zaczelismy sie zrec. W koncu odkryla swoje „prawdziwe powolanie” — kaplanstwo i pojechala do tej komuny. Jak rozumiem, od tamtej pory zyje tam sobie szczesliwie.

— Widzialam napisy „Woodstock” i „Pokoj przez przewazajaca sile ognia” — usmiechnela sie Shari.

— A, widzialas to — zasmial sie O’Neal. — Byla na mnie potwornie wsciekla za to, ze napisalem jej to na tylku. A ja bylem wsciekly na nia za to, ze sie nacpala i mi na to pozwolila. Powiedzialem jej, co robie, a ona uznala, ze to fajny pomysl… No, wtedy uwazala, ze to dobry pomysl.

— A wiec na babcie nie ma co liczyc — westchnela Shari. — A ktos musi porozmawiac z Cally o „babskich sprawach'.

— Zakladajac, ze ja znajdziesz — powiedzial Papa O’Neal. — Cale rano jej nie widzialem. Za to ja slyszalem; wrzeszczy na twoje dzieci jak sierzant w czasie musztry. Normalnie wstajemy o swicie, ale ona wstala dzis jeszcze wczesniej i wyszla, zanim ja wstalem.

— Myslalam, ze rano zarzynales tlustego prosiaka — zazartowala Shari. Jajka na boczku byly wspaniale, a ona miala lepszy apetyt niz wczoraj.

— Zarzynalem — wyszczerzyl zeby O’Neal. — Caly czas sie piecze. Normalnie Cally bylaby ze mna. Ale dzis nie zblizyla sie do mnie nawet na piecdziesiat metrow.

Przerwal i potarl brode, a potem spojrzal zamyslonym wzrokiem na sufit.

— Nie podeszla nawet na piecdziesiat metrow… — powtorzyl.

— Ciekawe, co przeskrobala — usmiechnela sie szeroko Shari.

* * *

— Musisz mu powiedziec — powiedziala Shannon. — Nie mozesz chowac sie przez reszte zycia.

— Moge — odparla Cally. Nastepna porcje siana wrzucila do za grody z wieksza sila niz zamierzala. — Moge chowac sie tak dlugo, jak bede musiala.

Stodola byla olbrzymia i bardzo stara. Pochodzila z czasow tuz po wojnie z najazdem z polnocy, jak nazywal ja Papa O’Neal. Bylo tu kilka boksow dla koni, miejsce do dojenia krow i duzy strych na siano, Pod jedna ze scian lezalo kilka bel siana, a obok stal dziwny karabin z okraglym magazynkiem na gorze. Cally nigdy nie wychodzila z domu nie uzbrojona.

— To normalna rzecz — upierala sie Shannon. Dziesieciolatka zsunela sie z beli siana i podniosla z klepiska kawalek gliny. Zaczekala, az mysz znow wychyli sie z dziury, a potem cisnela w nia glina. Pocisk rozbil sie tuz nad dziura i mysz zniknela. — Masz prawo do wlasnego zycia!

— Jasne, powiedz to dziadkowi — wydela usta Cally.

— Co masz powiedziec dziadkowi?

Cally zamarla, a potem nie odwracajac sie, wbila widly w siano.

— Nic.

— Shari i ja zastanawialismy sie, gdzie bylas cale rano — powiedzial stojacy za nia Papa O’Neal. — Zauwazylem, ze zrobilas wszystko, co do ciebie nalezy, ale udalo ci sie zrobic to tak, zeby nie zblizyc sie do mnie nawet na kilometr.

— Aha. — Cally rozejrzala sie w poszukiwaniu drogi ucieczki, ale pozostala jej tylko drabina na strych, a potem wyjscie przez okno i zejscie po scianie stodoly. Tak wiec predzej czy pozniej bedzie musiala sie odwrocic. Wiedziala, ze wpadla na dobre. Przez chwile rozwazala, czy nie ostrzelac drogi na zewnatrz albo nie wyskoczyc przez okno i prysnac do babci, do Oregonu. Watpila jednak, czy udaloby jej sie pokonac dziadka. A poza tym komuna podlegala wojskowej ochronie, wiec zabraliby jej bron. Do kitu.

Shannon, ktora ja podjudzila, uciekla. Dala dyla. Co za idiotka. W koncu Cally z westchnieniem odwrocila sie.

* * *

Papa O’Neal spojrzal tylko raz, a potem wyjal swoj woreczek z tytoniem Red Man. Wysypal na dlon prawie polowe zawartosci, starannie ugniotl z niej kulke, troche tylko mniejsza od baseballowej pilki, i wepchnal ja pod lewy policzek. Potem spokojnie schowal woreczek.

— Dziecko — powiedzial wreszcie lekko stlumionym glosem. — Co ci sie stalo?

— Dziadku, nie zaczynaj — ostrzegla go Cally.

— Wygladasz jak szop…

— Chyba chciala wygladac jak Britney Spears — powiedziala delikatnie Shari. — Ale… taki mocny makijaz… nie pasuje do ciebie, skarbie.

— Przeciez jak pojedziesz do miasta, aresztuja mnie za pobicie — ciagnal Papa O’Neal. — Wygladasz, jakbys miala popodbijane oczy!

— W ogole nie znasz sie na modzie! — zaprotestowala Cally.

— O, teraz to sie nazywa moda?

— Spokojnie, spokojnie — powiedziala Shari, podnoszac rece. — Uspokojcie sie. Podejrzewam, ze wszyscy w tej stodole, oprocz mnie, ale pewnie wlacznie z koniem, sa uzbrojeni.

Papa O’Neal chcial cos powiedziec, ale zakryla mu usta dlonia.

— Chciales, zebym… zebysmy porozmawialy z Cally o babskich sprawach, tak?

— Tak — odparl O’Neal, odsuwajac jej dlon — ale chodzilo mi o… higiene i…

— Dlaczego faceci to takie ofermy? — spytala Cally. — Ja juz to wszystko wiem.

Shari znow zakryla usta O’Nealowi, a on znow odciagnal jej dlon.

— Jestem jej dziadkiem! — zaprotestowal. — Nie mam juz nic do powiedzenia?

— Nie — odparla Shari. — Nie masz.

— Tego wlasnie nienawidze u kobiet! — warknal O’Neal, zalamujac rece. — Tego wlasnie nienawidze u kobiet. Dobrze! Dobrze! Jak chcecie. Nie mam racji! Ale jednego nie daruje. — Pogrozil Cally palcem. — Makijaz. W porzadku. Rozumiem. Makijaz nawet niezle wyglada. Ale zadnych takich szopich oczu!

— Dobrze — powiedziala Shari lagodnie, popychajac go lekko w strone drzwi stodoly. — Idz zajrzec do swini, a ja porozmawiam sobie z Cally.

— Dobrze, dobrze — mruknal. — Prosze bardzo. Powiedz jej, jak zdenerwowac faceta, nie otwierajac nawet ust. Zrob jej damska akademie. Prosze bardzo.

Wciaz mamroczac, wymaszerowal ze stodoly.

Cally spojrzala na Shari i usmiechnela sie.

— Widze, ze sie polubiliscie.

— Tak — przyznala Shari. — Ty za to chyba wcale go nie lubisz.

— Och, wcale nie. — Cally usiadla na beli siana. — Po prostu przez tyle lat bylam jego mala wojowniczka, a teraz… Sama nie wiem. Mam dosc farmy. I dosc traktowania mnie jak dziecko.

— Coz, lepiej pogodz sie z mysla, ze to jeszcze chwile potrwa — powiedziala Shari. — Jedno i drugie. Bo masz dopiero trzynascie lat, a to oznacza, ze pozostaniesz pod opieka dziadka jeszcze przez piec lat. Tak, beda sie dluzyc i od czasu do czasu bedziesz miala ochote wyrwac sie. A jesli chcesz to zrobic naprawde glupio, znajdz sobie jakiegos przystojnego palanta z fajnym wozkiem i niezlym tylkiem, daj sobie zrobic gromadke dzieci i zostan po trzydziestce na lodzie z gebami do wykarmienia.

Cally pociagnela za kosmyk wlosow i uwaznie mu sie przyjrzala.

— Nie do konca o to mi chodzilo.

— Teraz tak mowisz — pokiwala glowa Shari — a za dwa lata bedziesz rozmawiac w miescie z jakims sympatycznym zolnierzem, co ma szerokie bary. Zaufaj mi. Tak bedzie. Nie bedziesz w stanie sie powstrzymac. I musze, przyznac, ze jesli zrobisz sobie, jak to delikatnie ujal twoj dziadek, „oczy szopa', bedziesz miala duze szanse, ze rok pozniej bedziesz nianczyc swoja Amber.

Cally westchnela i pokrecila glowa.

— Rozmawialam wczoraj wieczorem z Wendy i Elgars, i Wendy opowiedziala mi o kilku rzeczach. Wiec dzisiaj wstalam wczesniej i…

— Sprobowalas. To zupelnie normalne. Zaden problem. Chcesz wrocic do domu i sprobowac jeszcze raz? Tym razem z moja pomoca?

— Och, naprawde? Wiem, ze glupio wygladam. Po prostu nie wiem, jak to poprawic. Strasznie mi sie

Вы читаете Taniec z diablem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату