Valeria usmiechnela sie.

— Widzisz, zostales tutaj dobrze przyjety. Martwisz sie o swego psa, poniewaz nie ma lapy, ale moze i on znalazl gdzies goscine. Kochasz go, wiec ktos inny tez moze go pokochac. Kochasz go, wiec mozesz takze pokochac innego.

Skinalem glowa, ale w duszy postanowilem, ze juz nigdy nie bede mial zadnego psa. Tak tez sie stalo.

Nie widzialem go przez caly tydzien. Pewnego dnia, kiedy nioslem list do barbakanu, wypadl znienacka z jakiegos zakamarka. Nauczyl sie biegac na trzech lapach niczym akrobata wyczyniajacy swe sztuki na pozlacanej pilce.

Potem jeszcze widywalem go raz czy dwa razy w miesiacu, ale tylko do czasu znikniecia ostatniego sniegu. Nigdy nie dowiedzialem sie, kogo sobie wybral, kto sie o niego troszczyl i dawal mu jesc. Lubie jednak myslec, ze byl to ktos, kto wraz z nadejsciem wiosny zabral go na Polnoc, do jednego z wojskowych obozow, sposobiacych sie do kampanii w gorach.

5. Konserwator obrazow i inni

Dzien Swietej Katarzyny to najwieksze swieto naszej konfraterni, podczas ktorego wspominamy nasze dziedzictwo, uczniowie czesto staja sie czeladnikami, a czeladnicy czasem mistrzami. O ceremoniach zwiazanych z tym swietem opowiem dokladniej wowczas, gdy bede relacjonowal moje wlasne wyniesienie. W roku, ktorego wydarzenia tu przedstawiam, zaszczyt ow spotkal Drotte'a i Roche'a — tym samym ja zostalem kapitanem uczniow.

Ciezar tej funkcji uswiadomilem Sobie w pelni dopiero wowczas, kiedy rytual mial sie juz ku koncowi. Siedzialem w zrujnowanej kaplicy przygladajac sie uroczystosci, zdajac sobie powoli sprawe z tego, ze gdy dobiegnie ona konca, do mnie bedzie nalezalo przywodztwo wsrod uczniow.

Jednoczesnie jednak zaczeto mnie stopniowo ogarniac uczucie pewnego niepokoju. Posmutnialem, zanim dotarlo do mnie w pelni, ze nie jestem szczesliwy i ugialem sie pod ciezarem odpowiedzialnosci, zanim jeszcze pojalem, ze wzialem go na moje barki. Pamietalem doskonale, ile klopotow mial Drotte z utrzymaniem wsrod nas porzadku. Ja mialem teraz dokonac tego samego nie dysponujac jego sila i nie majac u boku nikogo takiego, kim dla niego byl Roche. Kiedy przebrzmialy tony ostatniej piesni, a obydwaj mistrzowie, ktorych twa; ze skryte byly za zlotymi maskami, opuscili dostojnie miejsce uroczystosci, zas czeladnicy porwali na ramiona przyjetych w ich poczet Drotte'a i Roche'a, szykujac sie do hucznego swietowania tego wydarzenia, ktore mialy uswietnic miedzy innymi przygotowane przez nich juz wczesniej sztuczne ognie, wiedzialem juz, co musze zrobic.

My, uczniowie, mielismy obslugiwac wszystkich podczas uczty, ale przedtem musielismy zdjac stosunkowo nowe i czyste stroje, ktore dano nam na czas samej uroczystosci. Kiedy zgasl ostatni fajerwerk i przebrzmial huk wystrzalu z najwiekszego dziala, jakie znajdowalo sie w Wielkiej Baszcie (byl to coroczny podarunek dla naszej konfraterni), zagonilem wszystkich chlopcow (albo mi sie zdawalo, albo juz zaczynali na mnie niechetnie spogladac) do naszej bursy, po czym starannie zamknalem drzwi i spuscilem na nie gruba, tlumiaca wszelkie glosy zaslone.

Pod wzgledem wieku drugim po mnie byl Eata; bylismy na tyle zaprzyjaznieni, ze niczego sie nie spodziewal, a potem bylo juz za pozno na to, zeby mogl stawic skuteczny opor. Chwycilem go za gardlo, przyparlem do sciany, a potem powalilem na podloge, ani na moment nie zwalniajac uscisku.

— Bedziesz moim zastepca? Odpowiadaj!

Nie mogl wykrztusic ani slowa, wiec tylko skinal glowa.

— Dobrze. Ja biore Timona, ty nastepnego.

Starczylo sto oddechow (i to bardzo szybkich, musze dodac), zeby wszyscy chlopcy zostali zmuszeni do posluszenstwa. Dopiero po trzech tygodniach zetknalem sie z pierwszymi oznakami niezadowolenia, a i to nie byl zaden bunt, tylko indywidualne, odosobnione narzekania.

Jako kapitan uczniow mialem nowe obowiazki, ale i wiecej swobody niz kiedykolwiek do tej pory. To moim zadaniem bylo troszczyc sie o to, zeby odbywajacy sluzbe czeladnicy otrzymywali zawsze gorace posilki i dogladac chlopcow porcjujacych zywnosc dla naszych klientow. W kuchni gonilem ich do pracy, w klasie zas do nauki. Roznosilem przesylki nawet do najdalszych zakatkow Cytadeli, a takze, choc w niewielkim rzecz jasna stopniu, bylem dopuszczany do kierowania sprawami bractwa. Poznalem dokladnie wszystkie przejscia i wiele nieuczeszczanych zakatkow: zamieszkane przez zdziczale koty spichrze o strychach zawalonych tajemniczymi skrzyniami i kuframi, smagane wiatrem waly obronne wznoszace sie nad przypominajacymi gnijace wrzody — slumsami, a wreszcie olbrzymie galerie o szerokich, przykrytych czesciowo szklanymi dachami korytarzach i drzwiach do ciagnacych sie po obu stronach obszernych sal, ktorych sciany, podobnie jak sciany korytarzy, zawieszone byly niezliczonymi obrazami.

Znaczna ich czesc byla tak stara i poczerniala, ze za nic nie moglem dostrzec, co przedstawiaja; tego natomiast, co widzialem na innych, czesto nie bylem w stanie zrozumiec. Byl tam tancerz o nogach przypominajacych pijawki i kobieta sciskajaca w dloni sztylet o dwoch ostrzach, siedzaca pod posmiertna maska. Pewnego dnia przeszedlem chyba ponad mile, przypatrujac sie tym zagadkowym plotnom, kiedy niespodziewanie dostrzeglem starego mezczyzne stojacego na wysokiej, siegajacej niemal sufitu drabinie. Chcialem zapytac go o droge, ale wydawal sie tak pochloniety swoja praca, ze nie osmielilem sie mu przeszkodzic.

Obraz, ktory wlasnie czyscil, przedstawial odziana w zbroje postac stojaca na tle dzikiego krajobrazu. Postac nie miala zadnej broni, ale w dloni trzymala drzewce dziwnego, zupelnie sztywnego sztandaru. Przylbica helmu wykonana byla ze zlota, bez otworow wentylacyjnych, ani szczeliny na oczy. Odbijal sie w niej pusty, nieprzyjazny krajobraz i nic poza tym.

Ten wojownik z martwego swiata od razu mnie zafascynowal, chociaz nie bylbym w stanie powiedziec, dlaczego, ani nawet, jakie wlasciwie wywolal we mnie uczucia. Zapragnalem nagle, chyba nawet nie do konca swiadomie, zdjac go ze sciany i zaniesc nie do naszej nekropolii, lecz do jednego z tych gorskich lasow, ktorych nekropolia ta (zrozumialem to juz wowczas) byla wyidealizowanym, wyciosanym z granitow i marmurow odbiciem. Powinien stac w mlodej trawie, opierajac sie o jedno z siegajacych niebotycznych wyzyn drzew.

— … i wszyscy uciekli — dobiegl zza moich plecow jakis glos. — Vodalus dopial swego.

— Hej, ty! — To byl inny glos. — Kim jestes?

Odwrocilem sie i ujrzalem dwoch mezczyzn odzianych w jaskrawe szaty, zblizajace sie smialoscia barw i kroju do strojow majacych powiazania z dworem arystokratow.

— Mam wiadomosc dla archiwisty — odparlem; pokazujac im koperte.

— Znakomicie — powiedzial ten, ktory mnie zagadnal. — Wiesz, gdzie sa archiwa?

— Wlasnie mialem zamiar o to zapytac, sieur.

— Wiec nie jestes chyba wlasciwym poslancem, prawda? Daj mi te przesylke; a ja przekaze ja goncowi.

— Nie moge, sieur. Mam dostarczyc ja osobiscie.

— Chyba nie musisz traktowac go tak ostro, Racho — wtracil sie drugi mezczyzna.

— Zapewne nie wiesz, kim on jest, prawda?

— A ty wiesz?

Czlowiek o imieniu Racho skinal glowa.

— Z ktorej czesci Cytadeli przychodzisz, poslancze?

— Z Wiezy Matachina. Mistrz Gurloes polecil mi odszukac archiwiste.

Twarz drugiego mezczyzny sciela sie w nieprzenikniona maske.

— A wiec jestes katem.

— Zaledwie uczniem, sieur.

— Teraz rozumiem, dlaczego moj przyjaciel chce, zebys jak najpredzej zniknal nam z oczu. Idz tym korytarzem az do trzecich drzwi, skrec w nie, idz prosto jakies sto krokow, wejdz na drugie pietro i idz poludniowym korytarzem az do podwojnych drzwi na jego koncu.

— Dziekuje — powiedzialem i postapilem krok we wskazanym kierunku.

— Zaczekaj. Jesli pojdziesz pierwszy, bedziemy musieli na ciebie patrzec.

Вы читаете Cien kata
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×