Minelam piekarnie ciastek, stoisko z lodami, stoisko z japonskimi daniami na wynos. Wszystkie polki i lady zostaly pozdejmowane i wcisniete za drzwi. Noze i pily wisialy w rownych rzadkach za pustymi ladami u rzeznika.

Film byl tym, czego mi bylo trzeba. Rozdraznil mnie tylko zarozumialy,. niefrancuski Lancelot w wykonaniu Richarda Gere'a.

Dobre rozegrane, Brennan. Przydalby sie bis.

Przeszlam przez Ste. Catherine i ruszylam w strone domu. Bylo ciagle goraco i bardzo wilgotno. Mgla spowijala swiatlo latarn i unosila sie nad chodnikiem, jak para nad goraca wanna w chlodna, zimowa noc.

Zobaczylam koperte, jak tylko wyszlam z holu i skrecilam w korytarz prowadzacy do moich drzwi. Lezala miedzy klamka a framuga. Najpierw pomyslalam, ze to od Winstona. Moze musi cos naprawic i wylaczy prad albo wode. Nie. On by przeslal zawiadomienie poczta. Skarga na Birdiego? List od Gabby?

Nie. W rzeczywistosci to wcale nie byl list. W kopercie byly dwa przedmioty, ktore polozylam potem na stole, milczace i budzace groze. Gapilam sie na nie, z sercem dudniacym jak oszalale i trzesacymi sie rekoma, rozumiejac, ale odmawiajac przyjecia do wiadomosci tego, co znacza.

Koperta zawierala plastikowa legitymacje. Po lewej stronie plakietki, pod zachodem slonca, wypuklymi, bialymi literami wypisano nazwisko Gabby, date urodzenia i numero d'assurance maladie. Jej zdjecie znajdowalo sie w prawym gornym rogu, miala puszyste dredy i cos srebrnego zwisajacego z kazdego ucha.

Drugim przedmiotem byl pieciocentymetrowy kwadrat wyciety z duzego planu miasta. Plan przedstawial ulice z francuskimi nazwami i tereny zielone w az do bolu znajomych barwach. Zaczelam szukac jakichs charakterystycznych punktow albo nazw, ktore pozwolilyby mi zlokalizowac to miejsca Rue Ste. Helene. Rue Beauchamp. Rue Champlain. Nie znalam tych ulic. Mo ze to Montreal, ale rownie dobrze mnostwo innych miast. Nie mieszkalam w Quebecu wystarczajaco dlugo, zeby wiedziec. Na planie nie bylo drog ani innych cech, ktore bym rozpoznala. Oprocz jednej. Duzego czarnego X-a na srodku wycinka.

Wpatrywalam sie odretwiala w tego X-a. Przez glowe przebiegaly mi straszliwe obrazy, ale odpedzalam je od siebie, odrzucajac jedyny mozliwy do przyjecia wniosek. To byl blef. Tak jak czaszka w ogrodzie. Ten maniak sie mna bawi. Sprawdza, jak bardzo moze mnie przerazic.

Nie wiem, jak dlugo przygladalam sie twarzy Gabby, przypominajac sobie w innych miejscach i okolicznosciach. Szczesliwa twarz w kapeluszu klowna na przyjeciu z okazji trzecich urodzin Katy. Twarz skapana we lzach, kiedy mi powiedziala o tym, ze jej brat popelnil samobojstwo.

W mieszkaniu panowala cisza, a wszechswiat zamarl. Potem ogarnela mnie przerazliwa pewnosc.

To nie byl blef. Dobry Boze, dobry Boze, droga Gabby. Jest mi tak bardzo, tak strasznie przykro.

Ryan odebral przy trzecim sygnale.

– On ma Gabby – wyszeptalam w miare spokojnym glosem, tylko dzieki nadludzkiemu wysilkowi woli. Kostki na mojej dloni zacisnietej na sluchawce byly zupelnie biale.

Nie dal sie zwiesc.

– Kto? – spytal, czujac, ze moj glos maskuje przerazenie, i przechodzac od razu do sedna.

– Nie wiem.

– Gdzie oni sa?

– Nie… nie wiem.

Uslyszalam odglos reki przesuwanej po twarzy.

– Co masz?

Wysluchal mnie, nie przerywajac,

– Cholera.

Chwila ciszy.

– OK. Zawioze mape do centrali, zeby namierzyli to miejsce, a potem wyslemy tam ekipe.

– Ja moge zawiezc mape – powiedzialam.

