dlonie raz po raz dotykaly sie, a za kazdym musnieciem Catharina czula bolesne uklucie w sercu. Gdybym byla choc troche ladniejsza, myslala, moze wowczas zwrocilby na mnie uwage…

Coz za absurdalna mysl, lepiej ja natychmiast porzucic…

Skonczyli. Minely cudowne chwile wspolnej pracy i nie miala juz pretekstu, by dotykac swymi dlonmi jego rak.

Malcolm, podtrzymujac zarzadce, poprowadzil go ku stajni, gdzie wlasnie zaprzegano konie. Wsiadajac do bryczki, odwrocil sie i podziekowal Catharinie usmiechem, ktory jeszcze bardziej zranil jej krwawiace serce.

Malcolm Jarncrona! Ilez to razy powtarzala jego imie. Wydawalo jej sie takie piekne. Marzyla o dniu, w ktorym przyjedzie po nia i zabierze do siebie.

Niestety ten dzien nigdy nie nastapil.

Teraz, kiedy go ujrzala i poznala blizej, jej zal i tesknota staly sie tysiackrotnie silniejsze.

Do obowiazkow Cathariny nalezalo sprzatanie trzech sypialni: Malcolma, pani Tamary i Elsbeth. Przez te historie z zarzadca byla teraz mocno spozniona, ale miala nadzieje, ze panstwo okaza jej wyrozumialosc.

Polecono jej robic porzadki sprawnie i dyskretnie, niczemu sie nie dziwic ani niczym nadmiernie nie interesowac. Jednym slowem, miala zakladac klapki na oczy.

Catharina starala sie przestrzegac tej zasady i chodzila ze spuszczonym wzrokiem. A jednak gdy przekroczyla prog pokoju Malcolma, ogarnelo ja dziwne uczucie. Wlasciwie wnetrze niewiele mowilo o wlascicielu. Intrygowaly ja jednak drzwi zamkniete na cztery spusty. Choc bala sie nawet spojrzec w ich strone, to jednak przyciagaly jej uwage jak magnes.

W koncu nie wytrzymala i podkradla sie blizej. Dotknela zelaznej sztaby i cofnela gwaltownie reke, jakby sie oparzyla. Szarpnela lekko wszystkie klodki i potrzasnela glowa. To byla przeszkoda nie do przebycia.

W naglym odruchu przylozyla ucho do waskiej szpary. Poczula powiew swiezego powietrza na policzku, ale nie uslyszala najlzejszego nawet szmeru. Zreszta, skad jej przyszlo do glowy, ze powinna cos uslyszec?!

Z ogromna czuloscia poslala lozko Malcolma i wygladzila poduszke. Byla pewna, ze moglaby pokochac bez reszty tego mezczyzne, ale czy on by odwzajemnil jej uczucie?

Raczej watpliwe. Czym moglaby zwrocic jego uwage? Nie wyrozniala sie niczym szczegolnym. Nie byla ani ladna, ani nadzwyczaj inteligentna. Uwazala, ze brak jej wdzieku, nie miala tez innych zalet. Potrafila jedynie troche haftowac i zajmowac sie domem. Na coz mu taka zona? Zdaje sie, ze to, co sie stalo, jest najlepszym rozwiazaniem…

Z wielka wyrazistoscia powrocily do niej mlodziencze rojenia. Uswiadomila sobie z gorycza, jak bardzo byly nierealne. Jak mogla oczekiwac, ze poslubi z milosci kogos, kogo w ogole nie widziala na oczy? Czyste szalenstwo!

Ocknela sie nagle, stwierdzajac ze zgroza, ze znow sie zamyslila, i pospiesznie opuscila pokoj Malcolma.

Kiedy pozniej wyszla na dwor, popatrzyla w okna kamiennego gmachu. Orientowala sie juz, do ktorego pokoju naleza poszczegolne okna. Na samym koncu skrzydla znajdowala sie sypialnia Malcolma. A wiec pomieszczenie, do ktorego prowadzily tajemnicze drzwi, powinno dochodzic do samego szczytu. Tymczasem okna sypialni Malcolma byly ostatnie w tym rzedzie. Czyzby wiec to byl slepy pokoj? A moze tamtedy wiedzie jakis korytarz, tajemne przejscie jak w jakims starym zamczysku?

Skad bral sie ten strumien powietrza?

Przypomnialy jej sie slowa Elsbeth:

„Chodzi wlasnymi drogami. Ale staramy sie ja odizolowac…”

Zamknieta komnata, ciezkie klodki na drzwiach… Dreszcz strachu przebiegl Catharinie po plecach.

