Ben Bova

Urwisko

Na wspolczesnym obszarze tropikow i jego obrzezach zyje ponad polowa populacji swiata, liczacej miliardy ludzi. Wielu juz egzystuje na granicy przetrwania i jest uzaleznionych od pomocy zywnosciowej dostarczanej z „pasow zbozowych” bardziej umiarkowanych stref. Nawet mala zmiana klimatu (…) zmniejszylaby fizycznie ograniczenia geograficzne zbioru plonow (…). Pozostawiam Panstwa wyobrazni skutki, jakie taka zmiana klimatu mialaby dla wiekszosci ludzi.

Stephen Drury Stepping Stones: Evolving the Earth and Its Life

(…) niektorzy ludzie juz podjeli smiale, nowe wyzwanie, podboj kosmosu. To zdrowy objaw, wyrazny znak, ze niektorzy z nas nadal sa nieokielznanymi istotami, niechetnymi, by poddac sie udomowieniu w jakichkolwiek wiezach, nawet ograniczeniach przestrzennych powierzchni naszej planety.

Carleton S. Coon The Story of Man (Wydanie trzecie)

PODZIEKOWANIA

Dla Irvinga Levitta, rzadkiego skarbu posrod ludzi.

Dla Barbary, ktora wnosi do mego zycia piekno.

Specjalne podziekowania dla Jeffa Mitchella, prawdziwego specjalisty w dziedzinie rakiet; dla Chrisa Fountaina, metalurga i optymisty; oraz dla Lee Modesitt, ekonomistki z wyobraznia; prawdziwych przyjaciol.

Memphis

— Jezu — mruczal pilot. — Jezu, Jezu, Jezu.

Helikopter pedzil na polnoc, szarpiac, podskakujac miedzy postrzepiona ziemia w dole, a gruba warstwa szarych chmur klebiacych sie tuz nad nim, probujac trzymac sie autostrady miedzystanowej numer 55, od miedzynarodowego portu lotniczego Memphis do tego, co zostalo ze zniszczonego miasta.

Nie bylo widac skrawka autostrady; byla od horyzontu po horyzont zatloczona uciekinierami, samochody przesuwaly sie zderzak w zderzak, niekonczacy sie sznur samochodow, ciezarowek, furgonetek, autobusow, pieszych rojacych sie jak mrowki, przedzierajacych sie z mozolem odnogami drogi w zacinajacym, drobnym deszczu, kobiety pchajace dziecinne wozki, mezczyzni i chlopcy ciagnacy dwukolki wysoko zaladowane uratowanym z domow dobytkiem. Woda podchodzila pod obwalowania drogi, podnoszac sie nieprzerwanie, siegajac po nieszczesnikow porzucajacych swoje domy, swoje nadzieje, swoj swiat w rozpaczliwej probie ucieczki przed powodzia.

Dan Randolph poczul, jak paski uprzezy wpijaja mu sie w ramiona; patrzyl z przerazeniem przez okno ze swojego fotela za dwoma pilotami. Czul, jak boli go glowa, a zatyczki filtrow w nosie uciskaja. Prawie nie zauwazyl, jak helikopter trzesie sie i podskakuje na silnym wietrze; obserwowal gesty strumien uchodzcow pelznacy autostrada. To jak na wojnie, pomyslal. Tylko ze wrogiem jest Matka Natura. Juz powodz byla wystarczajaca katastrofa, ale trzesienie ziemi calkiem pognebilo ludzi.

Dan ponownie przylozyl do oczu elektroniczna lornetke i patrzyl, szukajac w tlumie zrozpaczonych, przemoknietych ludzi jednej twarzy, kobiety, po ktora tu przylecial. Niemozliwe. Tam musi byc pol miliona ludzi, pomyslal. Moze wiecej. Znalezienie jej to bylby cud.

Helikopter podskoczyl i opadl pod naporem naglego podmuchu wiatru, a lornetka bolesnie uderzyla Dana w czolo. Zaczal krzyczec cos do pilota i zauwazyl, ze wpadli w kolejna fale deszczu. Grube, ciezkie krople rozpryskiwaly sie o okna helikoptera i Dan prawie przestal cokolwiek widziec.

Pilot przesunal przezroczyste przepierzenie sanitarne, ktore odcinalo przedzial pasazerski. Dan stlumil w sobie nagla chec, by zasunac je z powrotem. Po co sterylne przegrody, jesli i tak sa narazone na kontakt z powietrzem z zewnatrz?

— Prosze pana, musimy zawrocic! — przekrzykiwal wycie silnikow pilot.

— Nie! — odkrzyknal Dan. — Musimy ja znalezc! Odwracajac sie w fotelu tak, by znalezc sie twarza w twarz z Danem, pilot wskazal palcem zalana woda szybe. — Panie Ran-dolph, moze pan mnie zwolnic, jak wyladujemy, ale nie zamierzam sie pakowac w cos takiego.

Usilujac zobaczyc cos za poruszajacymi sie wycieraczkami, Dan ujrzal cztery ciemne, przerazajace, lejkowate ksztalty wijace sie po drugiej stronie wezbranej Missisipi, pyl i odlamki unoszace sie wszedzie tam, gdzie dotknely ziemi. Wygladaly jak spiralne, wijace sie weze przemieszczajace sie po ziemi, niszczace wszystko, czego dotknely: budynki eksplodowaly, drzewa wylatywaly w powietrze z korzeniami, samochody fruwaly jak suche liscie, parki, osiedla mieszkaniowe, centra handlowe, wszystko zniszczone jednym uderzeniem bezlitosnego, bezmyslnego huraganu, rozniesione w strzepy calkowicie i bezlitosnie, jak uderzone pociskiem wroga.

Wrogiem jest Matka Natura, powtarzal Dan po cichu, tepo gapiac sie na nadciagajace tornada. Nie mogl nic zrobic i doskonale o tym wiedzial. Ich nie da sie kupic, przekupic, oswoic pochlebstwem, posiasc, grozba zmusic do posluszenstwa. Po raz pierwszy od czasow dziecinstwa Daniel Hamilton Randolph czul sie calkowicie bezsilny.

Zamknal przepierzenie i przeszukal kieszenie w poszukiwaniu antyseptycznego spreju; helikopter zawrocil, lecac w kierunku czegos, co kiedys bylo miedzynarodowymi lotniskiem; bylo to ostatnie polaczenie Memphis z reszta kraju. Powodz odciela elektrycznosc, zniszczyla mosty, pokryla drogi warstwa brazowej, blotnistej wody. Wieksza czesc miasta pozostawala pod woda od paru dni.

Potem przyszlo trzesienie ziemi. Solidna dziewiatka w skali Richtera, tak potezna, ze zrownala z ziemia budynki od Nashvil-le do Little Rock, a na polnocy az po St. Louis. Nowy Orlean byl pod woda od lat, bo podnoszacy sie poziom wod Zatoki Meksykanskiej zmienil linie brzegowa od Florydy po Teksas. Missisipi przekroczyla poziom powodziowy w okolicach Cairo i nadal rosla.

A teraz, przy braku srodkow lacznosci, milionach bezdomnych w niekonczacym sie deszczu, wstrzasach wtornych zdolnych obalic drapacze chmur, Dan Randolph szukal jedynej osoby, ktora cos dla niego znaczyla, jedynej kobiety, ktora kiedykolwiek kochal.

Poczul, jak lornetka wyslizguje mu sie z palcow i oparl glowe o fotel. To beznadziejne. Znalezienie Jane wsrod tych wszystkich ludzi…

Drugi pilot odwrocil sie w fotelu i zaczal stukac w przezroczyste przepierzenie.

— Co? — wrzasnal Dan.

Nie probujac nawet przekrzykiwac ryku silnikow, drugi pilot wskazal na sluchawke w helmie. Dan zrozumial i podniosl sluchawki, ktore rzucil na podloge. Spryskal je srodkiem antybak-teryjnym, kiedy je dostal, teraz jednak powtorzyl operacje.

Nalozyl je na glowe i uslyszal metaliczny, pelen trzaskow glos spikera wiadomosci:

— …bez watpienia zidentyfikowane jako zwloki Jane Scanwell. Byla pani prezydent, dziwacznym zrzadzeniem losu zostala znaleziona na Wyspie Prezydenta, gdzie najprawdopodobniej probowala pomoc rodzinie uchodzcow uciec przed wzbierajacymi wodami Missisipi. Ich lodz przewrocila sie, zostala porwana przez nurt i roztrzaskala sie o wystajace z wody drzewa.

— Jane Scanwell, piecdziesiata druga prezydent Stanow Zjednoczonych, zginela, probujac ratowac poszkodowanych wskutek powodzi i trzesienia ziemi na gruzach Memphis, stan Tennessee.

Вы читаете Urwisko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату