- Niewazne - mruknalem.

Nie widzialem powodu, aby informowac go o moich perypetiach z Siwym i tlumaczyc, ze sam nieraz zasypialem kamiennym snem po tym, jak moj zastepczy tatus skonczyl swoje zabiegi wychowawcze. Malej co prawda nikt nie bil, ale niewatpliwie przezyla silny stres.

Wyciagnalem wolna reke po choragiew i gestem przywolalem kobiete blizej.

- To sztandar Michala Archaniola, patrona wojownikow - poinformowalem. - Bezcenna relikwia. Kazdy, kto ja pocaluje, zostanie w szczegolny sposob poblogoslawiony. Zasluzylas na to - odruchowo przeszedlem na „ty”.

Powoli zaczynalem przejmowac zle nawyki mojego nauczyciela, tak samo jak Davidoff poufale traktowalem osoby budzace moja sympatie, do innych odnosilem sie z chlodna rezerwa.

- Nie moge - jeknela. - Nie jestem godna.

- Podejdz - nakazalem. - Nie moglas w zaden sposob zapobiec temu, co sie stalo - oznajmilem dobitnie. - Robilas wszystko, aby uratowac dziecko, tak jak powinna to zrobic matka. Nie obciazaja cie cudze grzechy!

Powoli, niepewnie kobieta opadla na kolana i ucalowala sztandar. Oparla glowe o skraj lozka i rozszlochala sie rozpaczliwie. Dyskretnie wyprosilem reszte towarzystwa z pokoju, wyszli bez slowa.

- Jak ci na imie? - spytalem.

- Marina - odparla, przywierajac ustami do mojej reki. - Dziekuje - szepnela.

Zmieszany pogladzilem ja po twarzy, uwazajac, zeby nie obudzic dziecka.

- Beda mnie teraz uwazac za dziwke - stwierdzila beznamietnym, wypranym z wszelkich emocji tonem. - A moja corka…

- Nie! - przerwalem jej stanowczo. - Co prawda wiekszosc ludzi to banda koltunow i skurwysynow, ale tym razem tak nie bedzie. Tyle moge dla ciebie zrobic, z koszmarami bedziesz musiala poradzic sobie sama.

- Jak mozesz mi pomoc?

Miala blada, opuchnieta od placzu i bezsennosci twarz, jednak emanowala kobiecym wdziekiem. Nie byla skonczona pieknoscia, ale mozna bylo miec calkowita pewnosc, ze zaden mezczyzna nie minie jej obojetnie. Niestety, nie zawsze byla to zaleta…

- Nie moge, nie ja - odpowiedzialem szczerze. - Oleg! - zawolalem nieglosno.

Spiaca dziewczynka zamruczala, poruszajac sie niespokojnie. Dzuma wszedl bez pukania, musial czekac przed drzwiami.

- Marina boi sie, ze dobrzy ludzie oglosza ja kurwa, mozesz to jakos zalatwic? Jakis wywiad w telewizji, pochlebny artykul w prasie? Sam wiesz, jak to sie robi.

Rosjanin obrzucil mnie ponurym spojrzeniem, nie wygladal na zachwyconego. Kiedys Anna wspomniala, ze jej brat ma dwa doktoraty, w tym jeden z zakresu wojny psychologicznej.

- Chyba cie… - Przygryzl wargi, najwyrazniej hamujac sie z trudem. - Myslisz, ze moge pokazac twarz przed kamerami?!

- W kominiarce bedziesz wygladal jak prawdziwy macho - wyjasnilem. - Taki, co to nie wejdzie do kibla, zanim nie wrzuci tam granatu…

Marina zachichotala niepewnie, a Dzuma wywrocil ostentacyjnie oczyma.

- Jesli sie nie zamkniesz, kaze zainstalowac ci cewnik - zagrozil. - Moze cos bede w stanie zrobic, ale niczego nie obiecuje - zwrocil sie do Mariny. - Psychika tlumu i opinia publiczna to dosc skomplikowane sprawy, mozna je ksztaltowac, wplywac na nie, lecz efekty nie zawsze sa zadowalajace.

- Uda ci sie - ziewnalem. - A teraz daj mi telefon, chcialbym…

- Spij, zasniesz i obudzisz sie wypoczety.

Dopiero teraz zauwazylem, ze od dluzszej chwili wodze wzrokiem za srebrnym zegarkiem na lancuszku, ktorym na pozor bezcelowo bawil sie brat Anny. Opadly mi powieki, ktos zabral z moich ramion spiace dziecko. Zasnalem.

Obudzilem sie kilka godzin pozniej, czujac znajomy zapach. Na moim lozku siedziala Malgorzata, trzymajac mnie za reke.

- Skad sie tu wzielas? - wymamrotalem oszolomiony.

- Z samolotu, potem lecialam helikopterem - odparla z dziwna, na poly dziecieca logika. - Zalatwilam sobie wolne na uczelni i postanowilam cie odwiedzic - dodala, otrzasajac sie z zamyslenia. - Gdy jestem przy tobie, cos mi sie robi z mozgiem…

- Co takiego?

- Niewazne. - Skrzywila sie lekko.

Drzwi separatki otworzyly sie z trzaskiem i stanal w nich starszy, otyly mezczyzna w lekarskim kitlu. Wszedl do pokoju i usiadl bez slowa naprzeciwko lozka.

- Slucham, doktorze? - odezwalem sie uprzejmie po rosyjsku.

- Gadajcie sobie. - Machnal reka. - I tak nie rozumiem po polsku, jestem tu, by zapobiec komplikacjom natury medycznej.

- Komplikacjom? - Nie zrozumialem.

- Najmniejsze poruszenie panskiej nogi moze zepsuc moja robote - wyjasnil.

- Moze jestem oszolomiony narkotykami albo po tym, jak mnie ten gnojek Dzuma zahipnotyzowal, ale nadal nie wiem, o co chodzi - stwierdzilem.

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату