na kowadlo. To tutaj na koncu to dwurog, rozumiesz? Powtorz.

— Dwurog.

— A to gardziel. To stol… Nie jest pokryty stala tyglowa, zeby dluto sie nie stepilo, kiedy w nia uderzy. Tu mamy karb w stole, gdzie mozna pracowac z goracym zelazem. To otwor na przecinak, gdzie wkladamy koniec wydluzaka, gladzika i foremnika. A to otwor punktaka, bo kiedy wybijam dziury w zelaznej tasmie, wlasnie tutaj trafia punktak. Zapamietales to wszystko?

— Chyba tak, psze pana.

— W takim razie pokaz mi czesci kowadla.

Alvin wymienil je jak najlepiej potrafil. Nie pamietal ich funkcji, ale poszlo mu chyba niezle, bo kowal z usmiechem pokiwal glowa.

— Chyba nie jestes przyglupkiem. Uczysz sie szybko. To dobrze, ze jestes duzy jak na swoj wiek. Nie musze przez pierwsze cztery lata trzymac cie przy miotle i miechach, jak mniejszych chlopcow. Ale twoj wiek… to klopot. Normalnie uczniowie terminuja u mnie siedem lat, ale twoj tata pisze w umowie, ze poki nie skonczysz siedemnastu.

— Mam juz prawie dwanascie, psze pana.

— Dlatego sluchaj uwaznie. W razie potrzeby chce cie tu zatrzymac na pelne siedem lat. Nie zyczylbym sobie, zebys wyprysnal gdzies, kiedy tylko dosc sie nauczysz, zeby sie na cos przydac.

— Siedem lat, psze pana. Na wiosne, kiedy bede mial prawie dziewietnascie, wtedy skonczy sie termin.

— Siedem lat to kawal czasu, moj chlopcze, a nie zapomne, co mi dzis obiecales. Wiekszosc moich uczniow zaczyna, kiedy maja po dziewiec czy dziesiec lat. W wieku szesnastu czy siedemnastu moga zarobic na zycie i zaczac sie rozgladac za zona. Ty nawet o tym nie mysl. Spodziewam sie, ze bedziesz tu zyl po chrzescijansku. Zadnego uganiania sie za dziewczetami z miasta. Jasne?

— Tak, psze pana.

— No, to w porzadku. Moi terminatorzy sypiaja na stryszku nad kuchnia. Jesc bedziesz przy stole, z moja zona, dziecmi i ze mna. Chociaz bylbym wdzieczny, gdybys w domu nie odzywal sie nie pytany. Nie zycze sobie, zeby moi terminatorzy mysleli, ze maja takie same prawa jak moje dzieci. Bo nie maja.

— Tak, psze pana.

— A na razie musze na nowo rozgrzac te tasme. Zatem bierz sie do miechow.

Alvin podszedl do uchwytu miecha. Mial ksztalt litery T, zeby mozna bylo pompowac oburacz. Lecz Alvin przekrecil ja, az miala taki sam kat jak trzonek mlota, kiedy kowal unosil go w gore. A potem zaczal dmuchac w miechy jedna reka.

— Co ty wyprawiasz, maly! — wykrzyknal jego nowy mistrz. — Nawet dziesieciu minut nie wytrzymasz z jedna reka.

— W takim razie za dziesiec minut zmienie na lewa — odparl Alvin. — Ale nie przygotuje sie do pracy mlotem, jesli ciagle bede sie zginal przy miechach.

Kowal spojrzal gniewnie. A potem wybuchnal smiechem.

— Masz niewyparzona gebe, moj maly, ale masz tez zdrowy rozum. Rob po swojemu, jak dlugo dasz rade, ale pilnuj, zeby rowno dmuchac. Potrzebny mi goracy ogien, a to wazniejsze, niz zebys tak od razu wyrabial sobie sile w ramionach.

Alvin zaczal pompowac. Po chwili czul bol od wysilku, do jakiego nie byl przyzwyczajony — bol kasajacy w szyje, piers i grzbiet. Ale pracowal dalej, nie zmieniajac rytmu. Uczyl cialo wytrwalosci. Moglby od razu rozwinac wlasciwe miesnie, skorzystac ze swej ukrytej mocy i nakazac im wzrost. Ale nie po to zjawil sie tutaj — tego byl prawie pewien. Dlatego pozwolil, zeby bol nadszedl, kiedy zechce, zeby cialo przeksztalcilo sie, jak zechce, zeby kazdy nowy miesien rozrastal sie wlasnym wysilkiem.

Wytrzymal pietnascie minut z prawa reka, dziesiec minut z lewa. Czul obolale miesnie i podobalo mu sie to uczucie. Makepeace Smith wydawal sie zadowolony. Alvin wiedzial, ze zmieni sie tutaj, ze praca uczyni go silnym i sprawnym mezczyzna.

Mezczyzna, ale nie Stworca. Jeszcze nie calkiem stanal na sciezce do celu, dla ktorego przyszedl na swiat. Ale przeciez na swiecie juz tysiac lat albo i wiecej nie bylo zadnego Stworcy. Do kogo mial pojsc do terminu, zeby nauczyc sie tego fachu?

ROZDZIAL 4 — MODESTY

Whitley Physicker pomogl Peggy wysiasc z powozu przed pieknym domem w jednej z najlepszych dzielnic Dekane.

— Wolalbym odprowadzic cie do drzwi, Peggy Guester — oswiadczyl. — Upewnic sie, ze sa w domu, aby cie przywitac.

Nie spodziewal sie jednak, ze mu na to pozwoli, i ona o tym wiedziala. Jesli juz ktos zdawal sobie sprawe, jak bardzo Peggy nie lubi, zeby robic wokol niej zamieszanie, to wlasnie doktor Whitley Physicker. Podziekowala mu wiec uprzejmie i pozegnala sie.

Pukajac do drzwi, slyszala odjezdzajacy powoz i stuk konskich kopyt na bruku. Otworzyla jej pokojowka, niemiecka dziewczyna, ktora niedawno zeszla ze statku i nie znala nawet tyle angielskiego, zeby zapytac Peggy o nazwisko. Zaprosila ja gestem, usadzila na lawie w holu, po czym podsunela srebrna tace.

Po co ta taca? Peggy nie mogla zrozumiec tego, co widziala w myslach cudzoziemskiej dziewczyny. Czekala… na co? Mala kartke papieru… Ale Peggy nie miala pojecia, dlaczego. Dziewczyna przysunela tace blizej, nalegajac. Peggy mogla najwyzej wzruszyc ramionami.

Wreszcie Niemka zrezygnowala i odeszla. Peggy siedziala na lawie i czekala. Rozejrzala sie za plomieniami serc i znalazla ten, ktorego szukala. Dopiero wtedy pojela, po co byla ta taca: na jej wizytowke. Ludzie z miasta, przynajmniej ci bogaci, mieli male kartoniki, na ktorych wypisywali swoje nazwisko. W ten sposob sie zapowiadali, kiedy przychodzili z wizyta. Peggy przypomniala sobie nawet, ze czytala o tym w ksiazce z Kolonii Korony. Nie przypuszczala, ze mieszkancy wolnych krajow podtrzymuja takie obyczaje.

Po chwili zjawila sie pani domu. Mloda Niemka podazala za nia jak cien, zerkajac zza pieknej sukni. Po plomieniu serca damy Peggy poznala, ze ta nie uwaza swojego stroju za wyjatkowo wspanialy. Jednak dla Peggy byla jak sama krolowa.

Peggy zajrzala w jej plomien serca i znalazla to, na co liczyla: dama wcale sie nie rozzloscila, widzac ja w holu. Byla tylko zaciekawiona. Oczywiscie, oceniala ja — Peggy nie spotkala jeszcze zywej duszy, ktora nie wydawalaby jakiegos sadu o napotkanym czlowieku — ale tutaj osad byl lagodny. Patrzac na prosta sukienke Peggy, dama widziala wiejska dziewczyne, nie nedzarke. Patrzac na jej surowa, chlodna twarz, dama widziala dziecko, ktore poznalo bol, nie brzydka dziewczyne. A kiedy dama wyobrazila sobie cierpienie Peggy, jej pierwsza mysla bylo pocieszyc ja. W ogole dama byla dobra kobieta. Peggy nie pomylila sie, przychodzac tutaj.

— Nie sadze, zebym miala juz przyjemnosc cie poznac — powiedziala dama. Glos miala slodki, lagodny i piekny.

— Raczej nie, pani Modesty — odparla Peggy. — Mam na imie Peggy. Mysle, ze znala sie pani z moim tata. Wiele lat temu.

— Moze gdybys zdradzila mi jego imie…

— Horacy. Horacy Guester z Hatrack w Hio.

Peggy widziala chaos, jaki zapanowal w plomieniu serca damy na samo wspomnienie taty — szczesliwe wspomnienie, ale i mgnienie leku przed tym, do czego moze zmierzac ta niezwykla dziewczyna. Lecz lek zgasl szybko — jej maz umarl pare lat temu i nic juz nie moglo go zranic. Zadna z tych emocji nie ujawnila sie na twarzy, z idealna gracja zachowujacej wyraz przyjazny i pelen slodyczy. Pani Modesty zerknela na pokojowke i plynnie rzucila kilka slow po niemiecku. Pokojowka dygnela i odeszla.

— Czy przyslal cie tu ojciec? — spytala dama.

Nie wypowiedziane glosno pytanie brzmialo raczej: „Czy ojciec powiedzial ci, co dla niego znaczylam, a on dla mnie?” — Nie — zapewnila ja Peggy. — On nie wie, ze tu przyszlam. Umarlby chyba, gdyby odgadl, ze pania znam. Widzi pani, pani Modesty, jestem zagwia. Tato nie ma przede mna zadnych tajemnic. Ani nikt inny.

Peggy wcale nie zdziwilo, jak pani Modesty przyjela te wiadomosc. Prawie wszyscy natychmiast pomysleliby

Вы читаете Uczen Alvin
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату