— Widze — odparla Eleanor. — Zapakowane w worek i nieruchome jak kamien. Mimo to wydaje mi sie, ze masz tam cos zywego.
— Nie mysl o tym. Tego, co przynioslem, nie powinien ogladac nikt oprocz mnie.
Eleanor nie zadawala zbednych pytan. Zrozumiala od razu, po co przyniosl do niej ten pakunek. Polecila Hektorowi, zeby obsluzyl klientow, gdyby jacys sie zjawili, a potem zaprowadzila Alvina do nowego magazynu. Trzymali tam z dziesiec odmian fasoli w beczkach, sol w barylkach, cukier w papierowych rozkach, mielona sol w wodoszczelnych slojach i przyprawy w roznych naczyniach. Podeszla prosto do najpelniejszej z beczek — z fasola w zielone cetki, jakiej Alvin jeszcze nie widzial.
— Niewielu kupuje taka fasole — stwierdzila. — Mysle, ze nigdy nie zobaczymy dna tej beczki.
Alvin polozyl zawiniety lemiesz na ziarnach. A potem kazal im sie rozsunac, splynac wokol plugu gladko jak syrop. Pakunek opadl na samo dno. Alvin nie prosil nawet, zeby Eleanor sie odwrocila. Zawsze wiedziala, ze brat ma moc, by dokonac czegos takiego.
— Cokolwiek tam zyje — spytala — nie umrze chyba, nie zacznie wysychac na dnie beczki?
— Nigdy nie umrze — odparl Alvin. — A przynajmniej nie tak, jak starzeja sie i umieraja ludzie.
Eleanor poddala sie ciekawosci na tyle tylko, by poprosic:
— Obiecaj mi, ze gdyby ktokolwiek mial sie dowiedziec, co tam schowales, i ja sie dowiem.
Alvin kiwnal glowa. Tej obietnicy mogl dotrzymac. Wtedy nie wiedzial jeszcze, czy komukolwiek pokaze swoj plug. Jesli jednak ktos potrafil dotrzymac tajemnicy, to z pewnoscia Eleanor.
I tak mieszkal w Vigor Kosciele i sypial w swojej starej sypialni w domu rodzicow. Minelo wiele tygodni, zblizal sie lipiec, a przez caly czas niewiele opowiadal o czasach swojego terminowania. Prawde mowiac, opowiadal tylko tyle, ile musial. Bywal tu i tam, z ojcem i matka odwiedzal sasiadow, a przy okazji leczyl bolace zeby, zlamane kosci, ropiejace rany i choroby. Pomagal w mlynie, wynajmowal sie do pomocy farmerom, zbudowal niewielkie palenisko i dokonywal najprostszych napraw, jakich moze dokonac kowal bez odpowiedniego kowadla. I przez caly czas odzywal sie tylko wtedy, kiedy ktos do niego zagadal. Mowil tyle, ile trzeba, zeby zalatwic sprawe albo poprosic o jedzenie przy stole.
Nie byl ponury — smial sie z zartow, nawet sam kilka opowiedzial. I nie byl odludkiem — sporo czasu spedzal popoludniami na rynku, udowadniajac najsilniejszym farmerom z Vigor Kosciola, ze w zapasach nie moga sie rownac z kowalem. Tyle ze nie plotkowal i nie rozmawial o glupstwach, a takze nigdy nie opowiadal o sobie. I jesli ktos nie podtrzymywal rozmowy, Alvin pozwalal, by zapadalo milczenie. Pracowal wtedy albo wpatrywal sie w przestrzen, jakby nawet nie pamietal, ze ma towarzystwo.
Niektorzy zauwazyli, jak malo mowi. Ale dlugo go nie bylo, a trudno sie spodziewac, zeby dziewietnastolatek zachowywal sie tak samo jak jedenastolatek. Pomysleli tylko, ze wyrosl na malomownego mezczyzne.
Niektorzy czegos sie domyslali. Matka i ojciec Alvina nieraz rozmawiali o tym miedzy soba.
— Chlopcu musialo przydarzyc sie cos zlego — twierdzila matka.
Ojciec tlumaczyl to inaczej.
— Mysle, ze spotkal dobro i zlo zmieszane razem. Jak wiekszosc ludzi. Po prostu nie zna nas jeszcze dosc dobrze. Nie bylo go przeciez siedem lat. Niech sie przyzwyczai, ze jest w tym miescie mezczyzna, nie chlopcem. Juz wkrotce zacznie gadac jak najety.
Eleanor takze spostrzegla, ze Alvin jest malomowny. Ale poniewaz wiedziala takze o niezwyklym sekrecie ukrytym w beczce z fasola, ani przez chwile nie myslala, ze cos z nim jest nie w porzadku. Kiedy jej maz, Armor- of-God, zauwazyl, ze Alvin do nikogo chyba nie powiedzial pieciu slow naraz, odpowiedziala:
— Rozwaza rzeczy glebokie. Rozwiazuje problemy, ktorych nikt z nas nie rozumie dostatecznie, by mu pomoc. Zobaczysz: zacznie mowic wiecej, kiedy juz to wszystko sobie przemysli.
Byl jeszcze Measure, brat Alvina, wraz z nim schwytany kiedys przez Czerwonych. Brat, ktory prawie tak dobrze jak Alvin poznal Ta-Kumsawa i Tenska-Tawe. Oczywiscie, Measure takze widzial, jak malo Alvin opowiada o latach swojej nauki. W odpowiednim czasie Alvin z pewnoscia mu sie zwierzy — to naturalne. Przeciez zawsze ufal Measure'owi i wiele wspolnie przeszli. Ale z poczatku Alvin czul sie skrepowany, poniewaz Measure mial zone, Delphi. Kazdy duren by zauwazyl, jak trudno im odejsc od siebie dalej niz na trzy stopy, jak lagodnie i delikatnie sie do siebie odnosza, jak Measure wciaz sie na nia oglada, mowi do niej, kiedy sa blisko. Skad Alvin mial wiedziec, czy w sercu brata zostalo jeszcze miejsce dla niego? Nie, nawet Measure'owi nie mogl o sobie opowiedziec, w kazdym razie nie od razu.
Pewnego dnia, w srodku lata, Alvin ze swoim bratem Callym budowal w polu ogrodzenie. Cally byl juz wysoki jak sam Alvin, choc nie tak szeroki w barach. Obaj mieli przez tydzien pracowac na farmie u Martina Hilla.
Alvin rozszczepial drewno na drazki. Prawie nie korzystal ze swego daru, choc wlasciwie mogl zwyczajnie poprosic belki, zeby same pekaly. Ale nie: ustawial klin i uderzal mlotem. Pilnowal tylko, zeby belki nie pekaly ukosnie, ale wzdluz.
Ogrodzili juz ze cwierc mili, gdy Alvin zdal sobie sprawe, ze Cally nie zostaje w tyle. Przygotowywal dragi, a Cally ukladal je na wbitych w ziemie palikach. I wcale nie potrzebowal pomocy, nawet kiedy wbijal paliki w grunt za twardy, za miekki, kamienisty czy w bloto.
Alvin przyjrzal sie bratu… a raczej uzyl swego daru, zeby mu sie przyjrzec. I rzeczywiscie odkryl, ze Cally czesciowo posiadl jego talent. Byl jak sam Alvin dawno temu, kiedy jeszcze nie wiedzial, jak z niego korzystac. Cally znajdowal odpowiednie miejsce na wbicie palika, potem rozmiekczal ziemie, a wreszcie ja utwardzal. Alvin pomyslal, ze Cally nie robi tego swiadomie. Pewnie mu sie wydaje, ze trafia na miejsca w naturalny sposob najlepsze do wbicia palikow.
Znalazlem, pomyslal Alvin. Oto co musze zrobic: nauczyc jeszcze kogos, zeby zostal Stworca. A jezeli mam kogos uczyc, to wlasnie Cally'ego, ktory otrzymal ten sam dar. Jest w koncu siodmym synem siodmego syna, tak samo jak ja, bo Vigor zyl jeszcze, kiedy sie urodzilem, ale od dawna byl martwy, gdy przyszedl na swiat Cally.
Nie przerywajac pracy, Alvin zaczal mowic. Opowiadal Cally'emu o atomach: jak mozna im pokazac, czym byc powinny, a one tym sie staja. Tlumaczyl to po raz pierwszy od rozmowy z panna Larner… z Margaret… i slowa cudownie smakowaly w ustach. Do takiej pracy sie urodzilem, myslal. Zeby tlumaczyc bratu, jak funkcjonuje swiat. A on potrafi kiedys nad tym swiatem zapanowac.
Zdumial sie, kiedy Cally nagle uniosl palik nad glowa i cisnal mu go pod nogi. Rzucil z taka sila — albo moze uzyl swojego daru — ze palik rozpadl sie w drzazgi. Alvin nie domyslal sie dlaczego, ale widzial, ze Cally jest wsciekly.
— Co takiego powiedzialem, Cally? — zapytal.
— Mam na imie Cal — odparl Cally. — Nie jestem Callym, odkad skonczylem dziesiec lat.
— Nie wiedzialem. Przepraszam. Od tej chwili jestes dla mnie Calem.
— Jestem dla ciebie niczym. Chcialbym, zebys stad odszedl.
Dopiero wtedy Alvin uswiadomil sobie, ze Cal nie zapraszal go do wspolnej pracy. To Martin Hill prosil, zeby przyszedl. Do tej pory Cal sam wykonywal takie zlecenia.
— Nie chcialem odbierac ci roboty — zapewnil. — Po prostu nie przyszlo mi do glowy, ze nie zyczysz sobie pomocy. Ja mialem ochote popracowac w twoim towarzystwie.
Mial wrazenie, ze cokolwiek powie, rozzlosci Cala jeszcze bardziej. Brat poczerwienial i zacisnal piesci tak mocno, ze moglby udusic weza.
— Mialem tu swoje miejsce — powiedzial. — A teraz ty wrociles. Uczony w szkolach, powtarzajacy wszystkie trudne slowa. I uzdrawiasz ludzi, choc nawet ich nie dotykasz. Wchodzisz tylko do domu, mowisz zaklecie, a kiedy wyjdziesz, sa wyleczeni ze wszystkich chorob.
Alvin nie zdawal sobie sprawy, ze ludzie cokolwiek zauwazaja. Nikt nie mowil na ten temat ani slowa, sadzil wiec, ze swoje wyzdrowienia uznaja za naturalne.
— Nie rozumiem, czemu cie to zlosci, Cal. To przeciez dobry uczynek pomagac ludziom.
I nagle lzy poplynely po policzkach Cala.
— Nawet kiedy ich dotykam, nie zawsze moge wszystko naprawic — poskarzyl sie. — A teraz nikt juz mnie nawet nie prosi.
Alvinowi nie przyszlo do glowy, ze Cal takze zajmowal sie uzdrawianiem. Ale to przeciez logiczne. Po wyjezdzie Alvina Cal zajal jego miejsce w Vigor Kosciele. Mial podobny dar, wiec radzil sobie calkiem dobrze. Zaczal robic to, czego nie robil Alvin jako dziecko, na przyklad leczyl ludzi — najlepiej jak potrafil. A teraz Alvin