– Dobra, gotowi? – zapytal Pete.

– Mysle, ze tak – odpowiedzial Jupiter z zadowoleniem.

Wzieli gleboki oddech i skierowali sie do otworu jaskini. I wtedy znow dal sie slyszec przeciagly jek:

– Aaauuuuuuuuuu-uuuu-uuu-uu!

Idacy przodem Jupiter zaswiecil juz swa latarke. Poczuli na twarzach silny podmuch zimnego powietrza. Wtem rozlegl sie dudniacy halas. Zatrzymali sie.

– Co to?! – krzyknal Bob.

Dzwiek nasilal sie i wskutek echa wywolanego nieckowatym ksztaltem doliny zdawal sie dochodzic ze wszystkich stron.

– Tam! Patrzcie! – wrzasnal Pete wskazujac w gore.

Olbrzymi glaz toczyl sie w dol po stromym zboczu Diabelskiej Gory wsrod strumienia mniejszych kamieni.

– Skaczcie! – krzyczal Pete.

Bob przekoziolkowal w bok, uskakujac z drogi pedzacego glazu. Lecz Jupiter stal jak wrosniety w ziemie, wpatrujac sie w olbrzymi kamien, spadajacy wprost na niego.

ROZDZIAL 5. Jaskinia El Diablo

Pete zwalil sie calym cialem na Jupitera, tym sposobem odrzucajac go w bok. Niemal rownoczesnie glaz rabnal w ziemie z miazdzaca sila dokladnie w miejscu, gdzie przed sekunda stal Pierwszy Detektyw.

Bob zerwal sie na nogi.

– Nic sie wam nie stalo? – dopytywal sie z niepokojem.

Pete podniosl sie.

– Mnie nic, jak z toba, Jupe?

Jupiter wstal powoli i zaczal machinalnie otrzepywac ubranie. Patrzyl na nich nie widzacymi oczami w glebokiej zadumie.

– Nie bylem w stanie sie ruszyc. Bardzo interesujaca reakcja – zamyslil sie. – Tak sie zachowuja male zwierzeta sparalizowane wzrokiem weza. Daja sie z latwoscia schwytac, chociaz mialy dosc czasu, by uciec.

Bob i Pete z niedowierzaniem patrzyli na przyjaciela, ktory chlodno analizowal swe zachowanie, ledwie uniknawszy tragicznego wypadku. Patrzyl teraz z uwaga na oswietlone ksiezycem zbocze Diabelskiej Gory.

– Wyglada na to, ze tam w gorze jest wiele obluzowanych glazow – stwierdzil. – Zbocze jest bardzo suche. Wydaje mi sie, ze obsuwanie sie kamieni musi tu byc na porzadku dziennym, teraz po tych cwiczeniach marynarki wojennej.

Wszyscy trzej podeszli do wielkiego kamienia. Byl zaryty gleboko w ziemie, na metr od wejscia do Jaskini El Diablo.

– Patrzcie, w tym miejscu jest porysowany – wskazal Bob. – O rany! Czy myslisz, Jupe, ze ktos pchnal go na nas? – Rzeczywiscie sa zadrapania – Jupiter dokladnie ogladal glaz. – Nic w tym zreszta dziwnego.

– Pewnie od uderzen o skaly po drodze – podsunal szybko Pete.

– Tak – powiedzial Bob. – Nie widzielismy przeciez nikogo na gorze.

Jupiter skinal glowa.

– Istotnie, ale ten ktos mogl nie chciec, by go widziano. – Brr, moze lepiej wracac? – powiedzial Pete.

– Nie ma mowy – odparl Jupiter. – Musimy tylko podwoic ostroznosc. W koncu glazy nie moga spadac na nas wewnatrz jaskini.

Zaswiecili latarki, Bob narysowal na skale przy otworze strzalke i znak zapytania i weszli do srodka.

Znalezli sie w dlugim, mrocznym korytarzu, ktory prowadzil w glab Diabelskiej Gory. Jego kamienne sciany byly gladkie, a sklepienie dosc wysokie, by najwyzszy z nich, Pete, mogl isc wyprostowany. Po mniej wiecej dwunastu metrach korytarz rozszerzal sie w olbrzymia grote. Latarki chlopcow rzucaly wokol snopy swiatla. Znajdowali sie jakby w wielkiej sali o wysokim stropie. Przeciwlegly jej koniec byl tak odlegly, ze zaledwie mogli go widziec.

– To wyglada jak dworzec kolejowy duzego miasta! – wykrzyknal Bob. – Nigdy nie widzialem tak ogromnej groty. – Jego glos brzmial glucho i odlegle.

– Halo! – zawolal Pete.

– Halo… halo… halooo – powtorzylo echo.

Chlopcy rozesmiali sie.

– Halo… haloooo! – wykrzykiwal Bob.

Podczas gdy Pete i Bob zabawiali sie echem, Jupiter badal dokladnie sciane groty.

– Chodzcie tu! – zawolal ich nagle.

W scianie byl maly, czarny otwor – poczatek tunelu, ktory zdawal sie prowadzic na zewnatrz. Chlopcy przebiegli swiatlami latarek po wszystkich scianach groty i zobaczyli wiele podobnych otworow. Doliczyli sie dziesieciu tuneli, biegnacych od duzej groty w glab gory.

– Masz ci problem – powiedzial Pete. – Ktorym tu isc?

Wszystkie pasaze wygladaly jednakowo – byly wysokosci wzrostu Pete'a i ponad metrowej szerokosci.

– Zdaje sie, ze Jaskinia El Diablo jest wielkim kompleksem korytarzy i grot, ciagnacych sie wewnatrz calej gory – powiedzial Jupiter.

– Pewnie dlatego ludzie szeryfa nie znalezli El Diablo – zauwazyl Bob. – Wsrod tylu przejsc latwo mu bylo sie ukryc.

– Tak, to mogloby byc wytlumaczenie – przytaknal Jupiter.

– Jak w ogole powstaje taka jaskinia? – zapytal Pete, rozgladajac sie wokol.

– Glownie wskutek erozji – wyjasnil Bob. – Czytalem o tym w bibliotece. Gora tego rodzaju uformowana jest ze skal o roznej twardosci. Woda wsiaka w te bardziej miekkie i powoli je kruszy. Taki proces trwa czasami miliony lat. Dawno temu znaczna czesc tego terenu byla pod woda.

– Bob ma racje – przytaknal Jupiter – ale ja nie jestem pewien, czy te wszystkie tunele powstaly w naturalny sposob. Niektore z nich wygladaja na wykute przez czlowieka. Byc moze przez bande El Diablo.

– Albo poszukiwaczy, Jupe – powiedzial Bob. – Czytalem, ze szukano zlota w tej okolicy.

Pete oswietlal latarka jeden pasaz po drugim.

– Do ktorego wchodzimy? – zapytal.

– Przeszukanie tych wszystkich korytarzy moze nam zajac miesiac – odezwal sie Bob. – Zaloze sie, ze dalej tez sie rozgaleziaja.

– Prawdopodobnie – przytaknal Jupiter. – Na szczescie jest prosty sposob wyeliminowania wiekszosci z nich. Chcemy sie dowiedziec, skad bierze sie to zawodzenie. Musimy po prostu przy wejsciu do kazdego pasazu sluchac tak dlugo, az znajdziemy ten, z ktorego dobiega jek.

– Racja! – wykrzyknal Pete entuzjastycznie. – Bedziemy szli za jekiem.

– Ale Jupe – zatroskal sie Bob – ten jek chyba ustal. Od kiedy weszlismy do srodka, nie slyszalem go wiecej.

Chlopcy stali nieruchomo nasluchujac pilnie. Bob mial racje. Jaskinia milczala jak grob.

– Co to moze znaczyc? Jak myslisz, Jupe? – pytal Pete niespokojnie.

Jupiter krecil glowa skonsternowany.

– Nie wiem. Moze to chwilowe. Moze, cokolwiek to jest, zacznie swoj jek na nowo.

Czekali jednak na prozno. Minelo dziesiec minut i w jaskini nie rozlegl sie najslabszy nawet dzwiek.

– Jupe, pamietam, ze ostatni raz slyszalem jek przed upadkiem tego glazu – odezwal sie wreszcie Bob. – Tylko, prawde mowiac, nie bardzo potem sluchalem.

– Bylismy zbyt podekscytowani, zeby sluchac – przyznal Jupiter.

– Nie mozemy wiedziec na pewno, kiedy ustal.

– Do licha, i co teraz?! – zaklal Pete.

– Moze znowu sie zacznie – powiedzial Jupiter z nadzieja. – Pan Dalton mowil przeciez, ze jaskinia jeczy nieregularnie. Mysle, ze czekajac powinnismy przeszukiwac jeden korytarz po drugim.

Bob i Pete zgodzili sie chetnie. Wszystko bylo lepsze od bezczynnego stania w pelnej widmowych cieni grocie. Bob narysowal znak zapytania i strzalke przy pierwszym otworze i weszli w glab pasazu.

Вы читаете Tajemnica Jeczacej Jaskini
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×