— Wy, chlopaki, macie fajna zabawe — odezwal sie Rand zabawnie marszczac nos. — Czasami az wam zazdroszcze.

— Wykonujemy swoja prace — ostroznie odparl Blaine.

— Byles dzis piec tysiecy lat swietlnych stad. A to juz mowi samo za siebie.

— Z pewnoscia masz racje — zgodzil sie Blaine. — Mozemy przynajmniej zobaczyc na wlasne oczy, jak tam jest. Ale tym razem bylo jeszcze lepiej… Wiesz, wydaje mi sie, ze spotkalem zycie…

— Opowiedz… — zywo zainteresowal sie Rand.

— Niewiele jest do opowiadania — wzruszyl ramionami Blaine. — Rzecz odkrylem w chwili, gdy moj czas sie konczyl. Nic nie zdazylem zrobic. Musialem wracac do domu. A swoja droga, moglibyscie cos dla nas zrobic…

— Uhumm — Rand skrzywil sie lekko.

— Powinniscie zostawic nam wiecej inicjatywy a przede wszystkim limit czasu nie moze byc tak sztywno ustalany. Trzydziesci godzin! Raz trzymacie tam czlowieka, choc moglby z powodzeniem wracac juz po godzinie, kiedy indziej znow — jak mnie dzisiaj — wyrywacie z powrotem w chwili, gdy potrzebuje tego czasu wiecej.

Rand wyszczerzyl zeby w szerokim usmiechu.

— Tylko nie mow, ze nie mozecie tego zrobic z przyczyn technicznych — napieral Blaine. — Nie udawaj, ze to niemozliwe. Fishhook ma specjalistow na peczki, posiada stosy ultranowoczesnej aparatury.

— Oh, z pewnoscia — odrzekl niedbale Rand. — Ale my lubimy miec wszystko pod scisla kontrola.

— Boicie sie, by ktos nie nawial? — wykrzyknal ironicznie Blaine. — Chociazby.

— Po co? Tam przeciez nie jest sie czlowiekiem. Jest sie tylko nagim umyslem uwiezionym w niezwykle skomplikowanej maszynie.

— Wolimy tak, jak jest — ucial Rand. — No, a poza tym wy, chlopaki, jestescie cenni. To rowniez musimy brac pod uwage. Bo co na przyklad zrobisz, jesli tam, piec tysiecy lat swietlnych od domu, przydarzy ci sie wypadek? Co bedzie, jesli stracisz kontrole nad maszyna? jestes dla nas stracony. A tak to wszystko idzie automatycznie. Wysylamy was, a po pewnym, z gory okreslonym czasie, automaty sciagaja was z powrotem. Mamy przynajmniej pewnosc, ze wrocicie.

— Zbyt wysoko nas cenisz — sucho odparl Blaine.

— To niezupelnie tak — dodal szybko Rand. — Czy wiesz, ile w was zostalo zainwestowane? Czy zdajesz sobie sprawe, ilu musimy przesiac, by wybrac jednego? Kogos, kto jest zarowno telepata i teleporterem szczegolnego rodzaju, kogos o tak zrownowazonym umysle, ze podola psychicznie presji tego wszystkiego, na co sie moze natknac. I w koncu rzecz niebagatelna: kogos, kto jest gotow dochowac wiary Fishhookowi.

— Kupujecie nasza lojalnosc. Nie spotkasz wsrod nas nikogo, kto uskarzalby sie na brak pieniedzy.

— To akurat nie jest zadna wada — rozesmial sie Rand. — Poza tym wiesz doskonale, ze nie o tym mowie.

A ty — rzucil w mysli Blaine pod adresem Randa — a ty, jakie masz kwalifikacje na ochroniarza. Tu potrzebny jest sprawny szperacz. Gdybys sam posiadal naturalne predyspozycje na szperacza, nie zatrudnialbys innych. — A na glos powiedzial: — Ale ja w dalszym ciagu nie widze powodow, dla ktorych nie chcecie dac nam czasu wedle wlasnego uznania. Moglibysmy przeciez…

— A ja nie widze powodu, bys tak sie tym gryzl — odparl pogodnie Rand. — Wrociles dopiero co na swoja drogocenna planete, ale zawsze mozesz powrocic tam, skad przybyles.

— Oczywiscie, ze wroce — odrzekl Blaine i dopil do konca whisky. Odstawil pusta szklanke na biurko. — Okay, musze juz zmykac. Wielkie dzieki za drinka.

— Okay, skoro musisz, nie zatrzymuje. Wpadniesz jutro?

— O dziewiatej rano. Na analize.

4.

Blaine przekroczyl ogromny, zdobiony wymyslnym zwienczeniem luk bramy wyjsciowej, wyprowadzajacej na rozlegly plac. Zawsze, ilekroc wychodzil tedy o tej porze roku, przystawal dluzej, sycac sie urokiem miejsca. Uliczne latarnie lsnily teczowymi kulami blasku, a liscie na okalajacych plac drzewach drzaly lekko w podmuchach morskiej bryzy pelnej zapachu soli, ryb i wodorostow. Po chodnikach sunely postacie przechodniow, niczym ulotne niematerialne zjawy. Samochody z cichym swistem atomowych silnikow mknely jezdnia, pozostawiajac za soba barwne smugi swiatla. Lekka mgielka spowijala caly plac, tworzac jedyny w swoim rodzaju, czarodziejski klimat pogodnego, jesiennego wieczoru.

Dzisiaj jednak Blaine nie przystanal swoim zwyczajem, choc wieczor byl wyjatkowo piekny i sprzyjajacy zadumie. Nie mial po prostu czasu, pozostalo mu zaledwie osiem minut; osiem wszawych minut.

Gdy dotarl do zaparkowanego nie opodal auta i ta rezerwa czasu sie skonczyla. Nie mogl juz skorzystac z pojazdu. Postanowil go zostawic. Stojac przy bezuzytecznym juz samochodzie, zastanawial sie chwile nad dziwnym spotkaniem z Kirby Randem. Czemu wlasnie dzis, czemu wlasnie tego wieczoru Rand otworzyl te cholerne drzwi proponujac drinka?

Blaine czul trudny do sprecyzowania niepokoj. Ta rozmowa, ta dziwna, nieoczekiwana rozmowa z Randem. Zupelnie jakby tamten cos podejrzewal, ostrzegal, jakby zdawal sobie sprawe z pospiechu Blaine'a i bawil sie z nim, jak kot z mysza, kradnac swiadomie tak cenne dla Blaine'a minuty.

No, bylo i minelo — pocieszyl sie szybko Blaine. Po prostu przypadek, czysty przypadek, ktory, na szczescie, nie okazal sie zgubny w skutkach. Wrecz przeciwnie: gdyby Blaine dysponowal wieksza rezerwa czasowa, uciekalby samochodem, ulatwiajac tym samym Fishhookowi poscig. A tak zmuszony do pozostania w miescie, wybierze inny, znacznie lepszy wariant zmylenia pogoni. Potrzebuje tylko dziesieciu minut.

Odwrocil sie na piecie i pomaszerowal raznym krokiem w dol ulicy, zostawiajac za soba zaparkowany samochod.

Dajcie mi jeszcze dziesiec minut, jedynie dziesiec minut — powtarzal jak w zarliwej modlitwie. Potrzebowal tego czasu. Jesli mu go los podaruje, istnieje tuzin miejsc, gdzie moze sie ukryc. Tam odetchnie, spokojnie przemysli sytuacje, ustali plan dzialania. Bo na razie, pozbawiony samochodu, oszolomiony lawina niespodziewanych zdarzen, nie mial zadnego planu.

Byl swiecie przekonany, ze jesli nie spotka kogos, kto go rozpozna, bedzie mial owe dziesiec minut.

Szedl szybkim krokiem, czujac jednoczesnie, jak narasta w nim napiecie przeradzajace sie powoli w strach, w obledny lek zalepiajacy gesta piana czaszke. W ulamku sekundy skonstatowal, ze to nie jest jego strach. To nie bylo w ogole ludzkie uczucie. Bylo to czarne jak otchlan, obce, skowyczace przerazenie, ktore leglo sie w umysle wepchnietym w czaszke Blaine'a. W umysle, ktory nie potrafil juz dluzej bronic sie przed groza tej nowej, obcej planety i nie chcial byc dluzej wcisniety w mozg czlowieka. W umysle, ktory nie byl w stanie stawic czola obcemu swiatu, zupelnie dlan niepojetemu.

Pierwszym odruchem Blaine'a byla proba psychicznego zapanowania nad intruzem, uspokojenia go, uciszenia. Ale juz nie byl w stanie rozdzielic tej pary umyslow — swego i obcego — zlanych jakby w jedno, zlaczonych ze soba w jakis przedziwny sposob, skazanych na dzielenie wspolnego losu.

Wtedy, pod wplywem dzikiego impulsu plynacego z obcej swiadomosci, opanowany bezrozumna trwoga, Blaine pognal przed siebie. Byl juz o krok od szalenstwa, lecz ostatkiem sil zdolal sie opanowac. Przystanal. Oddychal ciezko, a przed oczyma wirowaly mu barwne kregi. Zawrot glowy. Zachwial sie i wyciagajac na oslep rece, trafil dlonmi na rosnace na skraju chodnika drzewo. Objal ramionami gruby pien, przytulil do niego rozpalony policzek, jakby samo zetkniecie twarzy z czyms ziemskim moglo przyniesc ulge, wzmocnic nadwatlone sily czlowieka.

Dlugo obejmowal ramionami drzewo. Nie wolno pozwolic sobie na panike. Nie wolno zwracac na siebie uwagi. Nie wolno dac sie tak bez reszty opanowac oszalalemu ze strachu obcemu umyslowi.

Przerazenie stopniowo malalo, a intruz, jak zbity pies, odpelzal do swojej dziury w najglebszych zakatkach czaszki czlowieka, by tam lizac swe rany. Byl po prostu zalosny.

— W PORZADKU. ZOSTAN TAM GDZIE JESTES — odezwal sie do niego Blaine. — Nie denerwuj sie. Zostaw wszystko mnie. Ja sie wszystkim zajme.

Blaine powiedzial to, gdyz zrozumial, ze obcy staral sie zbiec, probowal wyrwac sie na wolnosc. Ale gdy to mu nie wyszlo cofnal sie w bezpieczne zakamarki swego wiezienia — azylu.

Вы читаете Czas jest najprostsza rzecza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×