swoje racje.

— Jedynym celem ich zycia jest chronienie nas — odezwala sie cicho dziewczyna patrzac na ziemie. Pragna uczynic nasze zycie jak najbardziej znosnym. Bronia sie wiec przed najmniejszym…

— Tak, wiem. Ale spotkalem juz kogos, kto mimo wszystko nie pragnal wcale takiego znosnego zycia.

— My, mlodziez, mamy do nich wiele zalu. Wszystkiego nam nie wolno, wszystkiego nam zabraniaja, nie pozwalaja szalec w noc Halloween nic nie dajac w zamian. Musimy po prostu siedziec cicho w domu. No i w rezultacie to glownie robimy.

— Jestem wam wdzieczny za tamta noc — taktownie zmienil temat Blaine. — Gdyby nie wasza pomoc, Harriet i ja zostalibysmy przydybani przez policje nad zwlokami Stonea.

— Dla Mr Stonea zrobilismy wszystko, co bylo mozliwe. Musielismy sie spieszyc i trudno bylo dopelnic wszystkich ceremonii. Zostal pochowany na wzgorzu.

— Wiem, twoj ojciec mowil mi o tym.

— Nie moglismy tam postawic ani krzyza, ani tablicy: Musielismy wrecz pokryc mogile darnia, by zatrzec wszelkie slady. Chyba pan sam to rozumie. Ale miejsce to jest wyryte w naszych sercach. i pamietamy o nim.

— Stone byl przez wiele lat moim najlepszym przyjacielem.

— U Fishhooka?

Blaine w milczeniu skinal glowa.

— Mr Blaine, prosze mi opowiedziec o Fishhooku.

— Mam na imie Shep.

— W takim razie Shep, opowiedz mi o tym.

— Jest to wielkie i niezwykle miejsce (WIEZE NA WZGORZU, PLACE I ALEJE, DRZEWA I PARKI, GIGANTYCZNE, STRZELISTE BUDOWLE, SKLEPY, MAGAZYNY, KAWIARNIE, TLUMY LUDZI…)

— SHEP, CZEMU ONI NAS NIE CHCA?

— NIE CHCA WAS?

— KILKORO Z NAS NAPISALO DO FISHHOOKA. PRZYSLANO WZORY PODAN, KTORE PO WYPELNIENIU ODESLALISMY. I TO WSZYSTKO. FISHHOOK JUZ NIGDY WIECEJ SIE NIE ODEZWAL.

— TYSIACE OSOB PRAGNIE SIE TAM DOSTAC.

— ALE DLACZEGO ONI NAS NIE CHCA? CZEMU NIE WEZMA NAS WSZYSTKICH? CZY WSZYSCY MALI, WYSTRASZENI LUDZIE NIGDY NIE ZAZNAJA SPOKOJU? CZY TO JEST ZAREZERWOWANE WYLACZNIE DLA FISHHOOKA?

Nic nie odpowiedzial zamykajac przed nia swoj umysl.

— SHEP, SHEP, CO SIE STALO? CZY URAZILAM CIE CZYMS?

POSLUCHAJ MNIE UWAZNIE, ANITO. FISHHOOK WAS NIE POTRZEBUJE. FISHHOOK JEST JUZ ZUPELNIE CZYMS INNYM. ZMIENIL SIE. FISHHOOK TO KORPORACJA, ZIMNY, OBOETNY I NIECZULY NA NIC KONCERN.

— A MY ZAWSZE…

— WIEM. WIEM. WIEM. FISHHOOK BYL ZAWSZE DLA WAS ZIEMIA OBIECANA, NAJDOSKONALSZYM I OSTATECZNYM ROZWIAZANIEM WASZYCH PROBLEMOW. W RZECZYWISTOSCI JEST ZUPELNIE CZYMS INNYM. FISHHOOK TO WIELKA KASA, GDZIE LICZA SIE WYLACZNIE AKTYWA I PASYWA, ZYSKI I STRATY. OCZYWISCIE, W PEWIEN SPOSOB STANOWI ON RATUNEK DLA SWIATA, ZALICZKE WIELKOSCI I PRZYSZLOSCI RODZAJU LUDZKIEGO. TEORETYCZNIE JEST TO NAJWZNIOSLEJSZA RZECZ, JAKIEJ LUDZKOSC DOROBILA SIE W TRAKCIE SWEGO ISTNIENIA. ALE FISHHOOK NIE JEST WCALE LASKAWY DLA PARANORMALNYCH. PRZECIWNIE, SWOJA ZIEMIE OBIECANA MUSIMY WYWALCZYC SAMI. NAJPIERW TRZEBA POWSTRZYMAC FINNA I JEGO „PLAN HALLOWEEN”…

— DLATEGO TU WLASNIE JESTEM. NIE ZATRZYMAMY JUZ NASZEJ AKCJL.

— TELEFONY…

— PROBOWALISMY. I DO DETROIT I DO CHICAGO. POTEM DO NEW YORKU. WSZYSTKO NA NIC. NAWET DO DENVER LINIA JEST NIECZYNNA.

— TO NIEMOZLIWE!

Blaine stal ogluszony wiadomoscia.

Brak polaczen z New Yorkiem! Kontakt z Denver odciely!

To przeciez niemozliwe, by Finn przejal az taka kontrole nad sytuacja.

NIE, NIE W TYM RZECZ, BY FINN ZDOBYL TAKA KONTROLE — wtracila sie w jego mysli Anita: — ON MA PO PROSTU SWYCH LUDZI W KILKU KLUCZOWYCH PUNKTACH, NA PRZYKLAD W KOMUNIICACJI. OSADY TAKIE JAK HAMILTON SA BARDZO UWAZNIE OBSERWOWANE. MY NIE UTRZYMUJEMY WLASCIWIE KONTAKTU ZE SWIATEM ZEWNETRZNYM I ROZMOWY TELEFONICZNE NA DUZE ODLEGLOSCI SA U NAS RZADKOSCIA. SKORO WIEC NAGLE W PRZECIAGU KWADRANSA ZAMOWILISMY AZ TRZY TAKIE POLACZENIA TO NIC DZIWNEGO, ZE WSZYSCY LUDZIE FINNA PODNIESLI ALARM. WESZA COS NIEZWYKLEGO I CHCA NAS IZOLOWAC.

Blaine gwaltownym ruchem zrzucil z ramion plecak i polozyl go na ziemi u swoich stop.

— Wracam — rzekl krotko.

To bez sens. Nic wiecej nie zwojujesz.

— Tak, ma racje. To faktycznie bez sensu. Ale jest jeszcze jedna mozliwosc. Musze sie dostac do Pierre…

— Tam mieszkal Stone?

— Tak, czemu pytasz? Znalas Stonea?

— Slyszalam o nim. To wszystko. Rodzaj Robin Hooda dewiatow. Pracowal dla nas.

— Gdybym mial moznosc kontaktu z jego organizacja, moze potrafilbym…

— Ta kobieta tez tam mieszka?

— Masz na mysli Harriet? — spytal, obrzucajac ja przeciaglym spojrzeniem.

— Tak. Tylko ona moze mnie skontaktowac z grupa Stone'a. Ale moge jej tam nie zastac. Nie wiem w ogole, gdzie sie moze podziewac.

— Gdybys zaczekal do zmierzchu, moglibysmy cie tam dostarczyc. Za dnia jest to zbyt ryzykowne. Mieszka tu zbyt wielu ludzi, zbyt wiele osob sie kreci. Nawet tu, w tym pozornym odludziu…

— To nie moze byc dalej niz trzydziesci mil. Pojde pieszo.

— Rzeka byloby ci latwiej. Potrafisz prowadzic canoe? Kiedys plywalem. Mysle, ze jakos bym sobie poradzil.

— To rowniez bezpieczniejszy sposob. Na wodzie przynajmniej nie zaczepi cie policja ani ludzie bedacy na uslugach Finna. Moj kuzyn ma canoe. Pozyczy ci. Chodz, zaprowadze cie do niego.

31.

Nadchodzila burza. Powietrze bylo parne i nieruchome, wszystko spowijala nienaturalna cisza, a N niebo przybralo ciemna barwe olowiu. Jeszcze w poludnie swiecilo slonce, potem pojawilo sie kilka niewinnie wygladajacych chmurek, a juz o trzeciej cale niebo, az po horyzont, bylo zaciagniete ciezka kurtyna szaroburych chmur.

Pochylony nad wioslem Blaine, niepomny na zmeczenie, pracowal wytrwale przebywajac mile za mila. Minely cala lata od czasu, gdy mial do czynienia z wioslem, ostatnio natomiast odwykl od fizycznej pracy. Totez ramiona szybko mu zesztywnialy dokuczal ostry bol w barkach, serce lomotalo gwaltownie, a dlonie zamienily sie w ogromny, nabiegly krwia pecherz. Rozchylone, o wyschnietych wargach usta z trudem lapaly powietrze, jakby piersi zaciskala mu twarda, stalowa obrecz, ktora tlumila oddech, powodowala bol w plucach.

Mimo to nie zmniejszal tempa, siekac wode rownymi, poteznymi uderzeniami wiosla. Zdawal sobie sprawe, ze w tym wyscigu z czasem kazda minuta jest — cenna. Po przybyciu do Pierre i tak straci niewatpliwie sporo czasu na uchwycenie kontaktu z grupa Stone'a, a gdy juz nawiaze ten kontakt, to dewiaci nie od razu mu uwierza i nie od razu beda chcieli pomagac. Najpierw trzeba bedzie ich przekonac, ze jest rzeczywiscie tym, za kogo sie podaje, a oni z kolei beda chcieli sprawdzic wiarygodnosc jego slow, podejrzewajac, ze jest kolejnym szpiegiem Finna. Gdyby tylko posiadal pewnosc, ze zastanie w Pierre Harriet, ktora zareczylaby za niego. Z drugiej strony nie wiedzial, jaka pozycje w swiecie dewiatow zajmuje Harriet i jaka wage bedzie mialo dla nich jej swiadectwo.

Mimo wszelkich watpliwosci, ktore zywil Blaine, dotarcie do miasta stanowilo jedyna, ostatnia mozliwosc

Вы читаете Czas jest najprostsza rzecza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×