– Mysle, ze powinnas zostac u siebie. I chce, zeby policjanci znowu zaczeli obserwowac budynek, w ktorym mieszkasz.

– To nie ja jestem w niebezpieczenstwie – wypalilam. – Ten sukinsyn ma Gabby! Pewnie juz i tak ja zabil!

Moja maska zaczela sie sypac. Staralam sie opanowac rozdygotane rece.

– Brennan, niedobrze mi na mysl o twojej przyjaciolce. Pomoglbym jej, na ile to tylko mozliwe. Uwierz mi. Ale nie wolno ci tracic glowy. Jesli ten psychopata ma tylko jej torebke, ale nie ja sama, pewnie nic jej nie jest, niezaleznie, gdzie teraz jest. Jesli ja ma i pokazal nam, gdzie ja znalezc, zostawi ja w takim stanie, w jakim chce, zebysmy ja znalezli. Nic na to nie poradzimy. Jak na razie, ktos umiescil koperte w twoich drzwiach, Brennan. Ten sukinsyn byl w twoim budynku. Zna twoj samochod. Jesli ten facet jest zabojca, to nie zawaha sie, zebys ty tez znalazla sie na liscie ofiar. Szacunek dla zycia nie jest szczegolnie silna cecha jego osobowosci, a wyglada na to, ze teraz skoncentrowal sie na twoim zyciu.

Mial racje.

– I nasle kogos na faceta, ktorego sledzilas.

Mowilam powoli i cicho.

– Chce, zeby zadzwonili do mnie, jak tylko namierza to miejsce.

– Ale Bren…

– Czy to taki problem? – Spytalam juz nie tak cicho.

To bylo irracjonalne i wiedzialam o tym, ale Ryan byl czuly na rosnaca we mnie histerie, a moze to byla wscieklosc? Moze po prostu nie chcial ze mna dyskutowac.

– Nie.

Ryan wpadl po koperte kolo polnocy, a z centrali zadzwonili godzine pozniej. Zdjeli jeden odcisk z legitymacji. Moj. X oznaczal opuszczona dzialke w St. Lambert. Godzine pozniej zadzwonil do mnie Ryan. Radiowoz sprawdzil te dzialke i wszystkie okoliczne budynki. Nic nie znalezli. Ryan zorganizowal ekipe na rano. Z psami. Wracamy na poludniowy brzeg.

– O ktorej jutro? – spytalam drzacym glosem. Smutek po stracie Gabby byl juz nie do wytrzymania.

– Zalatwie ich na siodma.

– Szosta.

– Szosta. Podjechac po ciebie?

– Dzieki.

Zawahal sie.

– Byc moze nic jej nie jest.

– No.

Odbebnilam wszystkie normalne czynnosci, ktore robie przed snem, chociaz i tak wiedzialam, ze nie zasne. Zeby. Twarz. Krem do rak. Koszul; i nocna. Potem krecilam sie po pokojach, starajac sie nie myslec o kobietach z tablic. Zdjeciach z miejsc zbrodni. Opisach autopsji. Gabby.

Poprawilam zdjecie, przestawilam waze, podnioslam paprocha z dywanu Bylo mi zimno, wiec zaparzylam sobie herbate i skrecilam klimatyzacje. Kilka minut pozniej wlaczylam ja ponownie. Birdie wycofal sie do sypialni, bo mial juz dosyc mojego krecenia sie bez celu, ale ja nie moglam przestac. Poczucie bezradnosci wobec wiszacego w powietrzu horroru bylo nie do zniesienia.

Kolo drugiej wyciagnelam sie na kanapie, zamknelam oczy i probowalam rozluznic sie. Skoncentrowac sie na odglosach nocy. Szumie kompresora od klimatyzacji. Sygnale karetki. Kapaniu wody z kranow pietro wyzej. Wodzie przeplywajacej przez rury. Skrzypieniu drewnianych scian.

Zaczelam myslec obrazami. Bylo ich mnostwo i przebiegaly mi przez glowe, krecac sie i przewracajac jak fragmenty z serialu o wymarzonym Hollywood. Widzialam otwarta klatke piersiowa Chantale. Wypatroszony brzuch Morisette-Champoux. Gnijaca glowe, ktora byla Isabelle Gagnon Odcieta reke. Odcieta piers lezaca w trupio bladych wargach. Niezywa malpe. Figurke. Przetykaczke. Noz.

Nic nie moglam na to poradzic. Ogladalam film o smierci, udreczona my sla, ze Gabby stanowi czesc obsady. Niebo zaczynalo blednac, kiedy wstalam, zeby sie ubrac.

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×