Atro oddal mu jednak serdeczny uscisk i zmetnialymi, szarymi oczami zajrzal mu w twarz. Szevek uswiadomil sobie, ze tamten jest prawie slepy.

— Moj drogi Szevek — witaj w A-Io — witaj na Urras — witaj w domu!

— Tyle lat pisywalismy do siebie, tylesmy sobie nawzajem naobalali teorii!

— Tys byl zawsze lepszym obalaczem. A teraz uwazaj, mam cos dla ciebie. — Staruszek zaczal grzebac po kieszeniach. Pod aksamitna uniwersytecka toga nosil marynarke, pod nia kamizelke, pod kamizelka koszule, pod koszula zas najwidoczniej jeszcze jedna warstwe odzienia. Wszystkie sztuki tego stroju, lacznie ze spodniami, mialy kieszenie. Szevek przypatrywal sie zafascynowany, jak Atro przetrzasa szesc czy siedem kieszeni — z ktorych kazda cos miescila — zanim wydobyl maly szescian z zoltego metalu, osadzony na kawalku polerowanego drewna. — Prosze — powiedzial, przygladajac sie owemu przedmiotowi. — Oto twa nagroda.

Nagroda Seo Oen, pojmujesz. Pieniazki czekaja juz na twoim koncie. Prosze. Spozniona o dziewiec lat, lecz lepiej pozno niz wcale.

Rece mu drzaly, gdy wreczal te rzecz Szevekowi.

Byla ciezka; zolty szescian z litego zlota. Szevek stal nieruchomo, trzymajac nagrode.

— Nie wiem, jak tam wy, mlodzi — rzekl Atro — ale ja mam ochote sobie spoczac.

Siedli wszyscy w glebokich, miekkich fotelach, ktore Szevek zdazyl juz wyprobowac, zdumiony materialem, ktorym byly obite — niepodobna do tkaniny brazowa substancja przypominajaca w dotyku skore.

— De ty miales lat przed dziewiecioma laty, Szevek? — Atro byl najwybitniejszym z zyjacych na Urras fizykow. Otaczala go nie tylko aura dostojnego wieku, cechowala go tez bezceremonialna pewnosc siebie czlowieka nawyklego do szacunku. Dla Szeveka nie bylo to nic nowego. Atro posiadal dokladnie ten rodzaj autorytetu, ktory Szevek uznawal. Sprawialo mu ponadto przyjemnosc, ze ktos wreszcie zwraca sie do niego zwyczajnie, po imieniu.

— Mialem dwadziescia dziewiec lat, kiedy skonczylem Zasady, Atro.

— Dwadziescia dziewiec? Mily Boze! To czyni cie najmlodszym laureatem Seo Oen od mniej wiecej stulecia. Ani im bylo w glowie uhonorowac mnie nia, poki nie dobilem szescdziesiatki, czy cos kolo tego… Wiec iles to sobie liczyl, gdy po raz pierwszy do mnie napisales?

— Okolo dwudziestu lat.

Atro chrzaknal.

— Ocenialem cie wtedy na czterdziesci!

— A co slychac u Sabula? — zapytal Oiie. Byl jeszcze nizszy niz wiekszosc Urrasyjczykow, ktorzy dla i Szeveka wszyscy byli niscy; mial plaska, banalna twarz i owalne, czarne jak noc oczy. — Przez szesc czy osiem lat nie napisal pan do nas ani slowa, natomiast Sabul pozostawal z nami w stalym kontakcie; za to nigdy nie rozmawial z nami przez radio. Zastanawialismy sie, jakie was lacza stosunki.

— Sabul jest starszym pracownikiem Instytutu Fizyki w Abbenay — odparl Szevek. — Wspolpracowalem z nim kiedys.

— Starszy rywal, zazdrosny, wtykal nos do panskich ksiazek; to bylo od poczatku calkiem jasne. Nie potrzebowalismy zadnych objasnien, Oiie — wtracil szorstkim tonem czwarty z mezczyzn, Chifoilisk. Byl w srednim wieku, sniady, krepy, o wypieszczonych dloniach inteligenta. Jedyny z calej czworki nie mial calkowicie wygolonej twarzy: pozostawil sobie kepke szczeciny na podbrodku, zeby wspolgrala z krotkim, stalowoszarym owlosieniem glowy. — Nie ma potrzeby udawac, ze wszystkich was, braci w Odo, przepelnia braterska milosc — dodal. — Ludzka natura pozostaje ludzka natura.

Atak kichania, ktory chwycil Szeveka, sprawil, ze nieudzielenie przezen odpowiedzi nie musialo sie wydac znaczace.

— Nie mam chusteczki — usprawiedliwil sie Szevek, ocierajac oczy.

— Wez moja — zaproponowal Atro, wyciagajac z jednej z licznych kieszeni snieznobiala chusteczke.

Szevek wzial ja — i w tym momencie scisnelo mu sie serce; odzylo niezatarte wspomnienie jego corki, Sadik, malej, ciemnookiej dziewczynki, mowiacej: „Mozesz dzielic ze mna chusteczke, ktorej ja uzywam”. Wspomnienie to, tak dla niego drogie, bylo mu teraz nieznosnie bolesne. Probujac sie od niego uwolnic, usmiechnal sie niesmialo i rzekl:

— Jestem uczulony na wasza planete. Tak twierdzi lekarz.

— Na mily Bog, chyba nie bedziesz tak bez przerwy kichal? — zapytal stary Atro, wpatrujac sie w niego polslepymi oczami.

— Panski sluzacy nie zjawil sie jeszcze? — zdziwil sie Pae.

— Moj sluzacy?

— Lokaj. Mial przyniesc panu to i owo. Miedzy innymi chusteczki. Na pierwsze potrzeby, zanim sie pan nie obkupi. Nic szczegolnego — obawiam sie, ze wybor gotowych ubran na panski wzrost okaze sie nader ograniczony!

Wylowiwszy sens z wypowiedzi Pae (Pae mowil szybko, przeciagajac zgloski, w sposob pasujacy do jego miekkich, przystojnych rysow), Szevek odrzekl:

— To uprzejmie z waszej strony. Czuje sie… — Spojrzal na Atro.

— Widzisz, ja jestem zebrakiem — powiedzial do staruszka, jak przedtem do doktora Kimoe na Czujnym. — Nie moglem przywiezc pieniedzy, nie uzywamy ich. Nie moglem przywiezc prezentow, nie posiadamy niczego, czego wam brakuje. Przybylem — jak dobry odonianin — „z pustymi rekami”.

Atro i Pae zapewnili go, ze jest ich gosciem, nie ma mowy o placeniu, to dla nich zaszczyt.

— A poza tym — dorzucil kwasnym tonem Chifoilisk — za wszystko placi rzad ajonski.

Pae skarcil go ostrym spojrzeniem; Chifoilisk nie odpowiedzial na nie, wlepiajac oczy w Szeveka. Na jego sniadej twarzy malowal sie wyraz, ktorego nie staral sie ukryc, ktorego jednak Szevek nie potrafil zinterpretowac: czy byl to wyraz przestrogi, czy wspolnictwa?

— Oto przemowil niepoprawny Thuwianczyk — rzekl staruszek Atro. — Czy chcesz powiedziec, zes nie przywiozl ze soba zupelnie nic, Szevek — zadnych artykulow, nowych prac? Oczekiwalem ksiazki. Nowej rewolucji w fizyce. Rad bym ujrzec, jak ci obcesowi mlodzieniaszkowie przewracaja sie do gory nogami, jak ja sie za sprawa twoich Zasad przewrocilem. Nad czym to ostatnio pracujesz?

— No coz, czytalem artykul Pae — doktora Pae — na temat kosmosu blokowego, na temat paradoksu i wzglednosci.

— Bardzo pieknie. Saio to nasza wschodzaca gwiazda, bez watpienia; najmniej watpliwosci zywi co do tego on sam, co, Saio?

Ale co ma piernik do wiatraka. Gdzie twoja ogolna teoria czasu?

— U mnie w glowie — odparl Szevek z szerokim, ujmujacym usmiechem.

Na moment zapadla cisza.

Nastepnie Oiie zapytal, czy Szevek zetknal sie juz z praca na temat teorii wzglednosci cudzoziemskiego fizyka Ainsetaina z Terry. Szevek odparl, ze nie mial dotad okazji. Bardzo ich to zdziwilo, z wyjatkiem Atro, ktory przestal sie juz czemukolwiek dziwic. Pae pobiegl do swego pokoju, by przyniesc Szevekowi egzemplarz tego dziela w przekladzie.

— Ma juz kilkaset lat, ale zawiera pewne swieze dla nas rzeczy — zapewnil.

— Byc moze — mruknal Atro — jednak zaden z tych cudzoziemcow nie zdola dotrzymac pola naszej fizyce. Hain nazwie to materializmem, Terranin mistycyzmem, po czym obaj rozloza rece. Nie daj sie uwiesc tej modzie na wszystko, co obce, Szevek.

Tamci nie maja nam nic do zaoferowania. Niech kazdy uprawia wlasne poletko, jak zwykl mawiac moj ojciec. — Prychnal starczo i dzwignal sie z fotela. — Chodz ze mna na przechadzke po Lasku.

Nic dziwnego, ze masz nos zajety, skoro tu siedzisz jak w klatce.

— Doktor powiedzial, ze mam nie opuszczac tego pokoju jeszcze przez trzy dni. Moglbym sie… zakazic? zarazic?

— Nigdy nie zwracaj uwagi na to, co plota lekarze, drogi chlopcze.

— W tym moze jednak przypadku, doktorze Atro… — z uprzejmym, lagodnym naleganiem zasugerowal Pae.

— Jakkolwiek by bylo, lekarz jest rzadowy, nieprawdaz? — z widoczna zlosliwoscia dorzucil Chifoilisk.

— Jestem pewien, ze to najlepszy specjalista, jakiego mogli znalezc — zgodzil sie bez usmiechu Atro i opuscil towarzystwo, nie nalegajac dluzej na Szeveka. Chifoilisk wyszedl razem z nim.

Dwaj mlodsi mezczyzni zostali z Szevekiem i dlugo rozmawiali o fizyce.

Вы читаете Wydziedziczeni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату