wodzic za widzem spojrzeniem, kiedy model patrzyl malarzowi prosto w oczy.

Catharina postanowila, ze odtad unikac bedzie sali balowej, by nie narazic sie na gniew surowej damy. Prawdziwej pani Markanas.

W ciagu dnia wyslano Catharine z jakas sprawa do pobliskich zabudowan, gdzie mieszkali robotnicy dworscy.

Wlasnie przestalo padac, ale niebo wciaz zasnuwaly olowiane chmury.

Catharina wyszla na szeroki gosciniec prowadzacy od zaplecza palacu do budynkow gospodarczych dworu: obory, stajni, stodoly, i dalej do dworskich czworakow.

Odwrocila glowe, by obejrzec Markanas w calej krasie. Potezny pietrowy gmach, kompletnie pozbawiony architektonicznych upiekszen, wznosil sie niczym kamienny kolos. Po bokach mial dobudowane dwa skrzydla, w jednym miescila sie sala balowa, a w drugim sypialnie domownikow.

Tuz przy palacu stalo kilka budynkow, w ktorych mieszkal zarzadca dworu i sluzba palacowa. W jednym z okien dostrzegla twarz moze dziesiecioletniego chlopca patrzacego w jej strone. Catharina pokiwala mu reka i usmiechnela sie. Uklonil sie troche zawstydzony, ale najwyrazniej zadowolony.

Sliczny chlopiec, pomyslala, lecz kiedy stanal bokiem, zauwazyla, ze ma na plecach garb. Serce scisnelo jej sie ze wspolczucia. Domyslila sie, ile drwin i szyderstw musial zniesc, nie tylko ze strony swych rowiesnikow, ale tez i doroslych. Sama wprawdzie nie dzwigala garbu w sensie doslownym, ale czy i ona nie byla dotknieta pietnem? Brzydula w otoczeniu siostr, o promiennej urodzie?

Odwrocila sie wiec i raz jeszcze pomachala do chlopca, jakby pragnac dac mu do zrozumienia, ze laczy ich wspolna tajemnica. Odpowiedzial na jej przyjazny gest, a kiedy potem znow spojrzala za siebie, dostrzegla, ze ciagle kiwa jej z zapalem.

Nadeszla pora obiadu. Catharina po raz pierwszy miala podawac do stolu. Na posilek zeszly wylacznie panie, gdyz Malcolm nie zdazyl wrocic z miasta.

Pani Tamara, obdarzona niezwykla uroda, okazala sie gospodynia z wielka klasa. Siedziala na honorowym miejscu, prosta jak struna, i lagodnie, acz stanowczo upominala corke grymaszaca przy jedzeniu i opierajaca lokcie na stole. Nie rzucila na Catharine nawet jednego spojrzenia, a mimo to dziewczyna czula, ze jest bacznie obserwowana. Panna Inez z mina meczennicy nie odzywala sie wiele, raz tylko zapytala siostre, jakie nasiona letnich kwiatow powinna zakupic do ogrodu.

Catharina byla bardzo spieta. Nie opuszczala jej mysl o wladczej Agnecie. Miala wrazenie, ze biala dama stoi w rogu jadalni, pobrzekujac pekiem kluczy, i sledzi kazdy jej ruch, rozwazajac, czy ma wydac na nia wyrok, czy tez ulaskawic.

Wieczorem wyczerpana nerwowo z trudem dowlokla sie do lozka. Ze zmeczenia doslownie padala z nog, ale byla z siebie zadowolona. Pierwszy dzien pracy minal bez potkniec, a nawet jesli popelnila jakas drobna gafe, to na szczescie Malcolm tego nie widzial, gdyz spedzil caly dzien poza domem.

Najgorsze za nia; miala nadzieje, ze z czasem bedzie sobie radzic coraz lepiej.

Catharina poprosila o pozyczenie zegara, ktory melodyjnie wybijal godziny. Dzieki temu nastepnego dnia obudzila sie, o dziwo, o wlasciwej porze, chociaz ledwie zywa.

Tego ranka matka z corka planowaly wyjazd do pastora, aby omowic dzialalnosc charytatywna w parafii.

Catharina nie miala pojecia, czy Malcolm jest w domu, bo nie spotkala go o swicie, gdy palila w piecu w jego sypialni. Pomyslala nawet, nie bez uklucia w sercu, ze nocowal w miescie. Co prawda w liscie zapewnial ja, ze nie zrywa z powodu innej kobiety, ale moze uciekl sie do klamstwa, by jej nie ranic?

Uspokoila sie jednak, kiedy wyjrzala przez okno i zobaczyla go w parku. A wiec po prostu byl rannym ptaszkiem.

Spacerowal powoli alejka, trzymajac za reke jakas dziwna istote… Nagle ja olsnilo. Przeciez to chlopiec, ktory kiwal jej przez okno.

Usilowala pozbierac mysli, ale nie mogla znalezc rozsadnego wyjasnienia tej niecodziennej sceny. Dziedzic poteznego majatku spacerujacy z kalekim dzieckiem zarzadcy? Poczula w sercu przyplyw ciepla. Malcolm Jarncrona nie moze byc zlym czlowiekiem, skoro stac go na taki gest, niezaleznie od tego, czym jest on podyktowany. Zreszta zawsze wydawal jej sie kims wartosciowym, choc budowala swoj sad wylacznie na podstawie listow, jakie do niej przez lata przysylal.

Na kazdym kroku widoczne juz byly oznaki wiosny. W Ostergotland zawitala znacznie wczesniej niz w jej rodzinnych stronach na polnocy Szwecji. Malcolm pochylil sie wraz z chlopcem nad kepka przylaszczek, ktore wyzieraly spod suchych zeszlorocznych lisci. Widac bylo, ze obaj prowadza powazna rozmowe.

Nie mogla oprzec sie wzruszeniu, gdy tak na nich patrzyla.

Trzeba bylo sie jednak brac za porzadki. Catharina uswiadomila sobie, ze jest zupelnie sama w tym skrzydle palacu. Malcolm spacerowal po parku, panna Inez pojechala do pastora razem z pania Tamara i Elsbeth, a nikomu innemu sposrod sluzby nie wolno bylo przebywac na pietrze.

Drzacymi rekami dotknela pobrzekujacych kluczy. Tajemniczych drzwi w pokoju Malcolma nie odwazylaby sie forsowac, zreszta nie miala czym otworzyc licznych klodek i zamkow. Ale drzwi w korytarzu?

Zamek ksiecia Sinobrodego…

Dosc tych dziecinnych bzdur! zdenerwowala sie i niewiele sie namyslajac, podeszla do zakazanych drzwi. Rozejrzala sie, wokol zywej duszy… Po kolei probowala klucze, az w koncu znalazla wlasciwy. Chrobot w zamku…

Czula pulsowanie w skroniach, a serce omal nie wyskoczylo jej z piersi. Ostroznie nacisnela klamke i zajrzala do srodka. Widok, jaki ukazal sie jej oczom, odebral jej mowe.

Byl to pokoik dziecinny, pelen lalek i innych zabawek. W oknach wisialy zaslonki w wesoly wzor, staly mebelki, lozko, a obok, dla dekoracji, chyba nigdy nie uzywany kon na biegunach. Ten pokoik zostal urzadzony dla mlodszej coreczki Tamary, zmarlej w wieku dwoch lat, a pozniej mialo zamieszkac w nim kolejne jej dziecko, ktore niestety urodzilo sie martwe. Pokoj zaloby…

Catharina po cichutku zamknela drzwi i przekrecila klucz w zamku. Odeszla pospiesznie, zawstydzona swym wscibstwem, a oczy zasnuly jej sie lzami.

Jak dobrze, ze Tamara ma przynajmniej Elsbeth… Z dzieci, ktore urodzila ojcu Malcolma, nie przezylo zadne…

Nagle doszlo ja wolanie z holu.

– Hej, jest tu kto? – uslyszala zdenerwowany glos Malcolma.

Zbiegla pospiesznie po schodach i zobaczyla, jak dziedzic wchodzi, podtrzymujac jakiegos mezczyzne.

– Karin – zwrocil sie do niej – przynies, prosze, z mojego gabinetu srodki opatrunkowe. Sa na szafie! Zarzadca zranil sie siekiera w kolano!

Szybko ruszyla na gore, starajac sie nie patrzec na krew. Pierwszy raz znalazla sie w gabinecie dziedzica, ale bez trudu odszukala to, o co prosil. Wrocila do holu, gdzie Malcolm zdazyl juz posadzic rannego na fotelu i wlasnie usilowal zdjac mu z nogi but z cholewa. W drzwiach stal maly chlopczyk i patrzyl zalekniony.

– Tato – odezwal sie cieniutkim glosikiem.

Zarzadca uczynil lekcewazacy gest.

– To nic groznego – rzekl. – Biegnij szybko do domu i uspokoj mame. Powiedz, ze nic mi sie nie stalo.

Catharina wyjela z torby wszystko, co uznala, ze bedzie potrzebne.

– Nie robi ci sie slabo na widok krwi? – spytal ja Malcolm.

– Nie – odpowiedziala, odwracajac pobladla twarz. – Przyniose z kuchni cieplej wody.

– Swietnie, ale prosze, nie opowiadaj nikomu o wypadku. Wolalbym uniknac tu tlumu plotkujacych gapiow.

Wrocila po chwili z woda i zaczela przemywac rane. Okazalo sie, ze nie jest tak gleboka, jak by sie mozna obawiac. Ostrze siekiery na szczescie nie uszkodzilo rzepki.

– Trzeba to zszyc – stwierdzila Catharina. – Sprowadze doktora.

– Nie. Sam zawioze zarzadce do niego – zadecydowal Malcolm. – Zacisnijmy jednak najpierw brzegi rany i zabandazujmy kolano! Przytrzymaj, a ja owine.

Delikatnie zacisnela rane, starajac sie jak mogla najlepiej. Tak bardzo pragnela pomoc Malcolmowi. Ich

Вы читаете Tajemnice Starego Dworu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату