srodku pojedynku ogniowego rozpraszalo. Dlatego wlasnie Mitchell po prostu odczytywal te cholerne dane z ekranu.

— Zrozumialem, SheVa — odparl po chwili dowodca. — Nie ruszajcie sie, dopoki sie znowu nie odezwe.

— Przyjalem i uprzedzam, ze mam zamiar po salwie z tej pozycji wycofac sie, a potem wyjechac z tej strefy. Wolalbym nie omawiac tego na otwartym kanale. Prosze, uprzedzcie odpowiednie osoby. Odbior.

— Zgoda. Po waszej salwie idziemy na obiad.

— Przyjalem, Grizzly.

— Grizzly Szesc. Bez odbioru.

— Czy ktos z was wie, kto to byl? Dowodca batalionu czy kto? — zwrocil sie do swojej zalogi Mitchell.

— W tej okolicy jest sto czterdziesta siodma dywizja piechoty — odparl Kilzer, nie podnoszac wzroku znad swojego notesu. — Ma w logo niedzwiedzia grizzly.

— O cholera — jeknal Mitchell. — To byl dowodca dywizji?

* * *

Arkady Simosin dostal druga szanse.

Niewielu dowodcow korpusu, ktorzy stracili osiemdziesiat procent swoich ludzi, dostawalo druga szanse. Wiekszosc z nich dowodzila potem co najwyzej kompania porzadkowa, a wiec powinien sie cieszyc.

Po Waszyngtonie zostal zdjety ze stanowiska i zdegradowany do stopnia pulkownika. Jedynym powodem, dla ktorego nie wyrzucono go w ogole z Armii, bylo to, ze komisja sledcza uznala hackerski atak na korpusny system artyleryjski za niemozliwy do przewidzenia, i stwierdzila, ze korpus mial bardzo niewielu oficerow wyszkolonych w nowoczesnych technikach. Simosin trafil wiec jako pulkownik do biura planowo-szkoleniowego sztabu operacyjnego Trzeciego Zgrupowania Armii.

Potem znow staral sie o awans na generala brygady. Trzy razy. Pierwsze dwa razy poszlo nie po jego mysli; oficerowie komisji awansow uznali go za nie nadajacego sie na generala. Za trzecim razem jednak przeszedl. Dawniej mozna bylo probowac tylko jeden raz, ale ze wzgledu na trwajaca wojne, kiedy nawet generalowie byli czasem ofiarami Posleenow, zasady troche zlagodzono.

Simosin zostal w sztabie Armii, a potem zostal przeniesiony do korpusu Asheville, kiedy wyszlo na jaw, ze jedyna troska jego biura bylo wlasne przezycie.

W Asheville nie bylo latwo. Od kilkuset dni piec dywizji bezustannie walczylo na froncie. Z wyjatkiem kilku miast-fortec na rowninach, Ashevilie bronilo sie chyba najbardziej zazarcie. Ladownikom, C-Dekom i Minogom udalo sie pokonac Centrum Obrony Planetarnej, a nawet wyladowac w obrebie umocnien. Bezustannym problemem byly sondujace ataki, najczesciej pojedynczych Wszechwladcow, ktorzy albo byli tak glupi, ze nie wiedzieli, na co sie porywaja, albo cierpieli na przerost ambicji.

A wiec jednostki, ktore staly na liniach — zazwyczaj trzy z pieciu dywizji — mialy bardzo malo odpoczynku i prawie zero szkolenia. Z kolei dwie pozostale jednostki traktowaly fakt pozostawania na tylach jako przyzwolenie na nieograniczone opierdalanie sie. Co prawda dwie trzecie, czasu na tylach bylo przeznaczone na „uzupelnienie i odswiezenie sil”, ale reszte czasu zolnierze mieli poswiecac na szkolenia: prace nad indywidualnymi umiejetnosciami, oficerskie „taktyczne cwiczenia bez zolnierzy” i taktyczne cwiczenia malymi oddzialami.

Zamiast tego oficerowie wszystkich dywizji odwalali papierkowa robote i pozwalali swoim oddzialom opieprzac sie.

Stalo sie to oczywiste co najmniej rok wczesniej, kiedy niewielka grupa Posleenow zajela pozycje na Butler Mountain i zaczela nekac ogniem sily pomocnicze. Aby ich stamtad przepedzic, wyslano najpierw batalion, potem brygade, a w koncu cala dywizje jednostek „uzupelniajacych i odswiezajacych sily”. Dowodzacy Posleenami Wszechwladca byl do tego stopnia zawziety i cwany, ze odbudowal pozycje obronne i je zajal, ale do wypedzenia go stamtad nie nalezalo angazowac az calej dywizji. Gdyby zas ktorakolwiek z posleenskich jednostek w okolicy wpadla na pomysl, zeby go wesprzec, Asheville mogloby upasc.

Oficer operacyjny i dowodca korpusu zostali odwolani, a nowy operacyjny zazyczyl sobie Arkady’ego. Simosinowi powierzono dokonanie oceny indywidualnego szkolenia jednostek.

To, co zastal, bylo jeszcze gorsze niz sie spodziewal. Cale oddzialy nie mialy nawet skalibrowanych celownikow broni. W parku maszyn staly transportery opancerzone dla dwoch brygad, ale zadna z nich od trzech lat nie cwiczyla.

Pierwsza rzecza, jaka zrobil, bylo obciecie do jednej trzeciej czasu na „uzupelnienia i odswiezenie” na tylach. Wiedzial, ze to nie wystarczy, ze jednostki beda wracaly zmeczone na front, ale dopoki nie naucza sie na nowo, jak byc zolnierzami, odpoczynek musi zaczekac.

Potem za zgoda oficera operacyjnego zaczal sprawdzac, ktore raporty byly prawdziwe, a ktore byly tylko wytworami fantazji dowodcow oddzialow. Czesc z nich odwolano, inni obrazili sie na dlugi czas. No trudno. Chodzilo o to, zeby sie upewnic, ze zolnierze beda gotowi walczyc, a nie tylko siedziec na swoich pozycjach i czekac, az Posleeni sami nadzieja sie na automatyczne systemy obronne.

Cwiczenia kondycyjne, cwiczenia z bronia, cwiczenia taktyczne, taktyka malych oddzialow i piechoty zmechanizowanej, wszystko to naraz ruszylo. A oprocz tego testy majace sprawdzic bieglosc wykonywania podstawowego zadania zolnierzy, czyli obslugi automatycznych systemow obronnych Muru.

Powoli, biegajac co najmniej osiemnascie godzin dziennie przez blisko poltora roku, Simosinowi udalo sie doprowadzic czesc jednostek do stanu, w ktorym mogly dwiema rekami znalezc wlasna dupe. Jedna z tych, ktore nadal nie mogly, byla sto czterdziesta siodma dywizja.

Oczywiscie to nie byla jego wina. Za kazdym razem, kiedy dywizja wracala na Mur, ponosila potezne straty. Podczas gdy inne jednostki mialy piec, dziesiec procent zabitych i rannych w masowych atakach, ona ponosila straty rzedu trzydziestu, czterdziestu czy nawet piecdziesieciu procent. Nieustannie potrzebowala wiec rekrutow, a rekruci zawsze przychodzili nie doszkoleni.

Kiedy sto czterdziesta siodma po raz drugi przeszla cykl odpoczynku, cwiczen i uzupelnien, Arkady pojechal razem z zolnierzami na Mur. Jednostka opuscila tyly z rekrutami, ktorzy, jak Simosin dobrze wiedzial, ledwie zaznajomili sie z obsluga wlasnej broni. Zamiast jednak natychmiast po dotarciu na miejsce rozpoczac cwiczenia, dywizja przycupnela w miejscu jak gromada slimakow. Kilku rekrutow, z ktorymi general rozmawial, wiedzialo tylko tyle, ze nie maja pojecia, jak walczyc z Posleenami z tak ciezko ufortyfikowanych pozycji. „Weterani” natomiast byli zdania, ze nowych nie warto szkolic; wiekszosc z nich i tak polegnie w pierwszym ataku. Po co sie wiec przemeczac?

Oczywiscie oni nigdy nie byli niczemu winni.

Jeden z niewielu wojskowych aforyzmow, ktore Arkady uwazal za wiecznie zywe, brzmial: „Nie ma zlych regimentow, sa tylko zli oficerowie”. Slowo szepniete do ucha oficerowi operacyjnemu wystarczylo, zeby oficer odpowiedzialny za „biezace cwiczenia” zaczal zwracac baczniejsza uwage na metody szkoleniowe sto czterdziestej siodmej.

Jesli ktos nauczyl sie czytac Posleenom w myslach, to na pewno nie byl to oficer wywiadu korpusu Asheville. Marshall byl przyzwoitym facetem, ale taktyka Posleenow przekraczala jego mozliwosci pojmowania, tak samo jak jego analitykow. Tego dnia Arkady wpadl na codzienne zebranie, zeby popatrzec, jak jego sztabowcy wyglaszaja swoje kazania. Pokazywal sie tam od czasu do czasu, wyznajac zasade „ufaj i sprawdzaj”; bylo to rozsadne podejscie zarowno w dowodzeniu, jak i w dyplomacji atomowej.

Mlody podpulkownik wywiadu — wszyscy wygladali po odmladzaniu jak dzieci, ale ten mial najwyzej trzydziesci piec, moze czterdziesci lat — wlasnie skonczyl swoja prezentacje, w ktorej dowodzil, ze „tylko dwa z trzydziestu pieciu wskaznikow zapowiadaja wiekszy atak Posleenow w przyszlym tygodniu”. Innymi slowy, wszyscy moga wyciagnac sie brzuchem do gory i zrelaksowac. Nastepnie facet od korpusnej artylerii zaczal im serwowac cotygodniowa dawke relanium w postaci niezliczonych kolumn mniej lub bardziej niezrozumialych liczb.

— Srednie dzienne zuzycie luf na baterie w ciagu ostatniego miesiaca wykazywalo tendencje znizkowa, podczas gdy wskaznik zuzycia standardowych typow amunicji szczesliwie rosl. Na podstawie sporzadzonej przez wywiad analizy zamiarow Posleenow mozemy stwierdzic, ze prawdopodobnie zaczniemy wyprzedzac krzywa zuzycia luf za nie wiecej niz trzy miesiace. W ostatnim kwartale zaobserwowano wsrod drugorzednego personelu technicznego znaczne postepy w zakresie analiz naprezen trzpieni.

Wszystko to mowil cichym, monotonnym glosem. Artyleria zawsze przysylala tego samego czlowieka, i byl to jeden z powodow, dla ktorych wiekszosc starszych stopniem oficerow unikala codziennych zebran jak

Вы читаете Doktryna piekiel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату