trzeba bylo dostarczac szlakiem prowadzacym przez Polnocne Rowniny, wzdluz autostrady miedzystanowej 94 i linii kolejowej Santa Fe. Zablokowanie tego szlaku oznaczaloby powolna smierc glodowa osiemdziesieciu pieciu milionow ludzi.
Na wschodzie sytuacja wygladala podobnie. Appalachy ciagnace sie od Nowego Jorku do Georgii, gdzie laczyly sie z rzeka Tennessee, tworzyly zapore nie do przebycia od St. Lawrence az do Mississippi. Gory te jednak byly niczym w porownaniu z Gorami Skalistymi; nie dosc, ze byly nizsze, to jeszcze poprzecinane byly przeleczami, w niektorych miejscach otwartymi jak rowniny. Dlatego tez Posleeni szturmowali jednoczesnie na calej dlugosci lancucha gorskiego. Walki w Roanoke, Rochester, Chattanooga i innych punktach byly intensywne i krwawe. Wszedzie tam regularne formacje, wspierane przez jednostki pancerzy wspomaganych i elitarne Dziesiec Tysiecy, bily sie dzien i noc, odpierajac nie konczace sie fale Posleenow. Ich linie wytrzymywaly czasami tylko dlatego, ze ci, ktorzy przezyli kolejny szturm byli zbyt zmeczeni, zeby uciekac, ale jednak wytrzymywaly.
Znaczenia appalachijskich umocnien nie sposob bylo przecenic. Po utracie rownin nadbrzeznych i wiekszej czesci Wielkich Rownin jedynymi wiekszymi rejonami produkcji zywnosci byla srodkowa Kanada, plaskowyz Cumberland i dolina Ohio. Jednak rowniny kanadyjskie, choc produkowaly zboze wysokiej jakosci, mialy niska ogolna wydajnosc z hektara, a do tego nie potrafily wytworzyc wielu potrzebnych produktow. Poza tym chociaz przemysl rozwijal sie w Brytyjskiej Kolumbii i Quebeku, problemy logistyczne rozwinietej gospodarki w warunkach kola podbiegunowego, ktore zawsze byly zmora Kanady, nie zniknely nawet w obliczu posleenskiego zagrozenia. Nie bylo mozliwosci przeniesienia calej ocalalej populacji Stanow Zjednoczonych do Kanady, a nawet gdyby byla, sytuacja tych ludzi przypominalaby sytuacje Hindusow kryjacych sie w Gudzarracie i Himalajach.
Utrata Cumberland i Ohio oznaczalaby w praktyce koniec aktywnej obrony. Na kontynencie pozostalyby jedynie, tak jak w innych czesciach globu, rozproszone grupki niedobitkow grzebiacych wsrod ruin w poszukiwaniu resztek.
Wiedzac, ze poludniowych rownin nie da sie utrzymac, tamtejsze sily, glownie jednostki pancerne i galaksjanskie pancerze wspomagane, wycofaly sie, nie nawiazujac kontaktu z wrogiem. Ucieczka ta zakonczyla sie nad rzeka Minnesota, z takich samych przyczyn, jak odwrot na Syberii. Posleenom udalo sie jednak osiagnac to, ze podczas dlugiego marszu zniszczona zostala jedenasta dywizja piechoty mobilnej, najwieksza jednostka pancerzy wspomaganych GalTechu na Ziemi.
Wszystkie punkty oporu wykorzystywaly najslabsze strony Posleenow: niemoznosc sprostania ostrzalowi artyleryjskiemu oraz nieumiejetnosc pokonywania duzych przeszkod terenowych. Wszechwladcy radzili sobie z jednostkami powietrznymi oraz rakietami z blisko stuprocentowa skutecznoscia, wciaz jednak nie potrafili powstrzymac posredniego ognia artylerii. Tak dlugo, jak pozostawali w ich zasiegu, byli narazeni na straty. Ze wzgledu na dziwaczna budowe ciala nie byli w stanie przebyc nowoczesnych umocnien obronnych. Posleenskie ataki, ktore pokonaly pierwsza linie obrony, zazwyczaj konczyly sie stratami rzedu stu Posleenow na kazdego zabitego czlowieka, gdyz w Gorach Skalistych i Appalachach front tworzylo wiele wspierajacych sie wzajemnie oddzialow i grup rezerwistow. Tak wiec Posleeni atakowali i przegrywali. Za kazdym razem.
Teraz ludzie kulili sie na swoich szancach, a Posleeni trwali na skraju zasiegu ognia artylerii. Miedzy jednymi a drugimi zas rozciagala sie porosnieta chwastami i nawiedzana przez duchy ziemia niczyja, obszar zburzonych wsi i zrujnowanych miast.
I wlasnie te ziemie niczyja patrolowaly oddzialy zwiadu.
— Ruszamy — powiedzial cicho Mosovich, chowajac lornetke do futeralu. Lornetka byla przestarzala, nie miala nawet wzmocnienia swiatla, ale w tych warunkach sie sprawdzala. Poza tym sierzant lubil miec przy sobie sprzet pozbawiony jakiejkolwiek elektroniki; nawet baterie GalTechu mialy zwyczaj wyczerpywac sie. — Mysle, ze ci tutaj kierowali sie na poludnie, do naszego celu.
— Co konkretnie mamy zrobic z ta kula, Jake? — zapytal Mueller i ruszyl w dol zbocza.
Tydzien wczesniej wyladowala tutaj jedna z gigantycznych kul bojowych posleenskich najezdzcow. Zazwyczaj miejsce ladowania bylo mniej lub bardziej przypadkowe, ta kula jednak wyladowala dokladnie na jednym z niewielu obszarow wschodnich Stanow Zjednoczonych, ktorych nie strzegl ogien artylerii. Centrum Obrony Planetarnej, ktore mogloby zapobiec ladowaniu, zostalo zniszczone, zanim je ukonczono.
Posleenskie kule skladaly sie z tysiecy mniejszych pojazdow pochodzacych z wielu roznych swiatow. Formowaly sie w ustalonych punktach glebokiej przestrzeni, a potem kierowaly w strone planety-celu. Kiedy docieraly do zewnetrznych warstw atmosfery, rozdzielaly sie i pojedyncze jednostki, minogi i dodekaedry dowodzenia, spadaly wokol miejsca desantu.
To wlasnie jedna z takich kul wyladowala w poblizu zdobytego juz Clarkesville w Wirginii. Zadaniem zwiadu bylo znalezc ja i dowiedziec sie, dokad zmierzaja wysadzeni przez nia wojownicy.
Jak dotad wygladalo na to, ze ladownik zbiera ich, a nie wysadza. Bylo to zupelnie niespotykane zjawisko.
Najpierw ja znajdzmy — powiedzial Mosovich. — Potem bedziemy sie martwic, co z nia zrobic.
Znalezienie ladownika nie bylo latwe. Wszedzie wokol przemieszczaly sie oddzialy Posleenow. Centaurowaci obcy odkryli, ze trudno im pokonywac gory, dlatego poruszali sie glownie drogami, a to z kolei znaczylo, ze zwiadowcy musza unikac drog. Najlepszym na to sposobem byl „bieg po grzbietach” — marsz grzbietami wzgorz, od wierzcholka do wierzcholka. Wzgorza Polnocnej Georgii biegna jednak raczej ze wschodu na zachod, a nie z polnocy na poludnie. Dlatego tez zolnierze musieli wspinac sie na jeden grzbiet, mierzacy od siedemdziesieciu do dwustu metrow wysokosci, potem schodzili z niego w dol, aby ostroznie przekrasc sie przez strumien i droge, i znowu musieli wejsc na nastepne wzniesienie.
Mosovich poprowadzil ich z dala od autostrady 441, w dol zboczem Black Rock, a potem w glab dziczy wokol Stonewall Creek. Sosnowe i debowe lasy zasnul sredniowieczny mrok; swiatelka cywilizacji nie palily sie tu juz od lat. Puszcze pelne byly zwierzyny; na wzgorzach na poludnie od Tiger Creek zwiadowcy sploszyli liczace kilkaset sztuk stado spiacych jeleni.
Na zboczu wzgorza nad Tiger Creek Mueller zatrzymal sie i podniosl reke. Z oddali dobiegal cichy, nieustanny szmer. Podczolgal sie do przodu i podkrecil noktowizyjne gogle.
Kiedy zobaczyl stworzenie pracowicie wygrzebujace sie z wysokiego na trzy metry kopca ziemi, kiwnal tylko glowa i zawrocil. W odpowiedzi na pytajace spojrzenie Mosovicha wskazal gestem, ze musza isc naokolo, a potem poruszyl dwoma rozstawionymi i zagietymi w dol palcami, jakby kopal w ziemi. Sierzant kiwnal glowa i wskazal na poludnie; nikt nie mial zamiaru przedzierac sie przez kolonie abatow.
Abaty to byly szkodniki, ktore przywiezli ze soba Posleeni. Podobnie jak oni, byly wszystkozerne. Byly biale i wygladaly jak skrzyzowanie szczura ze stonoga. Poruszaly sie jak kroliki, podskakujac na tylnej nodze zakonczonej szeroka, gietka stopa. Pojedynczo byly niegrozne i w przeciwienstwie do Posleenow nadawaly sie do jedzenia. Mueller twierdzil, ze smakuja lepiej niz weze, troche jak kapibara. Zamieszkiwaly duze kolonie przypominajace mrowiska, ktorych zaciekle bronily, rzucajac sie gromadnie na przeciwnika i kasajac zuwaczkami wygladajacymi jak wielkie szczurze siekacze. Te szkodniki obalaly drzewa jak bobry, wygryzaly drewno i niszczyly podziemne hodowle grzybow. Zaobserwowano tez, ze zywily sie padlina.
Same abaty z kolei padaly ofiara wilkow, zdziczalych psow i kojotow, jednak ich najwiekszym wrogiem byl drapieznik zwany przez Posleenow gratem. Graty byly to latajace szkodniki, ktore wygladem bardzo przypominaly osy. Zywily sie tylko i wylacznie abatami. Jesli w okolicy bylo gniazdo abatow, wiadomo bylo, ze nalezy rowniez wypatrywac gratow, gdyz jad z ich zadel byl smiertelnie niebezpieczny dla ludzi.
Reszta wyprawy przebiegla bez zaklocen i o swicie zolnierze byli juz okopani na wzgorzach nad jeziorem Rabun. Stad mieli szpiegowac posleenski oboz i wysylac raporty do bazy. Clarkesville lezalo w zasiegu baterii artyleryjskich stopiecdziesiatekpiatek, rozstawionych wokol Gap, wiec cokolwiek Posleeni knuli, mogli byc pewni goracego powitania.
Siostra Mary podniesionym kciukiem dala znac, ze lacznosc zostala nawiazana. Sierzant lacznosciowy miala wlasnie zostac zakonnica, kiedy na Ziemie doszly wiesci o nadciagajacej inwazji. Mary zostala zwolniona ze wstepnych slubow nowicjatu i zaciagnela sie do Armii. Podczas pierwszych dni wojny naprawiala radia w St. Louis, a kiedy posleenska kula otoczyla miasto, sluzba siostry Mary w kompanii niedobitkow zakonczyla sie otrzymaniem Distinguished Service Cross — Krzyza za Wybitna Sluzbe. Jednostka skladajaca sie z resztek roznych oddzialow pomocniczych z St. Louis — liczaca nie wiecej niz osmiuset ludzi, wsrod ktorych nie bylo nikogo z piechoty — obronila odlewnie stali Granite City Steel Works i rozgromila ponad stukrotnie liczniejszego wroga. Zaslugi siostry Mary byly zbyt liczne, by je wszystkie wymieniac, stad w uzasadnieniu przyznania orderu napisano o „dzialaniach w Granite City Steel Works”.
Sprawa lacznosci na terenach za Murem byla zlozona. Posleenom coraz sprawniej szlo wykrywanie i