Kiedy przybyla do Markanas, stary dwor skrywal przed nia trzy tajemnice. Dwie juz poznala: obejrzala sale balowa z portretem wladczej Agnety i pokoik dziecinny – pamiatke po zmarlych dzieciach Tamary. Ale tajemnica, jakiej strzegly zaryglowane drzwi, ciagle jeszcze pozostawala nie wyjasniona. Czula, ze wiaze sie nierozerwalnie z decyzja Malcolma o zerwaniu. Gdyby potrafila ja rozwiklac, dowiedzialaby sie, czemu kazal jej tak dlugo na siebie czekac i dlaczego w koncu zrezygnowal. Domyslala sie, ze nielatwo mu przyszlo podjac taka decyzje. Byl wszak dzentelmenem w kazdym calu.

Czemu tak zabarykadowal te drzwi? Dlaczego nie chcial, by ktos wszedl do srodka? A moze, olsnilo ja nagle, chodzilo o to, by nie pozwolic wydostac sie komus na zewnatrz?

Nie, to byloby zbyt przerazajace…

ROZDZIAL IV

Wieczorem rodzina zebrala sie przy kominku, by jak co dzien wypic herbate. Catharina, podajac do stolu, nie mogla sie oprzec pokusie, by nie spojrzec ukradkiem na Malcolma. Nie widziala go z bliska od chwili, gdy pomagala mu opatrzyc rane zarzadcy.

Musiala przyznac szczerze przed sama soba, ze im blizej go poznawala, tym bardziej ja fascynowal. Mimowolnie nachodzily ja pragnienia, by znalezc sie w jego ramionach, opuszkami palcow dotykac jego ust, poczuc na swoim ciele jego dlonie. Z trudem koncentrowala sie na swych obowiazkach.

Na szczescie nikt nie zwracal na nia uwagi, bo przy stole toczyla sie rozmowa na temat wiosennych zasiewow. Malcolm i Tamara dyskutowali zawziecie, a panna Inez co jakis czas wtracala krotkie uwagi. Elsbeth siedziala na niskim stoleczku u stop Malcolma i przysluchiwala sie rozmowie. Naraz wdrapala sie na kolana swego przybranego brata i usadowila wygodnie.

Panna Inez popatrzyla na nia z gniewem, a matka dziewczynki odezwala sie lagodnie:

– Elsbeth, jestes juz troche za duza, by siedziec na kolanach.

– Ale Malcolm to lubi, prawda, Malcolmie?

– Oczywiscie – odparl zaklopotany.

– Zejdz, prosze, natychmiast – powiedziala pani Tamara, tym razem nieco surowszym tonem.

Elsbeth westchnela obrazona i z kwasna mina usiadla z powrotem na stoleczku, co Malcolm przyjal z wyrazna ulga.

Catharina miala juz wyjsc z salonu, ale powstrzymalo ja wolanie pani Tamary. Odwrocila sie wiec i dygnela z najwyzszym szacunkiem.

– Slucham, prosze pani.

– Karin, odnosze wrazenie, ze kiedy podajesz do stolu, jestes chwilami troche zagubiona. Na przyklad teraz: nie powinnas nalewac herbaty do filizanek, bo to nalezy do mnie. Nakrycie stolu do obiadu pozostawialo takze wiele do zyczenia.

Chyba zostalam zdemaskowana, pomyslala Catharina ogarnieta panika. Poczula na sobie spojrzenia obecnych. Malcolm patrzyl ze zdziwieniem, a we wzroku Inez czaila sie niechec. Elsbeth byla wyraznie rozbawiona.

Przestraszona uciekla sie do klamstwa.

– Prosze mi wybaczyc – usprawiedliwiala sie. – Pani, u ktorej pracowalam, nalezala do osob dosc ekscentrycznych. Lekcewazyla ogolnie przyjete normy, kierujac sie wylacznie wlasnym widzimisie. Stad zapewne moje przyzwyczajenia moga sie wydac dosc dziwne. Postaram sie ich jak najszybciej pozbyc.

Pani Tamara skinawszy laskawie na znak, ze przyjmuje wytlumaczenie, pozwolila jej odejsc, a Malcolm usmiechnal sie przyjaznie.

Niewiele brakowalo, odetchnela z ulga Catharina, wrociwszy do pomieszczenia obok kuchni, gdzie przygotowywano potrawy na stol. Poczatek byl zbyt sielankowy. Wybacz, ciociu Auroro! Chociaz kto wie, moze wcale nie obrazilabys sie na mnie za to, ze nazwalam cie ekscentryczka? Tylko patrzec, jak przejrza mnie na wylot. Co wowczas znajde na swa obrone?

Catharina czula sie podle w roli szpiega, nie tylko dlatego, ze obawiala sie, iz zostanie rozpoznana. Wrodzona uczciwosc klocila sie z tego rodzaju postepowaniem i po trzech dniach spedzonych w Markanas miala po prostu dosc. Gdyby tylko mogla, polozylaby natychmiast kres tej zalosnej komedii.

Jeszcze tego samego wieczoru przy slabym swietle swiecy napisala przejmujacy list do ciotki Aurory. Lezac w

Вы читаете Tajemnice Starego Dworu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату