— Bez utraty pieciomiesiecznej pensji nie moze.
— Ale tak serio… — wtracila Amanda — to ja chce odwolac ten zaklad. W koncu…
Pancho wyciagnela reke i zburzyla jej blond loki.
— Daj spokoj, Mandy.
Przeszla przez otwarta klape sluzy i zamknela wizjer. Pomachala im, gdy zamykali klape. Uslyszala, jak zaczyna pracowac pompa; dzwiek szybko cichl w miare, jak powietrze bylo wypompowywane z komory o metalowych scianach. Kiedy zlowieszcze swiatelko wewnetrznej klapy zmienilo kolor na czerwony, Pancho dotknela przycisku otwierajacego zewnetrzna klape.
Przez chwile zapomniala, co ma zamiar zrobic, gdy przed jej oczami rozpostarlo sie niewypowiedziane piekno Ziemi. Jasna, az jaskrawa, z oceanami w intensywnym blekicie i olbrzymimi klebami oblokow tak bialych, ze patrzenie na nie bylo prawie bolesne. Zwycieska, obezwladniajaca panorama, ktora zawsze przyprawiala ja o bicie serca.
Masz robote, przypomniala sobie z powaga dziewczyna.
Zwracajac sie w strone wewnetrznej klapy, widziala twarze calej piatki przycisniete do malutkiego okraglego bulaja. Zadne z nich nie bylo na tyle pomyslowe, zeby znalezc radio i Pancho wiedziala o tym, wiec odzianym w rekawice palcem wskazala na zamkniety wizjer helmu. Pokiwali ochoczo glowami, a facet z zegarkiem uniosl go tak, by Pancho mogla go zobaczyc.
Reszta cofnela sie od bulaja, a facet gapil sie na zegarek. Podniosl cztery palce, potem trzy…
Odlicza, zrozumiala Pancho.
…dwa, jeden. Wycelowal w Pancho dlon, ktora przybrala ksztalt pistoletu i to mial byc sygnal do podniesienia wizjera.
Tymczasem Pancho wystrzelila ze sluzy prosto w przestrzen.
La Guaira
Martin Humphries wygladal na rozdraznionego.
— Co jest smiesznego w Pasie Asteroid? Dan potrzasnal glowa.
— Nie, to nie jest smieszne. Tylko… Nie spodziewalem sie tego po panu. Ma pan opinie powaznego biznesmena.
— Wierze, ze tak jest w istocie — rzekl Humphries.
— Wiec prosze zapomniec o Pasie Asteroid — warknal Dan. — Bylem, widzialem. Za daleko, koszty znacznie przekroczylyby zyski.
— Ktos to juz zrobil — upieral sie Humphries.
— Raz — odparl Dan. — Ten swir Gunn. I o malo nie zginal.
— Ale ta asteroida byla warta prawie bilion dolarow, kiedy znalazla sie na orbicie okoloksiezycowej.
— Tak, a przekleta GRE przejela kontrole i doprowadzila Gunna do bankructwa.
— Tym razem do tego nie dojdzie.
— Czemu nie? GRE moze przejac dowolne zasoby sprowadzane na Ziemie. W tym celu powstala przeciez Globalna Rada Ekonomiczna — by kontrolowac caly nieuporzadkowany handel zagraniczny Ziemi.
Humphries usmiechnal sie chlodno.
— Z GRE sobie poradze. Prosze mi zaufac w tej kwestii. Dan przez dluga, trudna chwile patrzyl na mlodszego mezczyzne. W koncu potrzasnal glowa i odparl:
— To bez znaczenia. Nawet chetnie pozwolilbym GRE na wkroczenie do akcji.
— Tak?
— Do licha, tak. Zagrozenie ma skale globalna. Ktos musi przydzielac zasoby, kontrolowac ceny, dogladac tego, by nikt nie napchal sobie kieszeni pieniedzmi zarobionymi na tym kryzysie.
— Pewnie tak — rzekl powoli Humphries. — A mimo to, nadal jestem przekonany, ze na pozyskiwaniu surowcow w Pasie Asteroid mozna zarobic mase pieniedzy.
Kiwajac glowa, Dan przytaknal.
— Tam jest wielkie bogactwo, to nie ulega watpliwosci. Metale ciezkie, zwiazki organiczne, surowce, ktorych nie ma na Ksiezycu.
— Bogactwa, ktorych potrzebuje Ziemia, a za ktore GRE chetnie zaplaci.
— Surowce z asteroid — zastanawial sie Dan. — To powazne przedsiewziecie. Bardzo
— Dlatego wlasnie tu jestem. Astro Manufacturing ma wystarczajace srodki, by tego dokonac.
— Astro Manufacturing stoi na krawedzi bankructwa i pan doskonale o tym wie.
— Nie mowilem o srodkach finansowych — Humphries beztrosko machnal reka.
— Nie?
— Nie — wskazujac palcem smagana wichrem wieze startowa za oknem, Humphries rzekl: — Ma pan wiedze techniczna, zespoly wyszkolonych pracownikow, rakiety i infrastrukture pozwalajaca na loty kosmiczne.
— Ktora wysysa ze mnie wszystkie soki, bo rynek na loty sie kurczy. Ludzi nie stac na kupowanie elektroniki produkowanej na Ksiezycu, skoro z domu wygnala ich powodz i trzesienie ziemi.
Brwi Humphriesa uniosly sie pytajaco.
— Wiem, wiem — rzekl Dan. — Jest jeszcze rynek energii. Pewnie. Tylko, ile satelitow energetycznych mozna wyniesc na orbite? Dwakroc przekleta GRE wlasnie zalozyla szlaban. Teraz budujemy przedostatniego. Jeszcze te dwa i koniec.
Zanim Humphries zdolal spytac o powod, Dan podjal watek:
— Pieprzone Konsorcjum Energetyczne Azji poskarzylo sie, ze satelity energetyczne powoduja spadek ich cen. A po dwakroc przekleci Europejczycy ich poparli. Dobrze im zrobi, jak odmroza sobie tylki, kiedy Golfsztrom sie zalamie.
— Golfsztrom? — Humphries wygladal na zaskoczonego. Dan pokiwal ze smutkiem glowa.
— To jedna z prognoz. Efekt cieplarniany juz teraz wplywa na prady oceaniczne. Kiedy Gojfsztrom sie zalamie, Europa troche zmarznie; klimat w Anglii bedzie taki sam, jak na Labradorze.
— Kiedy? Jak szybko?
— Pewnie za jakies dwadziescia lat. Moze sto. Mozna pytac pieciu naukowcow i dostanie sie dwadziescia roznych odpowiedzi.
— To prawdziwa szansa — rzekl z ekscytacja Humphries. — Epoka lodowcowa w calej Europie. Prosze tylko pomyslec! Jaka to okazja!
— Bardzo zabawne — odparl Dan. — Ja myslalem o tym jak o katastrofie…
— Widzi pan tylko pusta polowe szklanki. Ja widze te pelna. Dan nagle zapragnal wyrzucic tego mlodego lowce okazji z gabinetu. Zamiast tego rozsiadl sie wygodnie w fotelu i mruknal:
— To jakas chora grecka tragedia. Globalne ocieplenie zamienia Europe w zamrazarke. Co za ironia.
— Mowimy o rynku energii — odparl Humphries, odzyskujac postawe. — A ksiezycowy hel-trzy?
Dan zaczal sie zastanawiac, czy jego gosc nie probuje go po prostu zmeczyc. Odparl niechetnie:
— Ledwo wystarcza na zaspokojenie lokalnych potrzeb. Nie ma wielu elektrowni opartych na fuzji, a jeszcze mniej pracuje — dzieki idiotom protestujacym przeciwko energii atomowej. A uzyskiwanie helu-3 z ksiezycowego regolitu nie jest tanie. Piecdziesiat czesci na milion moze wyglada dobrze dla chemika, ale nie daje oszalamiajacego wskaznika zyskow, zapewniam pana.
— Wiec potrzebny panu zastrzyk kapitalu, zeby zaczac kopac na asteroidach — rzekl Humphries.
— Pelna transfuzja — mruknal Dan.
— To sie da zrobic. Dan uniosl brwi.
— Naprawde?
— Ja moge dostarczyc kapital — rzekl po prostu Humphries.
— Mowimy o jakichs czterdziestu, piecdziesieciu miliardach. Co najmniej.
Humphries machnal reka, jakby odganial intruza.
— Na lot demonstracyjny tyle nie potrzeba.