Juz zaczynali.
— W listach, jako element wynagrodzenia, zagwarantowali mi panowie mieszkanie. A za takowe nie uwazam pokoju w zajezdzie.
— Bedzie pani miala wlasny pokoj — przypomnial doktor Physicker.
— I bede jadla posilki przy wspolnym stole? To nie do przyjecia. Jesli zostane, cale dnie bede spedzala w towarzystwie dzieci z tego miasta. A po zakonczeniu pracy zamierzam sama przygotowywac sobie posilki, zjadac je w samotnosci i spedzac wieczory w towarzystwie ksiazek. Nikt nie powinien mi w tym przeszkadzac ani zaklocac mojego spokoju. W zajezdzie, panowie, nie jest to mozliwe, a zatem pokoju w zajezdzie zadna miara nie mozna uznac za mieszkanie.
Widziala, ze mierza ja wzrokiem. Niektorzy byli zaskoczeni juz sama precyzja jej wypowiedzi. Zdawala sobie sprawe, ze w malych miasteczkach prowincjonalni prawnicy zadzieraja nosa, ale nie sa zadna konkurencja dla kogos, kto zdobyl prawdziwe wyksztalcenie. Tylko szeryf Pauley Wiseman moglby naprawde sprawic jej klopot… absurdalne, zeby dorosly mezczyzna nadal uzywal dzieciecego zdrobnienia.
— Prosze posluchac, mloda damo… — zaczal szeryf.
Uniosla brew. To typowe dla takiego czlowieka. Chociaz panna Larner wydawala sie kobieta po czterdziestce, zakladal, ze jej niezamezny stan daje mu prawo nazywania jej „mloda dama”, niczym jakiegos upartego dziecka.
— Czyzbym czegos nie doslyszala?
— Otoz Horacy i Peg Guester rzeczywiscie mieli zamiar oddac pani niewielki domek na uboczu, ale powiedzielismy im „nie”. Jasno i wyraznie. Powiedzielismy „nie” i pani tez mowimy „nie”.
— Doskonale wiec. Jak widze, nie zamierzacie, panowie, dotrzymac danego mi slowa. Na szczescie nie jestem zwykla nauczycielka, ktora z wdziecznoscia przyjmuje wszystko, co jej zaproponuja. Zajmowalam odpowiednie stanowisko w Penn School i zapewniam panow, ze moge tam powrocic, kiedy tylko zechce. Zegnam.
Wstala, a wraz z nia wszyscy mezczyzni — z wyjatkiem szeryfa. Ale nie z uprzejmosci tak poderwali sie na nogi.
— Alez prosze…
— Niechze pani usiadzie.
— Porozmawiajmy o tym.
— Po co ten pospiech?
Glos zabral doktor Physicker, doskonaly negocjator. Zanim przemowil, rzucil grozne spojrzenie szeryfowi. Ten jednak nie wydawal sie szczegolnie przestraszony.
— Panno Larner, nasza decyzja w sprawie tego domku nie jest decyzja nieodwolalna. Ale prosze wziac pod uwage pewne problemy, ktore nas zaniepokoily. Przede wszystkim obawialismy sie, ze dom nie bedzie dla pani odpowiedni. To wlasciwie nie dom, ale przerobiona zrodlana szopa, jeden pokoj…
Stara zrodlana szopa…
— Czy jest ogrzewana?
— Tak.
— Czy ma okna? Czy mozna zabezpieczyc drzwi? Jest lozko, stol i krzeslo?
— Tak, na wszystkie te pytania.
— Czy ma podloge?
— Owszem, calkiem nowa.
— W takim razie nie sadze, by przeszkadzala mi jej poprzednia funkcja zrodlanej szopy. Czy maja panowie jakies inne zastrzezenia?
— Mamy, jak diabli! — wykrzyknal szeryf Wiseman. Po czym, widzac wokol przerazone spojrzenia, dodal predko: — Z przeproszeniem pani za moj szorstki jezyk.
— Chetnie wyslucham tych obiekcji — oswiadczyla panna Larner.
— Kobieta, sama jedna w samotnym domku w lesie… to nijak nie przystoi!
— To slowo „nijak” nie przystoi panu, panie Wiseman — odparla panna Larner. — A co do zamieszkiwania samotnie, zapewniam, ze mieszkalam sama przez wiele lat i udalo mi sie przezyc caly ten czas, nie bedac napastowana. Czy w zasiegu glosu sa inne zabudowania?
— Po jednej stronie zajazd, a po drugiej kuznia i dom kowala — odparl doktor Physicker.
— Zatem, w przypadku zagrozenia czy prowokacji, bede slyszana. Zakladam, ze ci, ktorzy uslysza moje wolanie, przybeda z pomoca. A moze boi sie pan, panie Wiseman, ze moge zrobic cos niewlasciwego z wlasnej woli?
Oczywiscie, wlasnie to mial na mysli, czego dowodzila jego pokrywajaca sie czerwienia twarz.
— Jak sadze, uzyskaliscie panowie wystarczajace referencje mojej moralnosci — stwierdzila nauczycielka. — Jesli jednak zywicie jakiekolwiek watpliwosci w tym wzgledzie, lepiej bedzie, gdy od razu powroce do Filadelfii. Jesli bowiem nie ufacie osobie w moim wieku, panowie, ze potrafi bez nadzoru dochowac zasad moralnych, jak mozecie mi powierzyc wychowanie waszych dzieci?
— To nijak nieprzyzwoite! — zawolal szeryf. — To znaczy: wcale.
— To nie jest przyzwoite — poprawila go z grzecznym usmiechem. — Doswiadczenie podpowiada mi, panie Wiseman, ze jesli ktos zaklada, iz inni przy pierwszej sposobnosci sprobuja popelnic czyny nieprzyzwoite, w gruncie rzeczy przyznaje, ze on sam zmaga sie z takimi pragnieniami.
Pauley Wiseman nie zrozumial, co mu nauczycielka zarzuca, dopoki kilku adwokatow nie zaczelo smiac sie cicho, zaslaniajac usta dlonmi.
— Moim zdaniem, panowie z rady szkolnej, macie tylko dwie mozliwosci. Pierwsza: mozecie zaplacic za moj rejs statkiem z powrotem do Dekane i za podroz ladowa do Filadelfii, plus miesieczne wynagrodzenie tytulem zwrotu kosztow poniesionych w czasie drogi.
— Nie ma uczenia, nie ma zaplaty — orzekl szeryf.
— Wnioskuje pan pochopnie, panie Wiseman — odparla panna Larner. — Jak sadze, obecni tu prawnicy wyjasnia panu, ze listy rady szkolnej stanowia w istocie kontrakt, ktory panowie zrywaja. Tym samym jestem uprawniona do zadania nie tylko miesiecznego, ale rocznego wynagrodzenia.
— To nie jest calkiem pewne, panno Larner… — zaczal jeden z adwokatow.
— Hio jest obecnie jednym ze Stanow Zjednoczonych, drogi panie. Istnieja dostatecznie liczne precedensy z innych sadow stanowych, precedensy wiazace, dopoki rzad Hio nie wyda specjalnej ustawy stwierdzajacej co innego.
— Jest nauczycielka czy prawnikiem? — zapytal inny adwokat i wszyscy sie rozesmiali.
— Wasza druga mozliwosc to zgodzic sie, abym obejrzala ten… te zrodlana szope… i ocenila, czy jest odpowiednia. A jesli tak, pozwolic mi tam zamieszkac. Gdybyscie panowie kiedykolwiek udowodnili mi czyny moralnie naganne, warunki naszego kontraktu daja wam prawo do natychmiastowej rezygnacji z moich uslug.
— Mozemy was wsadzic do wiezienia. Oto, do czego mamy prawo — oswiadczyl Wiseman.
— Alez, panie Wiseman, czy nie spieszy sie pan zanadto, mowiac o wiezieniu, gdy nie zdecydowalam jeszcze, jakiz to moralnie obrzydliwy czyn popelnie?
— Zamknij sie, Pauley — rzucil ktorys z prawnikow.
— Ktora mozliwosc wybieracie, panowie? — spytala.
Doktor Physicker postanowil nie dopuscic, by Pauley Wiseman zakrzyczal mniej zdecydowanych czlonkow rady szkolnej. Nie bedzie zadnej dalszej dyskusji.
— Nie musimy omawiac tego na osobnosci. Mam racje, panowie? Moze i nie jestesmy kwakrami. Nie jestesmy przyzwyczajeni do mysli o damach, ktore chca mieszkac samotnie, zajmowac sie interesami, glosic slowo boze i co tam jeszcze. Ale mamy otwarte umysly i chetnie poznamy te nowe porzadki. Zalezy nam na pani uslugach i dotrzymamy umowy. Wszyscy za?
— Tak.
— Kto przeciw?
Wniosek przeszedl.
— Nie — odezwal sie Wiseman.
— Glosowanie skonczone, Pauley!
— Za szybko skonczyles, do diabla!