— Pewnie juz spakowali nasze lody — stwierdzila pani Leslie, podnoszac rekawiczki i torebke. — Niech pan kiedys wpadnie do nas na kolacje, panie Vickers.

Vickers rowniez wstal.

— Alez z przyjemnoscia. Pewnie niedlugo uda mi sie znalezc wolna chwilke.

Wiedzial jednak, ze nie znajdzie wolnej chwili i byl pewien, ze kobieta zaprosila go jedynie z grzecznosci. Obydwoje jednak najwyrazniej chcieli trzymac sie konwenansow.

— Chodz, Jane. Milo mi bylo poznac pana po tych wszystkich latach, panie Vickers.

Nie czekajac na odpowiedz zaczela sie oddalac.

— U nas w domu wszystko jest znowu w porzadku — rzucila na odchodnym Jane. — Mamusia i tatus pogodzili sie.

— Ciesze sie — odparl Vickers.

— Tatus mowi, ze nie bedzie juz prowadzac sie z innymi kobietami — dodala Jane.

— To tez dobrze.

Matka dziewczynki zawolala ja stojac przed drzwiami.

— Musze juz isc — powiedziala Jane. Zsunela sie z krzesla i podbiegla do matki. Stojac u jej boku odwrocila sie i pomachala do niego.

Biedne dziecko, pomyslal. Jakiez zycie ja czeka. Gdybym ja mial taka coreczke… Nie, lepiej o tym nie myslec. Nie byla mu pisana. Jemu byly pisane polki z ksiazkami i rekopis, ktory czekal na niego. Nagle jednak zdal sobie sprawe, jak krucha i zludna jest slawa pisarza. Ksiazki i rekopis, pomyslal. Nie jest to podstawa, na ktorej zbudowac mozna piekne zycie.

I mial racje. Byl to problem nie tylko jego samego, ale wszystkich wokolo. Nikt nie mial solidnej bazy do zbudowania sobie zycia. Przez tyle lat swiat zyl wojna i zagrozeniem wojny. Na poczatku byl to tylko wielki strach, panika nakazujaca ucieczke, jaka nastepnie przerodzila sie w moralne i psychiczne odretwienie, ktorego nawet sie nie zauwazalo, biorac je za normalny przejaw zycia.

Nic dziwnego, ze pojawili sie wizjonisci, pomyslal. On zostal sam na sam ze swoimi ksiazkami i rekopisami.

10

Zajrzal pod doniczke z kwiatami stojaca w rogu werandy w poszukiwaniu klucza, ale nie znalazl go tam. W tym momencie przypomnial sobie, ze zostawil drzwi otwarte, aby Joe mogl wejsc i pozbawic go raz na zawsze towarzystwa myszy.

Nacisnal klamke, wszedl do srodka i skierowal kroki w kierunku lampki na biurku. Obok lampki znalazl kartke z nagryzmolona olowkiem notatka:

„Jay: wykonalem zadanie, po czym wrocilem i otworzylem okna, zeby wywietrzyc mieszkanie. Daje ci stowe za kazda mysz, jaka znajdziesz. Joe.”

Nagle uslyszal szelest i stwierdzil, ze ktos jest w ogrodku i siedzi w jego ulubionym fotelu bujanym, z papierosem, ktorego zar podrygiwal smiesznie w ciemnosci.

— To ja — przedstawil sie Horton Flanders. — Jadl pan juz?

— Tak, w miasteczku.

— Szkoda. Przynioslem tace z kanapkami i troche piwa. Myslalem, ze moze pan byc glodny, a wiem, przeciez, jak bardzo nie znosi pan gotowac.

— Dziekuje — usmiechnal sie Vickers. — Nie jestem juz glodny. Ale mozemy zjesc kanapki pozniej.

Rzucil kapelusz na krzeslo i wyszedl do ogrodu.

— Siedze w pana fotelu — zauwazyl Flanders.

— Nic nie szkodzi — zapewnil go Vickers. — Ten jest rownie wygodny.

— Nie wie pan przypadkiem, jakie sa dzisiejsze wiadomosci? Mam dosc uciazliwy zwyczaj nieczytania gazet.

— To, co zwykle. Kolejne plotki, w ktore nikt juz chyba nie wierzy.

— Zimna wojna nadal trwa-skinal glowa Flanders. -Trwa juz od prawie czterdziestu lat. Od czasu do czasu atmosfera robi sie naprawde ciezka, ale nigdy jakos nie dochodzi do wybuchu. Czy zauwazyl pan, ze juz co najmniej kilkanascie razy powinna wybuchnac prawdziwa wojna, a jednak w taki czy inny sposob sytuacja zawsze ulega poprawie?

— Nie myslalem o tym.

— Ale taka jest prawda. Najpierw bylo porwanie samolotu do Berlina, potem zamieszki w Grecji. Kazdy z tych konfliktow mogl przerodzic sie w wojne, ale w koncu jakos udalo sie je zazegnac. Nastepna byla Korea i tez nic sie nie stalo. Potem Iran grozil wznieceniem ogolnoswiatowej wojny, ale szczesliwie udalo nam sie jej zapobiec. Nastepnie doszlo do incydentow w Manili, eskalacji zbrojen na Alasce, kryzysu indyjskiego i jeszcze co najmniej kilku innych, powaznych konfliktow. Mimo to jednak za kazdym razem wychodzilismy z nich obronna reka.

— Nikt tak naprawde nie chce wojny — powiedzial Vickers. — Moze i tak — zgodzil sie Flanders — ale zeby zaprowadzic pokoj potrzeba czegos wiecej niz tylko checi niewplatania sie w wojne. Co jakis czas ktorys z wielkich narodow znajduje sie w punkcie zwrotnym i wtedy albo musi sie poddac, albo rozpoczac walke. I zawsze sie poddaje. To przeciez nie lezy w naturze ludzkiej, panie Vickers. A przynajmniej nie lezalo jeszcze czterdziesci lat temu. Czy nie wydaje sie panu, ze mogl miec na to wplyw jakis dodatkowy czynnik, ktorego jeszcze nie znamy?

— Naprawde nie wiem, jaki dodatkowy czynnik moglby miec tutaj znaczenie. Rasa ludzka zawsze pozostanie tylko rasa ludzka. Dawniej zawsze walczylismy, a czterdziesci lat temu zakonczylismy najwieksza wojne w naszej historii.

— Od tamtej pory dokonywano prowokacji za prowokacja, ale swiat nie chcial wojny. Wie pan dlaczego?

— Nie.

— Myslalem o tym — wyjawil Flanders. — I wydaje mi sie, ze musi na to miec wplyw jakis czynnik, ktorego nie bierzemy pod uwage.

— Byc moze strach — zasugerowal Vickers. — Strach przed naszymi doskonalymi narzedziami zbrodni.

— Moze — przyznal mu racje Flanders — ale strach to dziwna rzecz. Rownie dobrze moze wywolac wojne, co powstrzymac ludzi przed jej wywolaniem. Moze sie zdarzyc, ze strach wypedzi ludzi na ulice i kaze im walczyc tylko po to, zeby mogli sie go pozbyc. Nie wydaje mi sie jednak, zeby sam strach uniemozliwil wybuch wojny.

— Mysli pan o jakims czynniku psychologicznym?

— Byc moze — odparl Flanders. — Albo interwencji.

— Interwencji?! Czyjej?

— Tego nie wiem. Ale juz od dawna sie nad tym zastanawiam. Jakies dziewiecdziesiat lat temu cos sie stalo z naszym swiatem. Do tamtej pory czlowiek kroczyl mniej wiecej tymi samymi, utartymi sciezkami. Od czasu do czasu dokonywal jakiegos odkrycia, wprowadzal zmiany, ktore nie byly jednak zbyt znaczne. Szczegolnie w sposobie pojmowania swiata nie dokonywal sie zaden postep i to wlasnie jest najistotniejsze. Nastepnie jednak ludzkosc, ktora do tej pory posuwala sie do przodu w zolwim tempie, przeszla do galopu. Wynaleziono samochod, telefon, film, samolot. Zaistnialo radio i wszystkie inne nowinki, tak charakterystyczne dla poczatku tego stulecia.

W wiekszosci jednak byla to mechanika, prosta i logiczna, cos w rodzaju dodawania, dwa i dwa daje razem cztery. Jednak w drugim cwiercwieczu naszego stulecia klasyczna fizyka zostala zastapiona nowym rodzajem myslenia, myslenia, ktore charakteryzowalo sie tym, ze po raz pierwszy otwarcie przyznano, ze czegos sie nie wie, po zetknieciu sie z atomami i elektronami. Wlasnie stad wziely swoj poczatek fizyka atomowa i elektronika kwantowa. Fizycy nabrali nagle odwagi i oswiadczyli, ze nie potrafia wytlumaczyc, czym sa elektrony i dlaczego ich zachowanie jest takie, a nie inne. W nauce klasycznej „szkielko i oko” wystarczalo do zrozumienia natury zjawisk i rzeczy, ktore nastepnie zgrabnie i schludnie szufladkowano.

— Chce pan przez to powiedziec — wtracil Vickers — ze cos odmienilo los czlowieka. Ale przeciez nie po

Вы читаете Pierscien wokol Slonca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату