powozic bryczka doktora Physickera, i Horacy Guester, pierwszy osadnik w miasteczku, wlasciciel dobrze prosperujacego zajazdu. Kto by pomyslal, ze tak doskonale potrafia sie dopasowac? To dlatego, ze kazdy z nich wiedzial, kim jest ten drugi, wiedzial czysto i jasno, tak jak atom pewnie zna imie, ktore otrzymal od Boga. Kazdy zajmowal swoje miejsce i wykonywal swoja prace.
Wszystkie te mysli tylko przemknely Alvinowi przez glowe. Jednak po latach mial pamietac, ze wlasnie wtedy zrozumial po raz pierwszy: ci dwaj ludzie razem tworzyli cos rownie rzeczywistego i solidnego jak ziemia pod stopami, jak drzewo, o ktore sie opieral. Wiekszosc nie umiala tego dostrzec — po prostu dwaj mezczyzni siedzacy razem w lodce. Ale moze i atomy uznalyby, ze inne atomy, tworzace kawalek zelaza, po prostu przypadkiem znalazly sie blisko siebie. Moze trzeba spojrzec z oddali, jak Bog, a w kazdym razie ktos stojacy wysoko. Tylko wtedy mozna sie przekonac, co powstaje, kiedy dwa atomy pasuja do siebie w pewien szczegolny sposob. A z faktu, ze inny atom nie widzi zwiazku, nie wynika jeszcze, ze ten zwiazek nie jest realny, albo ze zelazo nie jest twarde jak tylko moze byc zelazo.
— Al, idziesz czy nie?
Jak juz zostalo powiedziane, Alvin nie calkiem zdawal sobie sprawe z wlasnych przemyslen. Ale nie zapomnial ich. Nawet zjezdzajac z brzegu w bloto wiedzial, ze nigdy ich nie zapomni, chocby od ich pelnego zrozumienia dzielily go jeszcze mile i lata, i krew, i lzy.
— Milo was widziec, Po — powiedzial. — Ale zdawalo mi sie, ze ta wyprawa ma byc tajemnica.
Po machnal wioslami i lodka podplynela blizej. Alvin mogl przeskoczyc burte, nie moczac nog. Nie protestowal. Mial awersje do wody, czemu trudno sie dziwic, skoro Niszczyciel tak czesto wlasnie wode wykorzystywal, probujac go zabic. Ale dzisiaj zdawala sie tylko woda. Niszczyciel byl niewidoczny albo bardzo daleki. Moze to z powodu tej cienkiej nici, ktora wciaz laczyla Alvina z Arthurem… Moze tak potezny akt Stworzenia sprawil, ze Niszczycielowi braklo sil, by zwrocic wode przeciwko Alvinowi, choc mial jej cala rzeke.
— To jest tajemnica, Alvinie — wyjasnil Horacy. — Po prostu nie wiesz, o co chodzi. Jeszcze zanim przybyles do Hatrack River… to znaczy, zanim wrociles… ja i Po czesto wyruszalismy po zbieglych niewolnikow. Pomagalismy im przedostac sie do Kanady.
— Odszukiwacze was nie zlapali?
— Jesli niewolnik dotarl az tutaj, odszukiwacze musieli byc daleko — odparl Po. — Zreszta, sporo zbiegow zdazylo wykrasc swoje skarbczyki.
— Poza tym to bylo jeszcze przed Traktatem o Zbieglych Niewolnikach — dodal Horacy. — Jesli odszukiwacze nie zastrzelili nas na miejscu, to potem niewiele juz mogli zrobic.
— I w tamtych czasach mielismy zagiew — mruknal Po.
Horacy milczal. Odwiazal tylko i rzucil na brzeg line. Po zaczal wioslowac dokladnie w chwili, gdy opadla cuma… A Horacy pochylil sie, gotow na pierwsze szarpniecie lodzi. Sprawialo to wrazenie cudu: jak gladko z gory odgadywali nawzajem swoje ruchy i zamiary. Alvin zasmial sie niemal z radosci, ze widzi cos podobnego, wie, ze to jest mozliwe, ze mozna marzyc o tym, co moze z tego wyniknac: tysiace ludzi znajacych siebie tak doskonale, dzialajacych w idealnej harmonii, pracujacych wspolnie. Kto moglby stanac im na drodze?
— Kiedy odjechala corka Horacego, nikt nie mogl nas uprzedzac, ze zbliza sie jakis uciekinier. — Po pokrecil glowa. — To byl koniec. Ale wiedzialem, ze skoro zakuli w lancuchy i wloka na poludnie Arthura Stuarta, Horacy na pewno przeplynie rzeke i go uwolni, chocby samo pieklo stanelo mu na drodze. I jak tylko zostawilismy tych odszukiwaczy i odjechalem kawalek od Hio, zatrzymalem powoz i pobieglem z powrotem.
— Zaloze sie, ze doktor Physicker cos zauwazyl — mruknal Alvin.
— Pewno, ze zauwazyl, gluptasie jeden! — oswiadczyl Po. — Aha, widze, ze ze mnie zartujesz. Ale zauwazyl. I powiedzial tylko: „Badz ostrozny, ci chlopcy sa niebezpieczni”. Obiecalem, ze bede uwazal, a on powiada: „To ten przeklety szeryf Pauley Wiseman. Pozwolil, zeby tak szybko go zabrali. Moze nie dopuscilibysmy do ekserdycji, gdybysmy tylko zatrzymali chlopaka do przyjazdu sedziego okregowego. Ale Pauley… Wszystko robil zgodnie z prawem, ale dzialal tak szybko… W glebi serca wiedzialem: chce sie pozbyc chlopca, chce, zeby zniknal z Hatrack River i juz nigdy nie wrocil”. Wierze mu, Horacy. Pauley Wiseman nie lubil tego malego mieszanca, odkad Peg sie uparla, zeby go poslac do szkoly.
Horacy burknal cos pod nosem. Przesunal rudel dokladnie w tym samym momencie, kiedy Po mocniej pociagnal wioslem z jednej strony, zeby wykrecic lodka pod prad i wyladowac w dogodnym miejscu na drugim brzegu.
— Wiesz, co sobie mysle? — zapytal Horacy. — Mysle, Po, ze na tej posadzie masz za duzo wolnego czasu.
— Kiedy ona mi odpowiada — zapewnil Po Doggly.
— Pomyslalem sobie, ze na jesieni mamy wybory okregowe i urzad szeryfa jest do wziecia. Uwazam, ze Pauley Wiseman powinien wyleciec.
— A ja mam byc szeryfem? Myslisz, ze to mozliwe? Przeciez wszyscy wiedza, ze jestem pijakiem.
— Nie wypiles ani kropelki przez caly czas, kiedy pracujesz u doktora. A jezeli przezyjemy te noc i Arthur wroci bezpieczny, zostaniesz bohaterem.
— Bohaterem jak diabli! Oszalales, Horacy? Ani zywa dusza nie moze sie o tym dowiedziec, bo od Hio do Camelotu oglosza nagrode za nasze mozdzki na chlebie.
— Nie wydrukujemy tego i nie bedziemy sprzedawac, jesli o to ci chodzi. Ale wiesz, jak sie rozchodza plotki. Dobrzy ludzie beda wiedzieli, co zrobilismy.
— To ty zostan szeryfem, Horacy.
— Ja? — Guester usmiechnal sie. — Wyobrazasz mnie sobie, jak zamykam kogos w wiezieniu?
Po zasmial sie cicho.
— Raczej nie.
Dotarli do brzegu. I znowu ich ruchy byly szybkie, doskonale zgrane. Trudno uwierzyc, ze tak wiele lat minelo, odkad ostatnio pracowali razem. Calkiem jakby ich ciala wiedzialy same, co trzeba zrobic, a oni nie musieli nawet o tym myslec. Po wyskoczyl do wody — siegala mu po kostki, nie wyzej — i przytrzymal lodz, zeby nie chlupotala. Oczywiscie, zakolysala sie, ale bez zadnego zbednego gestu Horacy pochylil sie i wyhamowal kolysanie. Po chwili dziob lezal juz wyciagniety na piaszczysty w tym miejscu brzeg i przywiazany do drzewa. Alvinowi lina wydawala sie stara i zbutwiala, ale kiedy poslal do jej wnetrza swoj przenikacz, przekonal sie, ze utrzyma lodke mimo pradu sciagajacego rufe.
Dopiero kiedy wykonali wszystkie znajome zadania, staneli niby oddzial pospolitego ruszenia na miejskim rynku. Horacy wyprostowal ramiona i spojrzal na Alvina.
— Teraz, Al, wszystko zalezy od ciebie. Prowadz.
— Nie bedziemy ich tropic? — zdziwil sie Po.
— Al wie, gdzie teraz sa.
— A, to milo. A wie tez, czy trzymaja strzelby w pogotowiu, wycelowane w nasze glowy?
— Wiem — oswiadczyl Alvin.
Powiedzial to tak, aby Po zrozumial, ze nie chce wiecej pytan. Jednak Po nie zrozumial.
— Powiadasz, ze ten chlopak to zagiew, czy co? Z jego darow slyszalem tylko o podkuwaniu koni.
Dlatego wlasnie Al nie lubil, kiedy towarzyszyl mu ktos obcy. Nie mial ochoty tlumaczyc Po, do czego jest zdolny. A przeciez nie mozna komus wprost powiedziec, ze sie mu nie ufa.
Horacy pospieszyl mu na ratunek.
— Po, musze ci cos powiedziec: Al nie bierze udzialu w naszej wyprawie.
— Mnie wyglada na to, ze on jest tu najwazniejszy.
— Mowie ci, Po, ze poszlismy tylko ty i ja, i akurat natrafilismy na spiacych odszukiwaczy. Zrozumiales?
Po Doggly zmarszczyl brwi, ale kiwnal glowa.
— Jedno mi tylko powiedz, chlopcze. Niewazne, jaki tam masz talent, ale czy jestes chrzescijaninem? Nie pytam nawet, czy metodysta.
— Tak, psze pana — potwierdzil Alvin. — Chyba jestem chrzescijaninem. Przestrzegam wskazan Biblii.
— To dobrze — odetchnal Po. — Nie chcialbym sie pakowac w jakies diabelskie moce.
— Nie ze mna — zapewnil Alvin.
— Lepiej, zebym nie wiedzial, co potrafisz, Al. Uwazaj tylko, zebym przypadkiem nie zginal z tego powodu.
Alvin wyciagnal reke, a Po uscisnal ja z usmiechem.