— I nie obchodzi mnie, co oni wszyscy mowia, ty do mnie wrocisz. Rozumiesz? Nie mozesz nie przyjsc na wlasne wesele.
— Rozumiem — odparl; jego glos dudnil we wnetrzu pancerza. — Wroce.
— Obiecujesz?
— Obiecuje.
— Jak nie przyjdziesz — powiedziala Wendy, znow glaszczac jego helm — dam ci w leb twoim wlasnym glockiem.
Dla podkreslenia tych slow postukala w pancerz, a potem ruszyla w dol szlakiem prowadzacym w glab doliny.
— Mila dziewczyna. Rozumiem, dlaczego chce sie pan zenic.
Tommy nawet nie zauwazyl, kiedy major stanal za nim. Od wrocil sie i spojrzal na oficera.
— Tak, sir — odparl. — Naprawde ja kocham. To milosc jeszcze z czasow liceum. Jak w filmie.
— Rozumiem. Ja poznalem Sharon na studiach, i kiedy sobie uswiadomilem, ze ona cos we mnie widzi… wydawalo mi sie, ze umarlem i trafilem do nieba.
— Ona… nie zyje, sir? — zapytal ostroznie Tommy.
— Tak. Byla poza swoim okretem — pracowala przy klamrze, ktora sie zaciela — kiedy z hiperprzestrzeni wyszedl B-Dek. Okret probowal odpalic system, nad ktorym pracowala. Rakiety, klamra, okret i moja zona, wszystko zniknelo w chmurze promieniowania i swiatla. Przy okazji, to bylo mniej wiecej wtedy, kiedy pan zakopywal sie pod Fredericksburgiem. — Major przerwal i poklepal Tommy’ego po plecach. — Dlatego powiedzialem, zeby pan korzystal, poki moze, synu. Nie ma zadnej gwarancji, ze ona nigdy pana nie zostawi. I nie ma gwarancji, ze pan nie zostawi jej.
— Nic sie jej nie stanie? — spytal Sunday. — To… to kurewsko duza bomba, przepraszam za wyrazenie, sir.
— Sklad, w ktorym byl sprzet, wytrzyma prawie wszystko — odparl O’Neal. — Nic jej nie bedzie. Zamkna drzwi, wezma hiberzyne i pojda spac, az ktos ich wykopie. Przeciez sam pan tak robil, prawda?
— Tak, to prawda. A co z nami?
— Slyszalem, ze zyje pan po to, zeby zabijac Posleenow — parsknal O’Neal. — Wobec tego mam dla pana dobra wiadomosc: nie zabraknie panu celow.
— Zgadza sie, zyje po to, zeby zabijac Posleenow, ale nie bede mogl ich zabijac, jesli oni mnie zabija.
— Coz, jestesmy przezbrojeni. I doladowani. A Kosiarze maja wiecej amunicji. Wrocimy i zrobimy to, co zawsze: bedziemy sie trzymac dotad, az nadejda posilki.
— Jak dlugo? — spytal cicho Tommy.
— Dobre pytanie. Mam nadzieje, ze ta cholerna SheVa porzadnie depnie na gaz.
Cally oparla karabin o ramie i wziela gleboki oddech.
Trzymala steyra AUG II, wersje 7.62x59 pospolitego AUG Bullpup. Bron miala wejsc do powszechnego uzycia przed pierwszymi masowymi ladowaniami i kilka sztuk pojawilo sie u zolnierzy sil specjalnych Stanow Zjednoczonych na chwile przed tym, jak inwazja zahamowala wszelki normalny handel. Dzieki swoim znajomosciom O’Nealowi udalo sie zalatwic jedna sztuke dla Cally i dziewczynka byla bardzo zadowolona, ze tak sie stalo. Karabin byl niniejszy i krotszy niz wiekszosc broni o kalibrze 7.62, wiec przy jej drobnej budowie ciala latwiej jej bylo sie nim poslugiwac, a wbudowany bufor redukowal odrzut do poziomu karabinka 9 mm. Cally strzelala wiec z niego dosc celnie, zwlaszcza kiedy miala lunete o zmiennym zoomie 3-9x.
Z rozmow z tata i dziadkiem wiedziala, ze najwazniejszym celem w posleenskiej kompanii jest Wszechwladca. Ma on wszystkie sensory, wiec kiedy sie go „zdejmie”, reszta kompanii moze polegac tylko na czujniku Galka Oczna Mkl. Poza tym w odpowiedzi na smierc Wszechwladcy i zburzenie zwyklego porzadku duza czesc normalsow po prostu rozlazi sie po okolicy, gdzie dziczeja. A wiec pierwszym celem ataku musi byc Wszechwladca.
Z drugiej jednak strony Posleeni byli bardzo twardzi; jesli zostali ranni, przestawiali sie po prostu na uklad rezerwowy i walczyli dalej. Zeby ich zabic, trzeba bylo trafic w serce albo mozg.
Problem polegal jednak na tym, ze Wszechwladca, z ktorym miala do czynienia, najwyrazniej przyswoil sobie koncepcje posleenskich tarcz i przez caly czas byl otoczony przez normalsow, tak wiec nie bylo nawet cienia szansy na trafienie go w serce. Mozg Posleena zas, podobnie jak u ludzi, miescil sie w glowie umieszczonej na dlugiej, ruchliwej szyi. A trafic w glowe bylo ciezko jak diabli.
Niestety, wszystko wskazywalo na to, ze byl to jedyny dostepny cel. Cally wypuscila wiec wolno powietrze i dotknela spustu.
Cholosta’an obserwowal swoje sensory. Wskazywaly, ze gdzies na kalenicy nad nim znajduje sie jakies elektroniczne urzadzenie. Mogl to byc jeden z losowo rozrzuconych czujnikow, ktore pozwalaly ludziom sledzic ruchy Posleenow. Jesli tak, nie trzeba sie nim przejmowac; w okolicy nie ma zadnych ludzi, ktorzy mogliby zareagowac.
Mogl to jednak byc czlowiek albo wielu ludzi z aktywna elektronika, na przyklad z radiem albo noktowizorem.
Sensory nie potrafily dokladnie okreslic polozenia sygnalu; byl tuz poza ich zasiegiem. Cholosta’an zerkal co chwila w gore, probujac wypatrzyc cel, dlatego wcale nie byl zaskoczony, kiedy sensory zawyly, ostrzegajac przed nadlatujacym pociskiem, i oolt’os po lewej stronie jeknal, trafiony w szyje.
Napastnik stal sie teraz wyraznie widoczny; byl to czlowiek uzbrojony w chemiczny karabin. Cholosta’an obrocil swoje dzialko plazmowe na wlasciwy wektor i wypalil, wiedzac, ze reszta jego oolt zrobi to samo.
Cally wcisnela sie w waska, szczeline w skale i zaklela pod nosem. Slyszala o tyra, jak Posleeni reaguja na ostrzal, ale slyszec a byc celem to dwie zupelnie rozne rzeczy.
Otaczajace ja skaly na szczescie wytrzymaly. Oczywiscie dymily i pekaly od trafiajacych je pociskow, ale wiekszosc ognia szla dolem i w lewo. Cally nie wiedziala, co przeszkadzalo Posleenom celnie strzelac, ale cokolwiek to bylo, ocalilo jej tylek. I byla za to wdzieczna.
Ale nie az tak bardzo, zeby jeszcze raz strzelac z tego samego miejsca. Kiedy ostrzal zelzal, przeczolgala sie, ukryta pod plaszczem maskujacym, za duzy glaz, aby zejsc Posleenom z linii ognia.
Pora znalezc sobie inne miejsce.
Cholosta’an wyslal jednego z oolt’os na wzgorze, zeby sprawdzil, czy znajdzie jakis slad snajpera, ale zanim normals dotarl do polowy drogi, rozlegl sie nastepny strzal i kolejny oolt’os zostal trafiony, tym razem prosto w serce.
— To sie robi nie do zniesienia — mruknal Cholosta’an i znow namierzyl snajpera. Nie wiedzial, dlaczego chybia, choc mial szczery zamiar wysledzic natreta i go zniszczyc.
— Na gore! — krzyknal, wskazujac ikone celownicza. — Brac go!
Ten czlowiek nie moze uciec; trzeba go zabic, zanim zacznie wzywac artylerie.
Aatrenadar prychnal, kiedy kolejna salwa artylerii przeorala jego ool’ondar. Ludzie byli gleboko okopani, a wiec nawet przy zmasowanym ogniu tysiecy Posleenow trzymali sie, stawiajac sciane zaporowego ognia z karabinow i karabinow maszynowych, podczas gdy ich przekleta artyleria grzmiala z gory.
Ludzie szybko zareagowali na nuklearny ostrzal, ktory zdziesiatkowal horde; natarli w niepowstrzymanej