poze niedbalego hobbisty. Celem mojego pojawienia sie tutaj bylo wydobycie informacji na temat Doakesa, a kiedy widzi sie, ze sprawa rusza z miejsca… coz zachowywalem sie bezczelnie, ale to najwyrazniej podzialalo.

— Och — powiedzialem. — Czy nie mam racji? — Wszystkie te lata praktyki w imitowaniu ludzkich zachowan oplacily mi sie, kiedy przybralem moj najlepszy, niewinnie zaciekawiony wyraz twarzy.

Kyle najwyrazniej nie wiedzial, czy to jest w porzadku. Poruszyl zuchwa i otworzyl piesci.

— Powinnam cie ostrzec — rzekla Deborah. — On jest w tym dobry.

Chutsky ciezko westchnal i pokrecil glowa.

— Tak — powiedzial. Z wyraznym wysilkiem znow sie rozparl i sprobowal sie usmiechnac. — Niezle, koles. Jak do tego wszystkiego doszedles?

— Och, sam nie wiem — odparlem skromnie. — To po prostu bylo oczywiste. Najtrudniejsza czesc to odkryc, co ma z tym wspolnego sierzant Doakes.

— Jezu Chryste — jeknal Kyle i znow zacisnal piesci. Deborah popatrzyla na mnie i rozesmiala sie, niezupelnie tak samo, jak wtedy kiedy smiala sie do Kyle’a, ale i tak milo bylo wiedziec, ze pamieta, po ktorej stronie oboje jestesmy.

— Mowilam ci, ze jest dobry — powiedziala.

— Jezu Chryste — powtorzyl Kyle. Poruszal podswiadomie palcem wskazujacym, jakby naciskal niewidzialny spust, potem odwrocil glowe w strone Deborah. — Masz racje — przyznal i znow odwrocil sie do mnie. Przez chwile bardzo uwaznie mi sie przypatrywal, moze dlatego, zeby zobaczyc, czy rzuce sie do drzwi albo zaczne mowic po arabsku, a potem pokiwal glowa. — O co chodzi z tym sierzantem Doakesem?

— Chyba nie chcesz obsmarowac Doakesa lajnem, prawda? — zapytala mnie Deborah.

— W salce konferencyjnej kapitana Matthewsa — wyjasnilem — gdy Kyle zobaczyl Doakesa po raz pierwszy, byl moment, kiedy sie chyba rozpoznali.

— Nie zauwazylam tego — powiedziala Deborah, marszczac czolo.

— Bo sie wlasnie czerwienilas — rzeklem. Znow sie zaczerwienila, co w tej chwili bylo chyba zbedne. — Poza tym to Doakes wiedzial, do kogo zadzwonic, kiedy obejrzal miejsce przestepstwa.

— Doakes wie to i owo — przyznal Chutsky. — Z czasow sluzby w wojsku.

— Co to byla za sluzba? — zapytalem. Chutsky przypatrywal mi sie dlugo, a przynajmniej robily to jego okulary przeciwsloneczne. Postukal w blat tym smiesznym, rozowym pierscieniem, a slonce rozblyslo w wielkim diamencie. Kiedy wreszcie przemowil, wydawalo sie, ze temperatura przy naszym stole spadla o dziesiec stopni.

— Koles — rzekl. — Nie chce robic ci klopotow, ale musisz to zostawic. Odsunac sie od tej sprawy. Znajdz sobie inne hobby. Albo wpadniesz w gowno i wtedy ty sie zaczniesz czerwienic.

Kelner zmaterializowal sie obok Kyle’a, zanim zdolalem wymyslic szybka riposte. Chutsky przez dluzszy czas patrzyl na mnie przez przeciwsloneczne okulary. Potem wreczyl kelnerowi menu.

— Zupa rybna jest tu naprawde dobra.

Deborah zniknela na reszte tygodnia, co nie przyczynilo sie do poprawy mojego poczucia wartosci, bo chocby nie wiem jak straszne bylo przyznanie tego, to bez jej pomocy tkwilem w slepym zaulku. Nie umialem obmyslic alternatywnego planu puszczenia Doakesa kantem. Ciagle parkowal pod drzewem naprzeciwko mojego mieszkania, jezdzil za mna do domu Rity, a ja nie znajdowalem rozwiazania. Moj dumny niegdys mozg wymachiwal ogonem w rzadkim powietrzu.

Czulem, jak Mroczny Pasazer wil sie, kwilil i probowal sie przesiasc, zeby przejac kierownice, ale postac Doakesa majaczyla za przednia szyba i zmuszala mnie, zebym poddal sie scislej kontroli i siegnal po kolejna puszke piwa. Pracowalem zbyt ciezko i za dlugo, zeby osiagnac to moje doskonale zycie, abym teraz mial je zmarnowac. Pasazer i ja mozemy jeszcze poczekac. Harry uczyl mnie dyscypliny, ktora teraz doprowadzi mnie do radosniejszych dni.

— Cierpliwosci — powiedzial Harry. Przerwal, zeby odkaszlnac w papierowa chusteczke. — Cierpliwosc jest wazniejsza od sprytu, Dex. Sprytny juz jestes.

— Dziekuje — odparlem. I naprawde chcialem, zeby zabrzmialo to uprzejmie, bo wcale nie czulem sie dobrze, siedzac tutaj, w szpitalnej sali. Zapach lekarstw, srodkow dezynfekcyjnych i uryny, ktory mieszal sie z aura powsciaganego cierpienia i smierci klinicznej, sprawial, ze chcialem sie natychmiast znalezc gdzie indziej. Oczywiscie, jako nieopierzony mlody potwor nie zastanawialem sie, czy Harry nie mysli tak samo.

— Jesli chodzi o ciebie, to powinienes byc duzo bardziej cierpliwy, bo inaczej bedzie ci sie zdawac, ze jestes dostatecznie sprytny, by sie z tym uporac. A nie jestes. Nie ma takich. — Przerwal na chwile, zeby znow odkaszlnac i tym razem trwalo to troche dluzej, i zdawalo sie powazniejsze. Widziec Harry’ego w takim stanie — niezniszczalnego supergline, ojczyma Harry’ego, roztrzesionego, poczerwienialego na twarzy, o zalzawionych z wysilku oczach — to niemal przekraczalo moje sily. Musialem odwrocic wzrok. Kiedy chwile potem znow na niego spojrzalem, Harry przygladal mi sie uwaznie.

— Znam cie, Dexterze. Lepiej niz ty sam. — W to latwo bylo uwierzyc, ale on jeszcze nie skonczyl. — Zasadniczo jestes dobrym facetem.

— Nie, nie jestem — powiedzialem, myslac o tych wspanialych rzeczach, ktorych jeszcze nie pozwalano mi robic; nawet chec ich czynienia calkowicie wykluczala jakikolwiek zwiazek z dobrocia. Dochodzil jeszcze fakt, ze wiekszosc innych pryszczatych, buzujacych hormonami chlopakow w moim wieku, ktorych uwazano za dobrych facetow, mniej mnie przypominala niz orangutan. Ale Harry nie chcial tego sluchac.

— Owszem, jestes — rzekl. — I musisz wierzyc, ze jestes. Masz serce na wlasciwym miejscu, Dex — dodal i po tych slowach dostal prawdziwie epickiego napadu kaszlu, ktory trwal chyba kilka minut. Potem Harry oparl sie o poduszke. Na chwile zamknal oczy, a kiedy je znow otworzyl, byly to stalowoniebieskie oczy Harry’ego, jasniejsze niz kiedykolwiek, na tle bladozielonej umierajacej twarzy.

— Cierpliwosci — powiedzial mocnym glosem mimo slabosci i strasznego bolu, ktory musial odczuwac. — Przed toba nadal dluga droga, a mnie zostalo juz niewiele czasu, Dex.

— Tak, wiem — odparlem. Zamknal oczy.

— O to wlasnie mi chodzilo — stwierdzil. — Ludzie oczekuja, zeby w takich razach mowic: nie, nie martw sie, masz mnostwo czasu.

— Ale ty nie masz — powiedzialem, nie bedac pewny, do czego zmierza.

— Ano, nie mam — potaknal. — Ale ludzie udaja, zebym lepiej sie poczul.

— A poczulbys sie lepiej?

— Nie — odparl i znow otworzyl oczy. — Ludzkie zachowania niewiele maja wspolnego z logika. Musisz byc cierpliwy, patrzec i sie uczyc. Inaczej wszystko spieprzysz. Zlapia cie i… Polowa mojego dziedzictwa. Znow zamknal oczy, w jego glosie slyszalem cierpienie. — Twoja siostra bedzie dobrym glina. Ty — usmiechnal sie powoli, troche smutno — ty zostaniesz kims innym. Prawdziwa sprawiedliwoscia. Ale tylko wtedy, jesli nauczysz sie cierpliwosci. Wczesniej nie masz szans, musisz poczekac, Dexterze.

Wszystko to bylo przytlaczajace dla osiemnastoletniego kandydata na potwora. Chcialem tylko Tej Rzeczy, naprawde prostej, chcialem tylko potanczyc sobie w swietle ksiezyca, z jasnym, swobodnie hasajacym ostrzem — toz to takie latwe, tak naturalne i slodkie — przerzynac sie przez wszelkie nonsensy i zmierzac wprost do sedna. Ale nie moglem. Harry to skomplikowal.

— Nie wiem, co zrobie, kiedy umrzesz — powiedzialem.

— Dasz sobie swietnie rade — odparl.

— Tyle musze nauczyc sie na pamiec.

Harry wyciagnal reke i nacisnal guzik zwisajacy na sznurze obok lozka.

— Nauczysz sie — powiedzial. Puscil sznur i wygladalo to tak, jakby zuzyl na ten ruch wszystkie sily. Wparowala pielegniarka ze strzykawka, a Harry otworzyl jedno oko. — Nie zawsze mozemy robic to, co uwazamy za wlasciwe. Jesli zatem nie jestes w stanie nic na to poradzic, musisz czekac — dodal i wystawil ramie, zeby pielegniarka mogla zrobic zastrzyk. — Bez wzgledu na to, jaka… presje… bys odczuwal.

Patrzylem, jak lezy bez drgnienia, wiedzac, ze ulga, ktora przyniesie mu ten zastrzyk, jest tylko tymczasowa, ze nadchodzi koniec i Harry nie bedzie mogl go powstrzymac — swiadom takze tego, ze sie nie boi i ze zrobi to tak, jak trzeba, jak robil wszystko w zyciu. A ja wiedzialem jeszcze to: Harry mnie rozumial. Nikt inny nie rozumial i nie zrozumie nigdy, na calym swiecie. Tylko Harry.

Jesli kiedykolwiek myslalem o tym, zeby stac sie czlowiekiem, to po to zeby byc do niego podobnym.

Вы читаете Dekalog dobrego Dextera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату