znaczyly linie zoltej kredki. — Teraz maja, czego chcieli. — W dol spadaly male czarne kropki, na ziemi wykwitaly czerwone kwiaty ognia. — Komuchy wzywaja na pomoc wlasne lotnictwo, ale ich mysliwce nie maja szans z naszymi… — Trwalo to przez kolejne piec minut, atak nastepowal za atakiem.

Nagle, znudzony wlasnym dzielem, Pili odsunal na bok kredki i dal nurka pod lozko. Wyciagnal stamtad stos starych wojennych czasopism.

— Skad je wziales?

— Dal mi je wujek Erich. Kiedys je zbieral. Chlopiec usiadl na lozku i zaczal przerzucac strony.

— Co jest napisane pod tym zdjeciem, tato? — Podal Marchowi czasopismo i usiadl obok, biorac go za reke.

— „Saper przedarl sie przez zapory z drutu kolczastego, oslaniajac stanowisko karabinu maszynowego — przeczytal Xavier. — Kilka jezykow ognia i smiertelny strumien plonacego oleju wyeliminowal przeciwnika z akcji. Obslugujacy miotacze ognia musza byc ludzmi o stalowych nerwach”.

— A pod tym?

March nie tak wyobrazal sobie swoje pozegnanie. Ale jesli tego wlasnie chcial chlopiec…

— „Chcemy walczyc o nowa Europe — ciagnal dalej. — Tak twierdza trzej bracia z Kopenhagi razem z dowodca ich kompanii na obozie treningowym SS w Gornej Alzacji. Spelnili wszystkie wymagania dotyczace stanu zdrowia i czystosci rasowej i ciesza sie teraz urokami meskiego zycia na swiezym powietrzu w polozonym wsrod lasow obozie”.

— A pod tym? Xavier usmiechnal sie.

— Daj spokoj, Pili. Masz juz przeciez dziesiec lat. Potrafisz sam czytac.

— Ale chce, zebys ty to przeczytal. Tutaj jest fotografia U-Boota, takiego samego jak twoj. Przeczytaj, co pisza pod spodem.

March przestal sie usmiechac i odlozyl czasopismo. Cos bylo nie w porzadku. Co? Nagle zdal sobie sprawe: to cisza. Od kilku minut nic nie wydarzylo sie na ulicy: nikt nie przejechal, nikt nie przeszedl, nikt sie nie odezwal. Ucichla nawet kosiarka. Zobaczyl, jak oczy syna pobiegly ku oknu, i zrozumial.

Gdzies w srodku domu zabrzeczalo szklo. Xavier rzucil sie ku drzwiom, ale chlopak byl od niego szybszy: zsunal sie z lozka i zlapal go za nogi, owijajac sie wokol nich niczym plod w parodii dziecinnego blagania.

— Prosze, nie odchodz, tato — powtarzal — prosze…

March zlapal palcami za klamke, ale nie mogl sie poruszyc. Byl przykuty, przytwierdzony do podlogi. Juz mi sie to kiedys snilo, pomyslal. Za ich plecami pekla, zasypujac ich szklem, okienna szyba — w sypialni pojawily sie prawdziwe mundury i prawdziwa bron — i nagle Xavier zorientowal sie, ze lezy na plecach, wpatrujac sie w male samolociki, ktore wirowaly i hustaly sie wsciekle na swoich podwieszonych u sufitu niewidzialnych nitkach.

— Wszystko bedzie dobrze, tato — slyszal glos Pilego. — Oni ci pomoga. Sprawia, ze staniesz sie lepszy. A potem bedziesz mogl wrocic i zamieszkac razem z nami. Obiecali mi…

3

Rece skuli mu za plecami, dlonmi na zewnatrz. Dwoch esesmanow przygwozdzilo go do sciany, na ktorej wisiala mapa frontu wschodniego. Globus stanal pol metra przed nim. Pilego, dzieki Bogu, wypchneli z pokoju.

— Czekalem na ten moment — stwierdzil Globus — tak jak pan mlody czeka na swoja narzeczona. — Uderzyl go mocno w zoladek. March zgial sie wpol i osunal na kolana, sciagajac na siebie upstrzona szpilkami mape. Mial wrazenie, ze juz nigdy nie uda mu sie zaczerpnac oddechu. A potem Globus zlapal go za wlosy; March zacharczal, probujac zlapac powietrze, i w tej samej chwili Obergruppenfuhrer uderzyl go jeszcze raz, ponownie posylajac na podloge. Powtorzylo sie to kilka razy. W koncu, kiedy lezal z podkurczonymi nogami na dywanie, Globus postawil but na jego skroni, wbijajac mu w ucho duzy palec.

— Popatrzcie — powiedzial. — Wdepnalem w gowno. — Z bardzo daleka dobiegl Marcha rechotliwy smiech mezczyzn.

— Gdzie jest dziewczyna?

— Jaka dziewczyna?

Globus rozprostowal powoli, tuz przed twarza Marcha, swoje grube paluchy, a potem zatoczyl reka luk, uderzajac go kantem dloni w nerki.

To bylo o wiele gorsze od wszystkiego, czego Xavier doznal do tej pory — oslepiajacy bialy blysk bolu, ktory przeszyl go na wskros i ponownie poslal plujacego zolcia na podloge. A najgorsza byla swiadomosc, ze to dopiero poczatek mozolnej wspinaczki. Czekaly go dlugie, wznoszace sie niczym nuty na pieciolinii etapy tortur: od gluchego basowego bolu po ciosach w brzuch, poprzez mieszczace sie w srodkowym rejestrze uderzenia w nerki, az po jakis nieslyszalny ludzkim uchem, czysty jak krysztal ton.

— Gdzie jest dziewczyna?

— Jaka… dziewczyna…?

Rozbroili go i przeszukali, a potem na pol popychajac, na pol wlokac wyprowadzili z bungalowu. Przy krawezniku zgromadzil sie juz maly tlumek. Starsi sasiedzi Klary przygladali sie, jak gestapowcy wpychaja go glowa naprzod na tylne siedzenie BMW. Rzucil szybko okiem na ulice. Przed domem stala wojskowa ciezarowka i cztery albo piec samochodow z obracajacymi sie na dachu swiatlami. Czego sie tutaj spodziewali? Malej wojny? Wciaz nie bylo nigdzie widac Pilego. Kajdanki zmuszaly go do pochylenia sie do przodu. Na tylnym siedzeniu, po obu jego stronach usiedli dwaj gestapowcy. Kiedy samochod ruszyl z miejsca, zobaczyl, ze czesc starszych ludzi szurajac nogami wraca juz do domow, do kojacej poswiaty telewizorow.

Zawiezli go na polnoc pustymi w dniu swieta ulicami. Z Saarland Strasse skrecili na wschod w Prinz- Albrecht, a potem, piecdziesiat metrow za glownym wejsciem do gmachu Gestapo, caly konwoj wjechal, mijajac otwarte skrzydla wysokiej wieziennej bramy, na brukowany dziedziniec z tylu budynku.

Wywleczono go z samochodu i poprowadzono przez niskie wejscie w dol, po stromych betonowych schodach. Obcasy Marcha zaszuraly po posadzce nisko sklepionego korytarza. A potem byly drzwi, wnetrze celi i cisza.

Zostawili go samego, pozwalajac popracowac troche wyobrazni — normalny tryb postepowania. Bardzo dobrze. Podczolgal sie do kata i oparl czolo o wilgotna cegle. Z kazda mijajaca minuta Charlie oddalala sie coraz bardziej od Berlina. Pomyslal o Pilim, o wszystkich klamstwach i dlonie zacisnely mu sie bezwiednie w piesci.

Palaca sie nad drzwiami gola zarowke oslaniala zardzewiala metalowa siatka. Zerknal na przegub reki — daremny gest, zabrali mu zegarek. Charlie musi byc chyba teraz niedaleko Norymbergi? Probowal wyobrazic sobie gotyckie wieze — swietego Wawrzynca, swietego Sebalda, swietego Jakuba…

Bolala go kazda konczyna — kazda czesc jego ciala, ktora potrafil nazwac — a przeciez poswiecili mu dotychczas zaledwie piec minut i udalo im sie nie pozostawic zadnego sladu na twarzy. Zaczal sie bezglosnie smiac, ale zabolaly go zebra i przestal.

Zaprowadzono go korytarzem do pokoju przesluchan: otynkowane na bialo sciany, ciezki debowy stol z dwoma stojacymi naprzeciwko siebie krzeslami; w kacie zelazny piecyk. Globus zniknal gdzies, teraz sprawe prowadzil Krebs. Marchowi zdjeto kajdanki. Znowu normalny tryb postepowania — po twardym gliniarzu przychodzi ten miekki. Sturmbannfuhrer pozwolil sobie nawet na zart.

— Normalnie aresztowalibysmy rowniez twojego syna i postraszyli go, zeby zapewnic sobie z twojej strony lepsza wspolprace. Ale wiemy, ze takie postepowanie wywolaloby w tym przypadku przeciwny do zamierzonego efekt. — Specyficzne poczucie humoru tajniaka! Krebs pochylil sie na krzesle i wycelowal w Marcha olowkiem. — Tak czy inaczej niezwykly z niego chlopak.

— Rzeczywiscie „niezwykly”. — Kiedy go bili, March ugryzl sie w ktoryms momencie w jezyk. Teraz mowil, jakby spedzil tydzien w fotelu dentysty.

— Zeszlej nocy dalismy nasz numer twojej bylej zonie — kontynuowal Sturmbannfuhrer — na wypadek gdybys probowal sie z nia skontaktowac. Chlopak zapamietal go. Zadzwonil, kiedy tylko cie zobaczyl. Odziedziczyl twoja inteligencje, March. I inicjatywe. Powinienes byc z niego dumny.

— W tej chwili uczucia, jakie zywie do mojego syna, sa naprawde bardzo silne.

Вы читаете Vaterland
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату