Luminolem, niezle swiecila.
– W ten sam sposob mial dostep do Le Grand Seminaire – zauwazylam.