figle rozbrykanych dzieci. Oni to potraktuja serio jako ingerencje i obledny sabat rozpasanych, przerazajacych mrocznych sit. Gnomow, upiorow, wilkolakow. A potem, w ich wyobrazni, zostanie te wszystko jeszcze bardziej wyolbrzymione. Rano juz beda krazyc mrozace krew w zylach opowiesci o porozciaganych na plotach swiezych, parujacych jeszcze krwia wnetrznosciach, o mezczyznach z poderznietymi gardlami, o pomordowanych noworodkach i zgwalconych dziewczynkach. Tak bedzie na calym swiecie. Ludzie latwo w to uwierza. Uwierza we wszystko co uslysza.

— Lecz mimo wszystko — odezwal sie cicho Jackson. — nie ma pan prawa zbyt ostro potepiac za to dzieciakow. Pan sobie nawet nie wyobraza w jakim piekle przyszlo im zyc. W chwili, gdy dopiero wkraczaja w swiat, ten swiat barykaduje sie przed nimi, oskarza ich, morduje w sposob bezlitosny. Wszystkie palce wskazuja na nich oskarzycielsko…

— Mysli pan, ze nie zdaje sobie z tego sprawy — przerwal mu szorstko Blaine. — Wiem, wiem wszystko. Lecz musicie ich za wszelka cene powstrzymac. Musicie! W taki czy inny sposob, ale to konieczne. Uzyjcie telepatii, telefonu… O, wlasnie, telepatii przez telefon… Dotad sadzilem, ze…

— To bardzo proste odparl Andrews, uprzedzajac watpliwosci Blaine a. — Problem przekazu telepatycznego za pomoca drutow telegraficznych rozwiazalismy jakies dwa lata temu.

— Wiec uzyjcie tego sposobu — skinal glowa Blaine. — Dzwoncie wszedzie, gdzie sie tylko da. Tam z kolei niech ostrzega nastepnych. Tamci znow kolejnych. Stworzcie caly lancuch…

— Nie zdolamy dotrzec do wszystkich — pokiwal smutno, z rezygnacja glowa Andrews.

— Musicie probowac! — krzyknal ostro Blaine.

— Sprobujemy, oczywiscie, ze sprobujemy — zgodzil sie Andrews. — Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Ale… ale ty — zawahal sie nagle, poczerwienial na twarzy i spuscil oczy. — Nie sadz nas zbyt pochopnie. Nie mysl, ze nie wiemy co to wdziecznosc. Zaciagamy wobec ciebie dlug, ktorego chyba nigdy nie bedziemy w stanie splacic. Ale… ale…

— Co ale? — zapytal Blaine, a w glosie brzmialy mu nutki zdziwienia.

— Pan nie moze tu pozostac — wydusil z siebie cichym glosem Andrews. — Sciga pana Fishhook, poszukuje Finn… Przybeda tu z cala pewnoscia. Sa przekonani, ze pan sie tu wlasnie ukrywa.

— Boze wielki! — wykrzyknal Blaine nie dowierzajac wlasnym uszom. — Wielki Boze! A ja tu przybylem…

— Przykro nam — odparl sucho Andrews. — Wiemy, jak musi pan sie teraz czuc. Lecz pan musi i nas zrozumiec. Rzecz jasna, skoro pan upiera sie, by tu pozostac, sprobujemy pana ukryc. Lecz jesli odnajda tutaj pana…

— W porzadku — mruknal Blaine. — Mialbym w takim razie tylko prosbe o wypozyczenie samochodu…

— Odpada — pokrecil glowa Andrews. — To tak samo, jakby pan pozostal w Hamilton. Finn i Fishhook z cala pewnoscia obserwuja drogi. Rejestracja zdradzi pana natychmiast.

— Wiec co, wyganiacie mnie po prostu w gory?

Andrews pokiwal tylko glowa.

— To moze dacie mi troche zywnosci?

— Z tym nie bedzie najmniejszych klopotow — ozywil sie natychmiast Jackson, zrywajac sie na nogi. — A gdy sie wszystko uspokoi, niech pan do nas wraca — dodal Andrews.

— Wielkie dzieki — odparl Blaine trudnym do okreslenia tonem.

30.

Usiadl pod samotnym, rozlozystym drzewem rosnacym na stoku wzgorza i spojrzal w dol doliny. Dluzszy czas scigal wzrokiem srebrzyste lsnienia na powierzchni rzeki, by w koncu wzniesc oczy w gore, gdzie na tle nieba odcinal sie ostra, ciemna linia klucz dzikich gesi.

Kiedys, o tej porze roku, az roilo sie tutaj od ptactwa ktore z donosnym krzykiem i lopotem skrzydel odlatywalo na poludnie, do cieplejszych krain tam szukajac schronienia przed nadchodzaca zima. Teraz jednak ptakow pozostalo niewiele; po prostu zostaly wytepione przez okoliczna ludnosc.

Czlowiek w swym zwycieskim pochodzie przez czas i dzieje, w barbarzynski sposob starl z powierzchni ziemi wszystkie prawie gatunki zwierzat — dzikie ptactwo, bizony, bobry i wiele, wiele innych. Blaine zastanawial sie nad zadziwiajaca wlasciwoscia Czlowieka, ktora kazala mu tepic wszelkie inne zywe stworzenia; nieistotne juz, czy to w imie strachu i nienawisci czy tez z chciwosci i zadzy zysku.

Jesli Finnowi powioda sie plany, los zwierzat podziela rowniez dewiaci. Mieszkancy Hamilton zrobia oczywiscie wszystko, co bedzie w ich mocy ale Blaine watpil, czy zdolaja podolac zadaniu, zwlaszcza ze pozostalo im tak niewiele czasu, zaledwie trzydziesci szesc godzin. Postaraja sie nie dopuscic do maskarady w noc Halloween, ale czy powstrzymaja wszystkich? Czy wszedzie dotra? To wydawalo sie prawie niemozliwe.

A tak na dobra sprawe, nie powinno mnie to juz obchodzic — myslal. Nie musi przejmowac sie wcale losem dewiatow. Ostatecznie to oni wlasnie go przegnali, odmowili schronienia, kazali umykac z miasteczka. Zmusili go do opuszczenia miejsca, ktore pokochal od pierwszej chwili, ktore moglo sie stac jego nowym domem.

Rozpial pasy plecaka, w ktorym Jackson dostarczyl mu zywnosc. Z szyi zdjal manierke. Postawil oba przedmioty na ziemi.

Po poludniowej stronie bily w niebo ciemne wstegi dymu z domostw w Hamilton i nawet zagniewany na mieszkancow za sposob w jaki go potraktowano, czul nic laczaca go nierozerwalnie z ta osada, przepelnialo go uczucie swojskosci i bliskosci takie samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy przemierzal uliczki miasteczka. Wiele jest na swiecie miejsc, wspolczesnych gett, w ktorych ludzie obdarzeni zdolnosciami paranormalnymi wioda zycie na tyle spokojne, na ile jest to mozliwe w panujacych na swiecie warunkach. Ludzie ci, zaszyci w oddalonych, izolowanych od reszty spoleczenstwa zakatkach czekaja, az nadejdzie dzien — jezeli w ogole kiedykolwiek nadejdzie — gdy ich dzieci lub dzieci ich dzieci beda wolne, gdy beda mogly swobodnie i bezpiecznie wedrowac po swiecie, a ich zycie ponownie stanie sie normalnym zyciem w pelni normalnych ludzi.

Ilez w takich miasteczkach zmarnowanych szans, nie wykorzystanych mozliwosci i zdolnosci, ktore odpowiednio pokierowane stalyby sie zaliczka na wspaniala, olsniewajaca przyszlosc ludzkosci, nadalyby nowy, oszalamiajacy wymiar i perspektywy kazdemu pojedynczemu czlowiekowi i calej jego rase. Tymczasem wszystko to pozostawalo bezplodne, bezuzyteczne, wzgardzone, a istoty posiadajace ow tak cudowny dar byly przedmiotem powszechnej nienawisci, tropiona zwierzyna, uosobieniem calego zla drzemiacego w Czlowieku.

A najbardziej zalosne w tym wszystkim bylo to, ze cala nienawisc i okrucienstwo, ciasnota umyslowa i brak tolerancji nie doszlyby nigdy do glosu, gdyby nie ludzie pokroju Finna: bigoci i egomaniacy, ktorym zdawalo sie, ze tylko sila i brutalnosc sa w stanie wyniesc ich z przyrodzonej im malosci.

Nauka! Mimo iz okazala sie bezsilna wobec podboju kosmosu, to bynajmniej nie odeszla w zapomnienie, nie zostala odtracona. Jest rzecza oczywista, ze tak dlugo jak istnieje Czlowiek, musi rowniez istniec Nauka. U Fishhooka cale zastepy badaczy pracowaly nad odkryciami i problemami sciaganymi na Ziemie z calej galaktyki, a ludzie wciaz spogladali w ich strone z nadzieja.

Ale na mnie juz czas. To sa bezplodne i bezcelowe rozmyslania — szepnal Blaine potrzasajac glowa. Musi isc przed siebie, ku wytyczonemu celowi, gdyz innego wyjscia nie ma. Ostrzegl mieszkancow Hamiltan, lecz to tylko czastka tego, co zamierzal. Swoja misje musi wypelnic do konca.

Pojdzie do Pierre. Odszuka Harriet w restauracji z przybitymi nad drzwiami rogami losia. Byc moze natknie sie tam rowniez na ludzi wchodzacych w sklad sformowanych przez Stonea grup. Oni mu pomoga, wynajda bezpieczna kryjowke.

Wstal, zarzucil ponownie na ramiona plecak zawiesil na szyi manierke. I wowczas poslyszal za soba szmer. Blyskawicznie odwrocil sie.

Stope nad ziemia unosila sie dziewczyna. Wdzieczna jak ptak. Sliczna jak poranek.

Stal bez ruchu, napawajac sie jej uroda. Widzial ja po raz pierwszy w dziennym swietle. Poprzednim razem spotkali sie noca, na szosie, potem — przez chwile zaledwie — w polmroku hotelowego pokoju. Jej stopy dotknely ziemi i dziewczyna wolnym krokiem podeszla do Blaine'a.

— Wreszcie pana znalazlam — rzekla. z ulga w glosie. — To straszne… po tym, co pan dla nas zrobil…

— O. K. Nie mowmy o tym — odparl szybko Blaine. — Nie bede taic, ze czuje sie dotkniety, ale i oni mieli

Вы читаете Czas jest najprostsza rzecza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×