posleensku.

— Tak, to ja — odparl Tulo’stenaloor. Nagle z zarosli dookola zaczeli wyskakiwac ludzie z bronia wycelowana w jego obstawe. — Kim jestes?

— Jestem Indowy Aelool — odparla mala istotka i ukazala w bardzo drapieznym usmiechu wszystkie zeby. — Chcialbym ci zlozyc propozycje nie do odrzucenia.

* * *

— Co teraz? — spytala Elgars oficera przydzialowego.

Mezczyzna byl niski, otyly, lysiejacy i najwyrazniej nie mial ochoty tracic czasu na zolnierzy, ktorzy zgubili swoje jednostki.

— Na razie przydziele pani pojedyncza kwatere oficerska — odparl — a obu podoficerow umieszcze w kwaterach podoficerow. Potem wysle do administracji zapytanie, co mam z wami zrobic. Dopoki nie bedziemy wiedzieli, prosze sie trzymac w poblizu.

Podal kazdemu z nich kartke papieru i wskazal drzwi.

— To bylo… — powiedziala Elgars, kiedy szli korytarzem. Kwatera glowna korpusu Asheville sprawiala wrazenie, jakby wszyscy potracili glowy. Wraz z powrotem Floty polowa zolnierzy spodziewala sie natychmiastowego przeniesienia, nagle nikt juz nie wiedzial, co przyniesie przyszlosc, a na swoj sposob bylo to gorsze nawet od Posleenow.

— Obcesowe — dokonczyl Mosovich, otwierajac szarmanckim gestem drzwi. — Kiedy wykonuje sie takie dorywcze roboty, czlowiek przyzwyczaja sie do tego, ze rzadko dostaje podziekowania, a na co dzien wszyscy go ignoruja. To, czy zadanie bylo trudne i czy dobrze sie je wykonalo, zwykle nikogo nie obchodzi.

— Co teraz, szefie? — spytal Mueller.

— Jesli pani kapitan wolno sponiewierac sie publicznie z dwiema lajzami z zaciagu, proponuje znalezc jakis bar i porzadnie sie spic — odparl sierzant.

— Dobry pomysl — stwierdzila Elgars, patrzac w strone bramy. — Za mna!

I ruszyli; obaj mezczyzni z trudem dotrzymywali kapitan kroku.

— Ostatnio wydaje sie pani… jakby bardziej pelna.

— Rzeczywiscie czuje sie pelna — odparla z usmiechem Elgars. — Od kilku dni nie zmienia mi sie osobowosc, czuje sie tak, jakbym po raz pierwszy, odkad sie obudzilam, byla soba.

— A wie pani, kim pani jest? — zapytal ostroznie Mosovich.

— Aha.

— Kim?

— Annie Elgars — odparla stanowczym tonem. — Po prostu Annie.

Mosovich pokrecil glowa i przez chwile przygladal sie kobiecie, a potem westchnal, jakby wlasnie dowiedzial sie o smierci przyjaciela.

— Tak, pora paskudnie sie spic, ma’am.

* * *

Pulkownik Garcia wysiadl z windy osobowej, krecac glowa jak lekarz, ktory wlasnie ma powiedziec rodzicom, ze maly Timmy nie wroci do domu.

— Niewiele mozemy zrobic, pulkowniku — powiedzial do Mitchella, patrzac na pozostalych. Cala zaloga SheVy plus Kilzer i major Chan zebrala sie, zeby uslyszec wiesci.

— Maszynownia jest zasypana granulkami — ciagnal Garcia — i jest potwornie goraca. Do tego dochodza uszkodzenia z bitwy. Biorac pod uwage, ze wiekszosc SheV ma byc wycofana z uzycia, zdejmiemy z niej MetalStormy i wszystko, co sie da uratowac, rozbroimy armate, a potem oblepimy ostrzezeniami o promieniowaniu. Cala okolica jest tak goraca, ze i tak pewnie bedzie zamknieta.

Mitchell westchnal.

— Mialem nadzieje na cos lepszego, ale… — Popatrzyl na gore metalu, ktora przez ostatnie kilka dni byla ich domem, i pokrecil glowa. — Co teraz?

— Odpoczynek — zaproponowal Garcia.

— Zrobi sie — odparl Mitchell. Spojrzal na Indy i Chan, po czym wzruszyl ramionami. — Drogie panie, przypuszczam, ze w Asheville jest klub oficerski, ktory wlasnie nas wzywa. Czy moge postawic paniom drinka? Na pewno znajdziemy sobie jakis transport.

— Hej, a co z nami? — spytal Pruitt, wskazujac Reevesa. — Odjedzie pan sobie w kierunku zachodzacego slonca, zabierze dziewczyny i zostawi nas na srodku radioaktywnej pustyni?

— Pruitt, pierwszym obowiazkiem oficera jest zadbac o swoich ludzi — odparl powaznie Mitchell, obejmujac ramionami chorazego i pania major. — Ty i Reeves macie czterodniowa przepustke. Zameldujecie sie w kadrach sto czterdziestej siodmej za cztery dni. Nie jezdzijcie po pijanemu. To wszystko, jesli chodzi o omowienie warunkow bezpieczenstwa na przepustce. Bawcie sie dobrze.

Odwrocil sie i ruszyl w strone pobliskiego parku pojazdow.

— No to kicha — warknal Reeves. — Gdzie sie mamy podziac, do cholery?

— Za nimi — powiedzial Pruitt, widzac wchodzaca na wzgorze major LeBlanc. — I to jak najszybciej!

Kilzer zauwazyl ja mniej wiecej w tej samej chwili i rozejrzal sie w panice. Znajdowala sie w polowie drogi miedzy nim i pojazdami, a powrot do SheVy bez kombinezonu antyradiacyjnego bylby samobojstwem. Ale i tak przyszlo mu to na mysl. Podejrzewal, ze straci jaja, wiec rownie dobrze moglo sie to stac na skutek stosunkowo bezbolesnego napromieniowania.

— Aaa, pan Kilzer — powiedziala major, podchodzac i biorac sie pod boki. — Poswieci mi pan chwilke?

— Tak, prosze pani — odparl Paul.

LeBlanc spojrzala na jego dlonie odruchowo zaslaniajace krocze.

— Nie zamierzam kopac pana w jaja — powiedziala, krecac glowa, a potem, kiedy sie usmiechnal i opuscil rece, kopnela go.

— Och! — zawolala, kopiac go jeszcze raz, kiedy juz lezal na ziemi. — Przepraszam! Pomylilam sie! Chcialam powiedziec „Zamierzam kopac pana w jaja!”. Nie wiem, skad sie tam wzielo to „nie”! Moze to uboczny skutek napromieniowania?

— Aaa! Przepraszam! To byla pomylka!

— Tak, wiem, ze pan przeprasza. — LeBlanc odsunela sie i pokrecila glowa. — Niech pan wstaje, wyglada pan jak dziecko, skamlac tak i sciskajac sie za jaja.

— A nie kopnie mnie pani znowu? — jeknal Kilzer.

— A nie bedzie pan aroganckim dupkiem?

— O cholera:

— Wstawaj, postawie ci drinka.

— Naprawde, mnie juz pani nie kopnie? — spytal Kilzer, podnoszac sie z trudem na jedno kolano. — Obiecuje pani?

— Tak, chyba ze znow cos spieprzysz.

— Cholera.

* * *

— Musimy przestac tak sie spotykac — powiedziala cicho Wendy.

— Ile razy widzialas mnie na warsztacie, raz? — spytal Tommy z wnetrza zbiornika. Byl caly zanurzony w czerwonym roztworze, a wokol ust i nosa tworzyla mu sie banka powietrza. Usmiechnal sie i wskazal swoj bark otoczony ciemniejsza, mniej przejrzysta chmura. — Szkoda, ze nie moga mi powiekszyc fiuta!

— Nie potrzeba — powiedziala Wendy, nagle postrzegajac zbiornik jako przestarzala technologie. Dla wiekszosci ludzi byla to magia zdolna do regenerowania konczyn i leczenia wszystkich ran, oprocz smiertelnych, ale ona widziala prawdziwa magie, dla ktorej nawet smierc nie byla bariera nie do przebycia.

— Wyjde stad za pare dni — powiedzial Tommy. — Szykuje mi sie przepustka, ale potem, skoro Flota wrocila, nie wiem, co z nami zrobia. Tak czy inaczej, tak sobie myslalem… Chcesz za mnie wyjsc?

Вы читаете Doktryna piekiel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату