— Twoj glos sprzeciwu zostal zanotowany, Pauley.

Panna Larner usmiechnela sie lodowato.

— Moze pan byc pewien, ze ja o nim nie zapomne, szeryfie.

Doktor Physicker zastukal mlotkiem w stol.

— Zamykam zebranie do przyszlego wtorku, trzecia po poludniu. A teraz, panno Larner, jesli tylko pora pani odpowiada, z radoscia odprowadze pania do zrodlanej szopy Guesterow. Nie wiedzac, kiedy pani przybedzie, oddali mi klucz i prosili, zebym otworzyl pani drzwi. Powitaja pania pozniej.

Podobnie jak wszyscy obecni, panna Larner zdawala sobie sprawe, ze to dziwne: wlasciciel domu nie wychodzi osobiscie na spotkanie lokatora.

— Widzi pani, panno Larner, nie bylismy pewni, czy zaakceptuje pani ten domek. Chcieli, zeby najpierw go pani obejrzala… i to nie w ich obecnosci, by nie czula sie pani zaklopotana w przypadku odmowy.

— Zachowali sie zatem szlachetnie — stwierdzila panna Larner. — I podziekuje im, kiedy ich poznam.

To bylo ponizajace: ona, stara Peg musi sama isc do zrodlanej szopy i prosic te zarozumiala, bezczelna stara panne z Filadelfii. To Horacy powinien pojsc. Porozmawiac z nia jak mezczyzna z mezczyzna — bo ta baba wlasnie za mezczyzne sie uwaza, nie za dame, ale za lorda. Jakby przyjechala z samego Camelotu, ot co, niby ksiezniczka wydajaca rozkazy prostym ludziom. We Francji juz sie tym zajeli, Napoleon sie zajal, pokazal Ludwikowi XVII, gdzie jego miejsce. Ale takie wyniosle kobiety jak ta nauczycielka, panna Larner, nigdy nie dostana tego, co im sie nalezy. I wciaz mysla, ze nie musza sie liczyc z ludzmi, ktorzy nie umieja ladnie mowic.

A co teraz robi Horacy, zamiast ustawic te zarozumiala nauczycielke? Siedzi przy kominku. Dasa sie. Jak czterolatek. Nawet Arthur Stuart nigdy sie tak nie dasa.

— Ona mi sie nie podoba — powiada Horacy.

— Podoba sie czy nie, jesli Arthur ma sie od kogos uczyc, to albo od niej, albo wcale — mowi mu Peg, jak zawsze rozsadnie, ale czy Horacy kiedy poslucha? Usmiac sie mozna.

— Moze sobie tam mieszkac i moze uczyc Arthura, jak jej sie zachce, albo nie, jak jej sie nie zachce. Ale ona mi sie nie podoba i nie uwazam, zeby jej miejsce bylo w zrodlanej szopie.

— A co to, jakas ziemia swieta? Czy miejsce przeklete? A moze powinnismy zbudowac palac dla jej krolewskiej wysokosci?

Nie, jak Horacy cos sobie wbije w glowe, to w ogole nie warto z nim rozmawiac. Wiec po co ona wlasciwie probuje?

— Nie o to chodzi, Peg — odpowiada Horacy.

— To o co? A moze powody juz ci niepotrzebne? Czy tylko postanawiasz, a inni niech lepiej ustepuja?

— Bo to miejsce malej Peggy, dlatego! I nie podoba mi sie, ze ta nadeta nauczycielka tam mieszka!

I co na to powiedziec? Caly Horacy: musial teraz przypomniec corke, ktora, odkad uciekla, nawet slowa do nich nie napisala. Hatrack River pozbawila zagwi, a Horacego milosci jego zycia. Tak, tym wlasnie byla dla niego Peggy: miloscia zycia. Gdybym to ja uciekla, Horacy, albo gdybym, co nie daj Boze, umarla, czy tez bys tak cenil pamiec o mnie? Czy nie wzialbys na moje miejsce jakiejs innej kobiety? Chyba tak. Chyba jeszcze ziemia na moim grobie by nie wystygla, a juz u twego boku lezalaby jakas inna. Mnie moglbys zastapic w jednej chwili, ale Peggy nie… Przez Peggy mamy traktowac te szope jak swiatynie. A ja musze tam isc calkiem sama na spotkanie z ta nadeta stara panna i prosic ja, zeby uczyla czarnego chlopca. Bede miala szczescie, jesli nie sprobuje go ode mnie kupic.

Panna Larner nie spieszyla sie z otwieraniem drzwi. A kiedy juz stanela w progu, trzymala przy ustach chusteczke. Pewnie perfumowana, zeby nie musiala wachac zapachow uczciwych ludzi.

— Jesli wam to nie przeszkadza, mam sprawe czy dwie do omowienia — oznajmila Peg.

Panna Larner odwrocila wzrok i spojrzala ponad glowa Peg, jakby obserwowala jakiegos ptaka na dalekim drzewie.

— Jezeli chodzi o szkole, obiecano mi tydzien na przygotowania, zanim zaczniemy przyjmowac uczniow i rozpoczniemy jesienne zajecia.

Z daleka Peg slyszala sciszone ding-ding-ding. To ktorys z kowali pracowal przy kowadle. Mimowolnie pomyslala o malej Peggy, ktora nienawidzila tego dzwieku. Moze Horacy mial racje, opowiadajac te glupstwa. Moze mala Peggy rzeczywiscie straszy w tej szopie.

Ale to przeciez panna Larner stala teraz w drzwiach i z panna Larner Peg musiala porozmawiac.

— Panno Larner, jestem Margaret Guester. Moj maz i ja jestesmy wlascicielami tej zrodlanej szopy.

— Och, prosze o wybaczenie. Jest pani moja gospodynia, a ja zachowuje sie niewdziecznie. Prosze wejsc.

To juz lepiej. Peg przestapila prog i zatrzymala sie, by obejrzec pokoj. Jeszcze wczoraj wydawal sie pusty, ale czysty, pelen obietnic. Teraz wygladal bardziej domowo. Serweta, kilkanascie ksiazek w szafce, maly dywanik na podlodze, dwie sukienki na haczykach wbitych w sciane. Kufry i torby staly w kacie. Peg nie wiedziala wlasciwie, czego sie spodziewala. Oczywiscie, panna Larner musi miec wiecej ubran niz te ciemna, podrozna sukienke. Po prostu Peg nie wyobrazala sobie panny Larner przy czynnosci tak zwyczajnej, jak zmiana sukienki, A przeciez, kiedy juz zdejmie jedna, a zanim zalozy druga, stoi pewnie w samej bieliznie. Jak kazdy.

— Niech pani siada, pani Guester.

— Tu, u nas, nie mowimy „pan” i „pani”, panno Larner. Oprocz tych adwokatow. Ludzie mowia do mnie „stara Peg”.

— Stara Peg… Coz za… za interesujace imie.

Juz chciala wytlumaczyc, skad sie wziela ta „stara” — jak to miala corke, ktora uciekla… takie rzeczy. Ale i tak trudno jej bedzie wyjasnic, skad wziela czarnego syna. Po co ta obca ma myslec o ich rodzinie jeszcze gorzej?

— Panno Larner, nie bede owijac w bawelne. Macie cos, na czym mi zalezy.

— Tak?

— A wlasciwie nie mnie, prawde mowiac, ale mojemu synowi, Arthurowi Stuartowi.

Jezeli nawet zauwazyla, ze to imie krola, nie dala tego po sobie poznac.

— A na czym mogloby mu zalezec, pani Guester?

— Na ksiazkowej nauce.

— Przybylam tu wlasnie po to, zeby zagwarantowac nauke wszystkim dzieciom w Hatrack River.

— Ale nie Arthurowi Stuartowi. Jezeli tylko ci tepi tchorze z rady szkolnej postawia na swoim.

— Dlaczego mieliby wykluczyc waszego syna? Czyzby byl juz za duzy?

— Wiek ma odpowiedni, panno Larner. Nieodpowiedni ma tylko kolor skory.

Panna Larner czekala. Jej twarz nie wyrazala niczego.

— Jest czarny, panno Larner.

— Polczarny, zapewne — podpowiedziala nauczycielka.

Oczywiscie, nauczycielka probowala zgadnac, skad u zony oberzysty wzial sie polczarny synek. Stara Peg z pewna przyjemnoscia obserwowala, jak nauczycielka udaje grzeczna, a pewnie w srodku az sie zwija ze zgrozy. Ale nie nalezy pozwalac, zeby za dlugo zywila takie mysli.

— Jest adoptowany, panno Larner. Powiedzmy tylko, ze jego czarna mama sprawila sobie klopot i urodzila polbiale dziecko.

— A wy, w dobroci swego serca…

Czyzby to zlosliwosc zabrzmiala w glosie panny Larner?

— Chcialam miec dziecko. Nie z litosci zajmuje sie Arthurem Stuartem. Teraz jest moim synem.

— Rozumiem. A dobrzy ludzie z Hatrack River uznali, ze wyksztalcenie ich dzieci ucierpialoby, gdyby polczarne uszy slyszaly moje slowa rownoczesnie z uszami czysto bialymi.

W glosie panny Larner jeszcze raz zabrzmiala zlosliwosc, ale tym razem Peg pozwolila sobie na chwile radosci.

— Bedziecie go uczyc, panno Larner?

— Wyznaje, pani Guester, ze zbyt dlugo mieszkalam w Miescie Kwakrow. Zapomnialam juz, ze sa w tym kraju miejsca, gdzie ludzie malych umyslow chca bezwstydnie karac dziecko jedynie za to, ze urodzilo sie ze skora w odcieniu wlasciwym mieszkancom krain tropikalnych. Zapewniam was, ze nie zgodze sie na otwarcie szkoly, jesli wasz adoptowany syn nie zostanie jednym z moich uczniow.

Вы читаете Uczen Alvin
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату