Zaczela sie kotlowanina rak i nog. A potem, gdy sie uspokoilo, zobaczylem, ze Zim wpycha Shujumiemu lewa noge w prawe ucho. Nie bylo to zapewne przyjemne.

Shujumi uderzyl o ziemie wolna reka. Zim puscil go natychmiast.

Znow uklonili sie sobie.

— Jeszcze jedna runda, panie sierzancie?

— Raczej nie. Mamy robote. Moze innym razem, co? Dla zabawy… i zaszczytu. Moze powinienem byl powiedziec, ze szkolil mnie twoj szanowny ojciec.

— Tak tez przypuszczalem, panie sierzancie. A wiec nastepnym razem.

Zim klepnal go mocno w ramie.

— Do szeregu! K'mp'ia!!!

Przez dwadziescia minut byla gimnastyka, az spocilem sie jak mysz. Zim cwiczyl razem z nami i do tego wykrzykiwal: — Raz, dwa… raz, dwa! — Gdy skonczylismy, wygladal swiezo i wcale nie byl zdyszany. Potem juz nigdy nie prowadzil porannych cwiczen i nie widywalismy go przed sniadaniem.

Ale tego pierwszego dnia wykonywal wszystko z nami. Po gimnastyce, gdy bylismy kompletnie wypompowani, poprowadzil nas klusem do mesy — tez w namiocie — krzyczac caly czas:

— Razniej! Razniej! Nie ociagac sie!

* * *

W obozie imienia Arthura Currie zawsze i wszedzie poruszalismy sie biegiem. Nigdy nie zdolalem dowiedziec sie, kto to byl ten Currie, ale pewnie jakis maratonczyk…

Jenkins pojawil sie z kapralem Bronskim, gdy bralem dokladke. Zatrzymali sie na moment przy stole, gdzie jadl Zim, a potem Jenkins usiadl na wolnym stolku kolo mnie. Wygladal na chorego — blady, wyczerpany, oddychal chrapliwie. Powiedzialem:

— Naleje ci kawy. — Potrzasnal glowa. — Lepiej cos zjedz — nalegalem. — Moze jajecznice?

— Nie moge jesc. Och, ten dran, ta swinia. — Zaczal klac Zima cichym, prawie monotonnym glosem. — Prosilem tylko, zeby pozwolil mi sie polozyc i opuscic sniadanie. Bronski sam nie chcial sie zgodzic. Mowil, ze musze zapytac dowodce kompanii. No to zapytalem. Powiedzialem mu, ze jestem chory, a on wzial mnie za puls i powiedzial, ze chorzy melduja sie o dziewiatej. I nie pozwolil mi wrocic do namiotu. Och, ten szczur. Juz ja go dopadne w jakiejs ciemnej uliczce!

Nalozylem mu troche jajecznicy i nalalem kawy. Zaczal jesc. Sierzant Zim wstal od stolu, gdy wiekszosc z nas konczyla jeszcze sniadanie. Zatrzymal sie kolo nas.

— Jenkins.

— Och? Rozkaz, panie sierzancie.

— O dziewiatej apel chorych, zameldujcie sie do doktora.

Widzialem, jak Jenkins zacisnal szczeki. Odpowiedzial przez zeby:

— Nie potrzebuje zadnych pigulek, panie sierzancie. Przejdzie mi.

— Punkt dziewiata. To rozkaz.

Odszedl. Jenkins znow zaczal monotonnie klac.

Rozdzial czwarty

I rzeki Pan do Gedeona: Za liczny jest przy tobie zastep… kaz wiec oglosic ludowi tak: kto bojazliwy i lekliwy niech zawroci… i zawrocilo z zastepu dwadziescia dwa tysiace, a pozostalo dziesiec tysiecy. I rzeki Pan do Gedeona: Jeszcze zastep jest za liczny. Sprowadz ich w dol, nad wode, a zamiast ciebie Ja ich tam wyprobuje… Sprowadzil wiec zastep nad wode. Wtedy rzekl Pan do Gedeona: Kazdego, kto chleptac bedzie wode jezykiem, jak pies chlepcze, odstaw osobno, tak samo kazdego, ktory kleknie na kolana, aby pic. A liczba tych, ktorzy chleptali wode z reki przy ustach wyniosla trzystu mezow…

I rzekl Pan do Gedeona: Przez tych trzystu wybawie cie… cala zas reszta niech odejdzie…

— Ksiega Sedziow, VII:2-7

Po dwoch tygodniach pobytu w obozie odebrano nam lozka polowe. Wtedy zreszta nie mialo to znaczenia, ziemia wydawala sie ciepla i miekka, zwlaszcza gdy w srodku nocy podrywal nas alarm i musielismy gramolic sie z namiotow i udawac zolnierzy.

Zdarzalo to sie jakies trzy razy w tygodniu. Zaraz po tych nocnych cwiczeniach znowu zapadalem w kamienny sen. Nauczylem sie zreszta spac w kazdej pozycji i o kazdej porze — siedzac, stojac, a nawet maszerujac w kolumnie.

Teoretycznie przyslugiwalo nam osiem godzin snu w nocy oraz poltorej godziny wolnego czasu po kolacji. W rzeczywistosci jednak sen przerywany byl alarmami, nocna sluzba, marszami polowymi i Bog wie jakimi jeszcze wymyslami dowodcow. A wolny czas pochlaniala karna sluzba za drobne przewinienia, czyszczenie butow, pranie bielizny, golenie, strzyzenie, nie mowiac juz o tysiacu obowiazkow zwiazanych z utrzymaniem porzadku i wypelnianiem polecen sierzantow.

Mozna by z tego wywnioskowac, ze warunki w obozie dla rekrutow sa ciezsze, niz jest to konieczne. Nie jest to jednak wniosek sluszny.

Sa one tak ciezkie, jak tylko byc moga i to celowo.

Kazdy rekrut zywi glebokie przekonanie, ze sa spowodowane zwykla podloscia, wykalkulowanym sadyzmem i diabelska rozkosza, jakiej doznaja skretyniale polglowki zadajac ludziom cierpienia.

Tak jednak nie bylo. Zostalo to zorganizowane zbyt planowo, zbyt przemyslnie i efektywnie, zbyt bezosobowo. Wszystko bylo zaplanowane rownie beznamietnie, jak chirurg planuje operacje.

Och, zgadzam sie, iz niektorzy z instruktorow mogli znajdowac przyjemnosc w okrucienstwie, ale o niczym takim nie wiem. Wiem natomiast, wiem to teraz, ze oficerowie-psychoanalitycy starali sie eliminowac wszystkich brutali.

Szukali bystrych, oddanych sluzbie fachowcow, ktorzy zdolni byli dac mozliwie najtwardsza szkole rekrutom.

To wlasnie bylo to: chirurgia. Jej bezposrednim celem bylo pozbycie sie tych rekrutow, ktorzy okazali sie za delikatni, za bardzo dziecinni, by kiedykolwiek stac sie jednym z elementow Piechoty Zmechanizowanej.

Zwykle nie oznajmiano, dlaczego kogos wywalili. Chyba ze spotkales go, gdy odchodzil, i sam ci powiedzial. Niektorym jednak tak sluzba zalazla za skore, ze przyznawali sie glosno i sami rezygnowali, pozbawiajac sie na zawsze prawa do glosowania w wyborach. Jeszcze inni, zwlaszcza starsi, nie wytrzymywali po prostu fizycznie.

Jednak wazniejszym celem niz jak najszybsze odrzucenie odpadow bylo uzyskanie pewnosci, ze zaden piechur nigdy nie wejdzie do kapsuly przed zrzutem bojowym, o ile nie zostal do tego doskonale przygotowany. Musi sie nadawac, musi byc zdecydowany, zdyscyplinowany i wyszkolony.

Niedotrzymanie chocby jednego z tych warunkow byloby nieuczciwe wobec Federacji, wobec kolegow, a najbardziej wobec samego piechura.

Ale czy w obozie traktowano rekrutow okrutniej, niz bylo to konieczne?

Moge powiedziec tylko tyle, ze przy nastepnym zrzucie bojowym, gdybym mial go dokonac, chce miec u boku tych, co przeszli przez Oboz Currie lub jego odpowiednik na dalekiej Syberii. W przeciwnym razie odmawiam wejscia do kapsuly.

Ale w owym czasie uwazalem szkolenie za zbior zlosliwosci i nonsensow.

* * *

Po dwoch tygodniach wyfasowano nam nowe dresy, koloru brudnej scierki, majace zastapic zniszczone, uzywane dotychczas. Szykowalismy sie do defilady. Bluze, ktora mi przydzielili, odnioslem z powrotem do

Вы читаете Kawaleria kosmosu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату