Siedzielismy trzymajac szklanki.

– Cos mi sie zdaje, ze zostalem zrobiony w konia – stwierdzil Celine.

Oproznil szklanke.

– Uprzedzano mnie, zebym sie mial na bacznosci przed miejscowymi cwaniakami – dodal.

– Wciaz przyjmujesz pacjentow? – zapytalem.

– Zmywam sie – rzekl.

– Napij sie jeszcze z nami – powiedziala Pani Smierc. – Zycie jest krotkie.

– Nic z tego, splywam!

Rzucil na stol 20 dolcow, wstal, skierowal sie w strone drzwi i juz go nie bylo.

– I juz go nie ma… – powiedzialem do Pani Smierc.

– Nie, nie, jeszcze moment – oswiadczyla.

Wtem rozlegl sie pisk opon hamujacego wozu. I glosne plasniecie, jakby uderzenie ciala o metal. Zerwalem sie od stolika i wybieglem na zewnatrz. Na srodku Hollywood Boulevard lezal nieruchomo Celine. Gruba kobieta w wielkim czerwonym kapeluszu wyskoczyla zza kierownicy starego oldsa i darla sie wnieboglosy. Celine lezal zupelnie bez ruchu. Wiedzialem, ze nie zyje.

Wrocilem do baru. Pani Smierc nie bylo. Usiadlem przy stoliku. Moja szklanka wciaz stala nie tknieta. Szybko temu zaradzilem.

Po czym po prostu siedzialem. Najlepsi umieraja staro, pomyslalem. I siedzialem dalej.

– Hej, Jenkins – uslyszalem jakis glos – widze, ze zostales sam. Gdzie sie podziali twoi znajomi?

To byl ten Wytrzeszcz z sasiedniego stolika. Wciaz tam tkwil.

– Co pijesz? – zapytalem.

– Rum z cola.

Przywolalem kelnera.

– 2 rumy z cola – powiedzialem. – Jeden dla mnie, a drugi…

– wskazalem Wytrzeszcza -…dla niego.

Kelner przyniosl 2 szklanki. Wytrzeszcz siedzial ze swoja przy swoim stoliku, a ja ze swoja przy swoim.

Uslyszalem karetke na sygnale. Czlowiek nie slyszy jej tylko wtedy, gdy jedzie do niego.

Wypilem drinka, poprosilem o rachunek, zaplacilem karta kredytowa, dodajac 20% napiwku, po czym sie wynioslem.

28

Nazajutrz w biurze oparlem nogi o biurko i zapalilem dobre cygaro. Bylem zadowolony z siebie. Rozwiazalem sprawe. Stracilem dwoje klientow, ale rozwiazalem sprawe. No, czekalo mnie jeszcze troche pracy. Musialem odszukac Czerwonego Wrobla. I przylapac Cindy Upek na goracym uczynku. Mialem tez na glowie Hala Groversa i te jego kosmitke, Jeannie Nitro. Przeskakiwalem w myslach z Cindy Upek na Jeannie Nitro. Calkiem przyjemne zajecie. Na pewno lepsze' od sterczenia ze strzelba na mokradlach i czekania na kaczki.

Zaczalem sie zastanawiac, co jest niezbedne, zeby znalezc rozwiazanie. Przede wszystkim wytrwalosc, no i odrobina szczescia. Jesli ktos jest dostatecznie wytrwaly, szczescie wreszcie usmiecha sie do niego. Wiekszosc ludzi nie moze sie doczekac i daje za wygrana. Ale nie Belane. Ten sie nigdy nie poddaje. Zuch. Spryciula. Moze troche leniwy. Ale w sumie lebski chlop.

Otworzylem prawa gorna szuflade, wyjalem butelke wodki i pociagnalem haust. Za sukces. O bohaterach pisze sie ksiegi, otaczaja ich tlumy urodziwych dziewic…

Zadzwonil telefon.

– Tu Belane – powiedzialem.

– Jeszcze sie spotkamy – oznajmil kobiecy glos. Dzwonila Pani Smierc.

– A nie moglbym sie jakos z pania dogadac?

– Jeszcze nikomu sie to nie udalo, Belane.

– Wiec niech to bedzie pierwszy i ostatni raz.

– Nic z tego, Belane.

– Trudno. Nie moglaby mi pani chociaz podac DZ?

– DZ?

– Daty zgonu.

– Na co ci to?

– Mialbym przynajmniej czas sie przygotowac, prosze pani.

– Kazdy czlowiek i tak powinien byc przygotowany, Belane.

– Ale ludzie nie sa; albo zapominaja, albo staraja sie o tym nie myslec, najczesciej z glupoty.

– To mnie nie obchodzi, Belane.

– A co pania obchodzi?

– Moja praca.

– To tak jak mnie, mnie tez obchodzi moja praca.

– To ci sie chwali, grubasie. Dzwonie tylko po to, zeby ci powiedziec, ze o tobie nie zapomnialam…

– Ach, ogromnie jestem pani wdzieczny, od razu poprawil mi sie humor…

– Do zobaczenia, Belane.

Rozlaczyla sie.

Zawsze znajdzie sie ktos, kto zepsuje ci dzien, a czasem cale zycie. Zgasilem cygaro, wlozylem melonik, wyszedlem z biura, zamknalem drzwi na klucz, wsiadlem do windy i zjechalem na dol. Na ulicy przez chwile po prostu stalem i patrzylem na przechodniow. Poczulem, ze burczy mi w brzuchu, wiec ruszylem w strone pobliskiego baru. Nazywal sie ZACMIENIE. Wszedlem do srodka i usiadlem na stolku. Musialem sie zastanowic. Mialem jeszcze kilka spraw do rozwiazania i nie wiedzialem, od czego zaczac. Zamowilem whisky z cytryna i piwo na popitke. Najchetniej walnalbym sie do wyra i kimal przez najblizsze 2 tygodnie. Zaczynalem miec wszystkiego dosc. Kiedys w moim zyciu przynajmniej cos sie dzialo. Nie tak znowu wiele, ale zawsze. Nie bede was zanudzal szczegolami. 3 malzenstwa, 3 rozwody. Urodzilem sie, a teraz szykowalem na smierc. Nie mialem nic innego do roboty jak rozwiazywanie spraw, ktorych nikt inny by nie tknal. Nie za te pieniadze, jakie bralem.

Facet na koncu baru co rusz na mnie zerkal. Czulem na sobie jego wzrok. Poza nim, mna i barmanem w knajpie nie bylo nikogo. Oproznilem szklanke i skinalem na barmana. Mial kudly na calej gebie.

– Jeszcze raz to samo, he? – spytal.

– Tak – potwierdzilem. – Tylko mocniejsze.

– Za ta sama cene? – spytal.

– Jesli to mozliwe.

– Co to niby ma znaczyc?

– Nie rozumiesz?

– Nie…

– No to sie zastanow, jak mi bedziesz przyrzadzal drinka.

Odszedl.

Facet na koncu baru przechwycil moje spojrzenie i pomachal, wolajac:

– Hej, Eddie, jak leci?

– Nie jestem Eddie – powiedzialem.

– Nie? Wygladasz jak Eddie.

– Gowno mnie obchodzi, czy wygladam jak Eddie czy nie.

– Szukasz guza? – zapytal.

– Tak. Nabijesz mi go?

Barman przyniosl mojego drinka, wzial pieniadze, ktore polozylem na kontuarze, i rzekl:

– Chyba nie jest pan sympatycznym czlowiekiem.

– Pytal cie ktos o zdanie?

– Nie musze pana obslugiwac.

– Nie chcesz mojej forsy, nie bede jej tu wydawal.

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×