– Dobra. Wal.

– Czy ty jestes Spike Jenkins?

– Kto?

– Spike Jenkins. Bokser wagi ciezkiej z Detroit. Ogladalem twoja walke z Tygrysem Forsterem. Jedna z najlepszych walk, jakie w ogole widzialem.

– Kto wygral? – zapytalem.

– Tygrys Forster.

– Nie jestem Jenkins. Wracaj na miejsce.

– Nie robisz mnie w konia? Naprawde nie jestes Spike Jenkins?

– Nie.

– A niech mnie!

Odwrocil sie i wrocil do swojego stolika, tak jak mu kazalem. Spojrzalem na zegarek. Byla dokladnie 2.30. Gdzie oni sie podziewali?

Skinalem na kelnera, zeby przyniosl mi nastepna wodke.

O 2.35 przybyl Celine. Przez chwile stal w przejsciu, rozgladajac sie po sali. Pomachalem mu serwetka przywiazana do widelca. Podszedl i usiadl.

– Napije sie szkockiej z woda sodowa – rzekl. Wiedzial, skurczybyk, kiedy sie zjawic. Akurat zblizal sie kelner z moja druga wodka. Powiedzialem mu, co ma przyniesc dla Celine'a.

Oproznilem szklanke jednym haustem. Czulem sie dziwnie. Jakby nic nie bylo wazne. Pani Smierc. Smierc. Celine. Ta cala zabawa mnie wypompowala. Stracilem werwe. Istnienie bylo nie tylko absurdalne, stanowilo ciezka harowe. Wystarczy pomyslec, ile razy czlowiek musi zmieniac w ciagu zycia bielizne. To wszystko jest przykre, odrazajace, glupie.

Nagle facet z sasiedniego stolika znow stanal przy naszym, wytrzeszczajac galy.

– Hej, czy ten gosc z panem to Spike Jenkins? – spytal Celine'a.

– Drogi panie – zaczal Celine – jesli nie chce pan miec miedzy nogami jajecznicy, radze panu natychmiast odejsc.

Facet odszedl.

– No dobra, po co mnie tu sciagnales? – spytal Celine.

– Chce, zebys poznal Pania Smierc.

– Od kiedy to smierc jest pania?

– Czasem jest…

Kelner przyniosl whisky. Celine od razu ja wypil.

– Dowiemy sie, kim jest ta babka?

– Widziales kiedy Spike'a Jenkinsa na ringu?

– Nie.

– Jestem do mego podobny – pochwalilem sie.

– Nie jest to wielki powod do dumy.

Wtedy weszla. Ona. Pani Smierc. Odstawiona na zaboj. Usiadla przy naszym stoliku.

– Whisky z cytryna – powiedziala.

Skinalem na kelnera. Przekazalem mu zamowienie.

– Nie wiem, jak mam was przedstawic, bo wlasciwie nie wiem, kim naprawde jestescie – oswiadczylem.

– To co z ciebie za detektyw? – spytal Celine.

– Najlepszy w L.A.

– Tak? A co znaczy skrot L.A.?

– Lipna Agencja.

– Piles?

– Przed chwila – odparlem.

Kelner przyniosl whisky z cytryna. Pani Smierc oproznila szklanke jednym haustem. Po czym spojrzala na Celine'a.

– No, niech sie pan przedstawi. Jak sie pan nazywa?

– Spike Jenkins.

– Spike Jenkins nie zyje.

– Skad pani wie?

– Wiem.

Skinalem na kelnera i zamowilem 3 nowe drinki. Siedzielismy spogladajac na siebie.

– Mamy patowa sytuacje, zdecydowanie patowa sytuacje – oznajmilem. – Dotad ja stawialem. Teraz proponuje maly zaklad.

Ten, kto przegra, postawi nastepna kolejke.

– Jaki zaklad? – spytal Celine.

– Ach, bardzo prosty. Kazdy musi zgadnac, z ilu cyfr sklada sie numer jego prawa jazdy. Kto sie pomyli, stawia.

– Glupi pomysl – burknal Celine.

– Nie daj sie prosic – powiedzialem.

– Tchorz! – zawolala Pani Smierc.

– No dobra, sprobujmy – zgodzil sie Celine.

– Strzelaj pierwszy – polecilem.

– Pokaz, na co cie stac! – dodala Pani Smierc.

– Dobra – rzekl Celine. – Zgaduje. Sklada sie z 8 cyfr.

– Ja mowie, ze z 7 – oznajmila Pani Smierc.

– A ja, ze z 5 – powiedzialem. – A teraz wyjmijmy prawa jazdy i sprawdzmy.

Wyciagnelismy je.

– Ha, na moim jest 7 cyfr! – ucieszyla sie Pani Smierc.

– Na moim, cholera, tez 7 – powiedzialem.

– A na moim 8 – rzekl Celine.

– Niemozliwe. Pokaz.

Podal mi swoje prawo jazdy. Zaczalem liczyc.

– Twoj numer tez sklada sie z 7 cyfr. Policzyles litere, ktora poprzedza cyfry. Dlatego sie pomyliles. Prosze spojrzec…

Podalem jego prawo jazdy Pani Smierc. Oprocz 7 – cyfrowego numeru widnialy na nim takze inne informacje. Na przyklad: LOUIS FERDINAND DESTOUCHES, rok urodzenia 1894.

Chryste Panie. Wpadlem w dygot. Nie trzaslem sie jak galareta na wybojach, ale niezle mna miotalo. Sprobowalem wziac sie w garsc i w koncu opanowalem sie na tyle, ze tylko nieznacznie drzalem. To sie nie miescilo w pale! To naprawde byl ON, siedzial z nami przy stoliku u Mussa w letnie popoludnie niemal u progu 21 wieku.

Pani Smierc byla uradowana, autentycznie uradowana. Rozpromienila sie i wygladala naprawde przeslicznie.

– Oddajcie mi moje prawo jazdy, cholera – burknal Celine.

– A prosze, prosze… – Pani Smierc zwrocila je, szeroko usmiechnieta.

– No, zdaje sie, ze przegralismy – powiedzialem do Celine'a.

– Moze teraz rzucimy monete, zeby ustalic, ktory stawia?

– Niech bedzie – zgodzil sie.

Wyjalem moja szczesliwa 25 – centowke, podrzucilem i zapytalem szybko:

– Orzel czy reszka?

– Reszka! – wrzasnal Celine.

Moneta spadla na stol i zatrzymala sie. Orzel. Podnioslem ja i schowalem do kieszeni.

– Zaczynam odnosic wrazenie, ze to nie jest twoj szczesliwy dzien – powiedzialem do Celine'a.

– To jest moj szczesliwy dzien – oznajmila Pani Smierc.

I akurat wtedy zjawily sie nasze drinki.

– Za te 3 ja place – rzekl do kelnera Celine.

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×