Pete plynal za falujacymi przed nim pletwami Jupitera, przez swietliscie przejrzysta wode. Chlopcy byli doswiadczonymi nurkami. Posuwali sie naprzod bez zbytecznych ruchow, jedynie dzieki pracy stop. Pete obserwowal ciemne cienie skal, podczas gdy Jupe koncentrowal sie na utrzymaniu wlasciwego kierunku, zgodnie z kompasem na przegubie dloni. Ryby smigaly wokol nich. Duza plastuga, niewidoczna na tle skalistego dna, oderwala sie nagle od skaly i wystraszyla Pete'a, po czym odplynela majestatycznie.
Po paru minutach Jupiter zatrzymal sie i zwrocil twarza do Pete'a. Wskazal na swoj chronometr, a potem w strone brzegu. Pete skinal glowa. Czas skierowac sie do jaskini El Diablo.
Jupiter nadal prowadzil. Blizej brzegu woda byla zamulona i z dna sterczalo wiecej glazow. Pete plynal wiec blizej trzepoczacych przed nim pletw Jupe'a. Tak blisko, ze wpadl na plecy kolegi, gdy ten sie nagle zatrzymal. Zaklal zirytowany, ale zlosc szybko mu przeszla, gdy zobaczyl, ze Jupiter naglacym gestem wskazuje na cos po lewej stronie. Obrocil glowe.
Ciemny ksztalt przesuwal sie wolno w wodzie, w odleglosci nie wiekszej niz dziesiec metrow od nich. Byl gruby i dlugi jak wielkie cygaro – sylwetka rekina lub nawet groznego delfina szablogrzbieta.
Serce Pete'a walilo jak mlotem. Ale chlopcy odebrali staranny trening, jak zachowac sie w takiej sytuacji. Natychmiast obaj zareagowali zgodnie z instrukcja. Wykonujac jak najmniej ruchow, ktore moglyby przyciagnac uwage rekina, opadli na dno. Na wszelki wypadek wyciagneli zza pasow noze i dryfowali wolno w strone bezpiecznej oslony skal.
Pete uwaznie obserwowal ciemny ksztalt. Doszedl do wniosku, ze porusza sie zbyt spokojnie, zbyt uparcie w linii prostej i zbyt jest dlugi jak na rekina. Z drugiej strony byl za maly i za powolny jak na delfina szablogrzbieta.
Jupiter dotknal ramienia Pete'a i zrobil znak imitujacy rekina. Pete potrzasnal glowa. Przez chwile jeszcze obserwowali dziwny ksztalt, odplywajacy niespiesznie w morze. Oddalili sie wolno od dna i poplyneli dalej. Wreszcie rozkolysanie fal wskazalo im, ze sa blisko skalnej sciany Diabelskiej Gory. Wynurzyli sie ostroznie. Znajdowali sie w niewielkiej odleglosci od otworu tunelu wiodacego do jaskini.
– Co to bylo? – zapytal Jupiter, gdy tylko usunal ustnik.
– Nie wiem – odpowiedzial Pete nerwowo. – Jestem zupelnie pewien, ze to nie byl ani rekin, ani delfin. Moze powinnismy wrocic, Jupe, i zawiadomic szeryfa.
– Jak przyjdzie tu z calym oddzialem, niczego nie znajdzie. Cokolwiek to bylo, odplynelo, no nie? Jestem pewien, ze ma to jakies proste wyjasnienie, poza tym jest juz daleko.
– Czy ja wiem… – Pete wahal sie.
– Teraz, kiedy tak daleko zaszlismy, byloby glupota zawrocic – powiedzial Jupiter zdecydowanie. Nie cierpial gdy cos krzyzowalo plany, zwlaszcza kiedy byl na tropie. – Chodz, Pete. Wchodze do jaskini. Trzymaj line, poki nie znajde sie w srodku.
Jupiter zniknal pod woda. Slonce juz zachodzilo. Pete czekal w zapadajacym zmierzchu. Gdy poczul dwukrotne szarpniecie liny, wlozyl ustnik i wplynal do pasazu.
Lekka fala kolysala wode. Pete plynal oswietlajac swa droge wodoszczelna latarka, stanowiaca czesc jego aparatury nurka. Tunel wznosil sie ku gorze i wkrotce woda byla zbyt plytka, by plynac. Pete przeszedl ostatnie metry dzielace go od groty, w ktorej czekal Jupiter. Zdejmowal wlasnie pletwy, gdy rozleglo sie znajome:
– Aaaaa-uuuuu-uuu-uu!
Jaskinia jeczala!
– O rany, Jupe, miales racje – szepnal Pete. – Nikt nie widzial, kiedy wchodzilismy, i jek nie ustal.
– Na to wyglada, co? – powiedzial Jupiter z szerokim usmiechem. – Godzina zmierzchu, pora naszej pierwszej wizyty w jaskini. Chodzmy.
Zdjeli sprzet do nurkowania. Jupiter wyjal z wodoszczelnego worka zapalki i wszystkie inne potrzebne im przedmioty. Zapalil dwie swiece.
– Podejdziemy z zapalonymi swiecami do ujsc wszystkich tuneli dochodzacych do tej jaskini. Jesli plomien bedzie sie chybotal, oznacza to, ze w tunelu jest prad powietrza. Jesli swieca bedzie sie palic rowno, tunel jest prawdopodobnie zablokowany. To nam zaoszczedzi duzo czasu i wysilku.
– Sprytny pomysl – Pete skinal glowa z uznaniem.
Badali otwory tunelu jeden po drugim. W jednym plomien drgal lekko, ale nie zadowolilo to Jupitera. Pete przeszedl do nastepnego. Teraz plomien swiecy zostal gwaltownie wciagniety do ciemnego ujscia tunelu.
– Tutaj Jupe! – krzyknal podniecony.
– Ciii – szepnal Jupiter. – Nie wiadomo, jak blisko ktos tu moze byc.
Obaj wstrzymali oddech i nasluchiwali. Przez dlugie sekundy panowala cisza i Pete byl wsciekly na siebie za wydawanie okrzykow. Wreszcie jek rozlegl sie ponownie, odlegly, ale wyrazny.
– Aaaaa-uuuu-uuu-uu!
Zdawal sie dochodzic wprost z korytarza, ktory wciagnal plomien swiecy. Jupe narysowal przy wejsciu do niego maly znak zapytania, zgasili swiece, zapalili latarki i weszli w glab.
Tymczasem Bob siedzial z kuklami na szczycie urwiska i przygladal sie jaskrawo pomaranczowemu zachodowi slonca. Rozprostowal ostroznie nogi. Siedzial tak juz pol godziny i pozorujac rozmowe z przyjaciolmi, gadal do siebie. Zdawalo mu sie, ze czuje czyjs wzrok na sobie. Wiedzial, ze to tylko jego wyobraznia, ale wrazenie nie bylo mile.
Dla zabicia czasu zaczal czytac ksiazke o Jeczacej Dolinie. Doszedl do rozdzialu, ktory mowil o zamknieciu szybow kopalnianych, po czym czytal dalej. Nagle wyprostowal sie.
– O rany! – wydal stlumiony okrzyk.
Dalej ksiazka traktowala o Benie Jacksonie i jego partnerze. Obaj nalezeli do gornikow poszukujacych zlota w Diabelskiej Gorze, wykopali w niej jeden z szybow. Kiedy kopalnia zostala zamknieta, a ich szyb wraz z innymi zaczopowano, nie opuscili oni swej chaty na szczycie pasma wzgorz, tuz obok Diabelskiej Gory. Upierali sie, ze beda dalej poszukiwac zlota i diamentow!
Bob zmarszczyl czolo. Byl pewien, ze Jupe, palac sie do realizacji swego planu, nie przeczytal tego rozdzialu do konca. Gdyby przeczytal, ze stary Ben uwazal, ze w Diabelskiej Gorze sa diamenty, wspomnialby o tym.
Boba ogarnal strach. Jupiter przypuszczal, ze jeki moga byc wywolane ponownym otwarciem ktoregos szybu. Ben i jego partner znali prawdopodobnie jaskinie lepiej niz ktokolwiek. Wykopali jeden z szybow. Coz latwiejszego, jak otworzyc go znowu. Potem Bob przypomnial sobie jeszcze jedno. W jaki sposob stary Ben zaskoczyl ich w jaskini poprzedniego wieczoru? Znajdowali sie wtedy w wewnetrznej jaskini, a stary Ben twierdzil, ze uslyszal ich przechodzac na zewnatrz. Nagle Bob uswiadomil sobie, ze to byloby niemozliwe. Odleglosc byla za duza. Stary Ben musial wiec byc wewnatrz pieczary, gdy ich uslyszal. Klamal zatem. Dlaczego?
Teraz juz mocno zaniepokojony, Bob opuscil sie ponizej linii widocznosci. Z pospiechem wypchal stare spodnie i koszule, podobne do tych, ktore nosil. Zalozyl kukle sombrero i ostroznie posadzil ja obok pozostalych. W ciemniejacym zmierzchu trzy kukly powinny wygladac dosc przekonujaco, by zwiesc obserwatora.
Pochylony dal nura w geste zarosla porastajace zbocze ponizej drogi. Szedl szybko wsrod nich, rownolegle do drogi, ale w sporej od niej odleglosci. Musi jak najszybciej wrocic do domu i powiedziec Daltonom, co robia Jupe i Pete. Jesli stary Ben rzeczywiscie znalazl kopalnie diamentow, chlopcy moga byc w powaznym niebezpieczenstwie!
Przedzierajac sie przez zarosla i walczac z bolem w skreconej nodze, uszedl kilkaset metrow, gdy dobiegl go delikatny odglos. Bita droga, powyzej, jechal wolno samochod – bez swiatel! Bob przykucnal w krzakach i w tym samym momencie samochod zatrzymal sie. Ktos wysiadl, zszedl do doliny i skierowal sie ku Diabelskiej Gorze. Byl ubrany na czarno, niemal niewidoczny, jak cien w mroku poznego wieczoru. Doszedl do gory i znikl.
Bob podkradl sie do zaparkowanego samochodu. Woz mial tablice rejestracyjna Newady.
W glebi jaskini Pete i Jupe tropili nadal jekliwy dzwiek. Po przejsciu pierwszego korytarza znalezli sie w nastepnej grocie i ponownie posluzyli sie swiecami, by odnalezc dalsza droge. W trzeciej grocie, mniejszej od innych, znalezli trzy otwory tuneli i we wszystkich byl silny prad powietrza. Zdecydowali nie rozdzielac sie i razem przeszukiwac kazdy korytarz po kolei.
Pierwszy tunel biegl spory kawalek prosto, po czym zalamywal sie pod katem prostym.
– Prowadzi w strone oceanu, Jupe – stwierdzil Pete.
– To nie moze byc wlasciwy kierunek – powiedzial Jupiter po zastanowieniu. – Jek dobiega raczej od strony doliny. Zgodnie z moim kompasem powinnismy wiec isc na wschod albo polnocny wschod.
– Ten tunel biegnie na poludniowy zachod – powiedzial Pete spogladajac na kompas Jupe'a.