Mitchell parsknal smiechem i pokiwal glowa.
— Zgoda, prawdopodobnie bedziemy mieli klopoty za przejechanie kosciola. Przedzwonie do dywizji i dowiem sie, czy nie mogliby zabrac nam z drogi troche swoich chrupkow.
— Tak jest, sir. — Chwila przerwy. — Wystrzelalismy wiezyczki od jeden do szesciu i dwanascie. Pozostale nie maja pola ostrzalu.
— Ile potrwa przeladowanie? — spytal Mitchell, patrzac w bok na machajacego do niego cywilnego projektanta.
— Jeszcze jakies trzy minuty, sir — odparla Chan. — Strzelamy o wiele szybciej niz jestesmy w stanie ladowac.
— Chwileczke — powiedzial Mitchell, wylaczajac fonie interkomu i marszczac brew na widok coraz gwaltowniej szych gestow Kilzera. — O co chodzi?
— Obroccie wieze — powiedzial Kilzer.
— Juz obrocila — odparl jadowicie Mitchell i przerwal. — O Jezu.
— Niech sie pan nie przejmuje — powiedzial Kilzer, machajac reka. — Obmyslalem to dluzej niz pan.
— No to jak, szefie, mam obrocic wieze? — parsknal smiechem Pruitt.
— Major Chan. — Mitchell znow wlaczyl interkom. — Obrocimy wieze tak, zebyscie mogli uruchomic reszte dzialek.
Odczekal chwile, potem sie usmiechnal.
— Jesli wlasnie wali pani glowa w panel sterowania wieza, niech sie pani nie przejmuje. Ja tez to robie.
— Dziekuje, sir — odpowiedziala Chan i Pruitt wcisnal odpowiednie przyciski.
— Powoli, Pruitt — powiedziala Chan, przelaczajac sie na czestotliwosc kompanii. — Wieza Piec, teraz ty. — Struga ognia przemknela nad pobliska kalenica. — Chce sprobowac zalatwic teren po drugiej stronie.
Kiwnela glowa, kiedy wieza SheVy zaczela sie obracac. Pruitt najwyrazniej dobrze wyczuwal ogien MetalStormow nawet w grubo opancerzonej kabinie sterowania, i obrocil wieze zaraz po tym, jak Piatka skonczyla strzelac. Nastepnie zrobil to samo, kiedy skonczyla Szostka. A wiec major mogla sie nie martwic.
Wystawila glowe z wlazu i przygladala sie, jak Glenn steruje ladownikiem. Na pokladzie SheVy za wiezyczka zamontowane byly cztery pakiety, trzy czterdziestki i jedna stopiatka. Ladownik byl obrotowym wozkiem widlowym. Kiedy juz zlapal za specjalne uchwyty na dnie pakietu, co bylo najtrudniejszym etapem ladowania, Glenn wciskala przycisk „sekwencja ladowania” i ladownik unosil wielotonowy pakiet w gore, a potem ostroznie opuszczal go w uchwyty broni. Kiedy pakiet byl juz na swoim miejscu, bron wpuszczala poziome i pionowe trzpienie i caly system byl juz gotowy do strzalu.
Proste. Tak proste, ze wszystkie wieze byly zaladowane, zanim przyszla kolej na Dziewiatke. Pytanie brzmialo tylko, czy kontynuowac ostrzal.
We wnetrzu SheVy znajdowaly sie kolejne pakiety, ale wydobycie ich wymagaloby dzwigu i kogos, prawdopodobnie Pruitta, kto potrafilby go obsluzyc. To zas oznaczalo okolo godziny na uzupelnienie podrecznych zapasow amunicji, dlatego Chan nie bardzo chciala wystrzelac wszystko na oslep.
— Pulkowniku Mitchell — powiedziala, przechodzac z powrotem na interkom. — Proponuje dac im klapsa stad, a potem albo ruszyc naprzod, przez grzbiet, albo jechac w strone Franklin.
Mitchell zalowal, ze pozwolil Kitteket odejsc. Bardzo by mu sie przydal ktos, kto moglby sie zajac lacznoscia. SheVy nie komunikowaly sie zbyt czesto. Zazwyczaj pozostawaly w jednym miejscu albo poruszaly sie wedlug ostroznych wyliczen i koordynat miejscowych dowodcow, ktorzy dysponowali nimi jako uzupelnieniami. Rozkazy operacyjne, rozkazy przemieszczenia sie i w ogole cala lacznosc odbywala sie z kilkudniowym wyprzedzeniem, w przeciwnym bowiem razie SheVom zdarzalo sie rozjechac takie przeszkody, jak umocnienia, kwatery glowne albo nawet caly logistyczny „ogon” dywizji. Nie bez powodu zalogi SheVy okreslaly wszystko, wlacznie z „pomniejsza” bronia pancerna, jako „chrupki”.
W czasie bitwy o Doline Tennessee Mitchell mial, jak zdazyl sie zorientowac, niezalezne dowodztwo podlegajace kwaterze glownej Armii, a to oznaczalo, ze znajdowal sie poza petla decyzyjna miejscowej dywizji. Musial wiec czesciej niz inni dowodcy korzystac z radia. A tymczasem byl to dla niego wielki problem.
— Zaczekaj, Vickie — powiedzial, przelaczajac sie na inna czestotliwosc. — Whiskey Piec Echo Szesc- Cztery, tu SheVa Dziewiec. Odbior.
— SheYa Dziewiec, nie macie autoryzacji w tej sieci.
— Echo Szesc-Cztery, bardzo sie ciesze, ze tak dbacie o bezpieczna lacznosc. Sek w tym, ze za chwile ruszamy do przodu, i jesli sie nie skoordynujemy, przejedziemy jakies dwie kompanie waszych zolnierzy. Odbior.
Pulkownik znalazl sie w sieci dowodzenia dywizji, a powinien byl trafic na siec wsparcia. Ale Mitchell nie znal wlasciwej czestotliwosci; mial tylko pospiesznie nagryzmolona notke „miejscowa dywizja” i czestotliwosc.
— SheVa Dziewiec, potwierdz Victor Foxtrot.
— Sluchaj no, cala ta cholerna siec jest inwigilowana, jesli nikt wam jeszcze o tym nie powiedzial. W tym rowniez ten SOI. Poza tym nie mam waszego SOI, wiec przykro mi, ale nie moge potwierdzic. Jestesmy ta wielka kupa zelastwa na wzgorzu przy Green’s Creek. Jak sie dobrze przyjrzycie, zobaczycie na burcie napis „SheVa Dziewiec”, a na przodzie rysunek wielkiego krolika. Za chwile przejedziemy po waszym batalionie, wiec moze darujmy sobie te lacznosciowe gierki!
— SheVa Dziewiec, tu Grizzly Szesc. Odbior.
Glos byl szorstki, z lekkim akcentem. Pasowal do kryptonimu.
— Grizzly Szesc, tu SheVa Dziewiec. Odbior.
Szesc oznaczalo dowodce. Mitchell mial nadzieje, ze dowodce jednostki, ktora za chwile mieli przejechac, a wiec jest szansa, ze chrupki usuna sie z drogi.
— Macie racje, SOI jest infiltrowany. Ale to nie znaczy, ze wy to wy. Obroccie wieze w te i z powrotem.
— Chwila, Grizzly, wlasnie konczymy salwe. — Mitchell wyciszyl radio i spojrzal na Pruitta. — Pruitt, na czym stoimy?
— To byla Osemka. Koniec. Vickie chce zostawic sobie reszte amunicji.
— Dobra, poruszaj troche wieza w te i z powrotem. I nigdy wiecej nie nazywaj jej przy mnie Vickie.
— Robi sie, szefie — odparl dzialonowy, wzruszajac ramionami. Wcisnal pare przyciskow. — Czemu to mialo sluzyc?
— Nie mam pojecia — odparl dowodca — ale przynajmniej znow rozmawiamy z miejscowymi. — Wlaczyl mikrofon i wzial gleboki oddech. — Grizzly Szesc, zrobilismy to, co chcieliscie.
— Potwierdzam i witamy w sieci. Przygotowanie tych ludzi do wymarszu zajmie mi przynajmniej dziesiec minut. Dokad chcecie jechac?
— Do siodla na kalenicy, na wprost kosciola baptystow w Savannah. Koordynaty: polnoc 391111, wschod 293868.
Mitchell nie zastanawial sie juz nad tym, ze jego odpowiedz zabrzmiala dziwnie. Koordynaty podawano na podstawie linii na mapach, i im wiecej cyfr uzyto, tym dokladnosc polozenia byla wieksza. Osiem cyfr oznaczalo dokladnosc do jednego milimetra. A wiec wlasnie podal swoja pozycje z dokladnoscia do jednego metra. Dla czolgu stumetrowej szerokosci!
Normalnie w wojsku uzywano do okreslenia pozycji co najwyzej szesciu cyfr. Kiedy wiec Mitchell podawal polozenie w koordynatach dwunastocyfrowych, czesto slyszal rozne uwagi, ale on zawsze mial na to prosta odpowiedz: dalmierz dzial SheVa podaje pozycje w koordynatach dwunastocyfrowych.
Sam nie wiedzial, dlaczego — moze powinien zapytac o to Kilzera? — ale cyfr bylo dwanascie. Kiedy czlowiek widzi cyfry, ma do wyboru dwie rzeczy. Moze je zaokraglic do normalnych, szesciocyfrowych koordynat albo po prostu przedyktowac je z ekranu. Zaokraglanie nie bylo trudne, trwalo kilka sekund, ale czesto w samym