— Sluchaj no pan — odparl — dla mnie kazdy ponizej siedemdziesiatki to gowniarz. Ale ten? Dalbym mu ze dwadziescia lat, a, i mial plecak, taki, co to teraz jest w modzie.
— Moglby pan opisac tego chlopaka?
— Slepy nie jestem. Kiedy wstal z moja gazeta, to widzialem, ze mial tatuaz, taki, co to wszyscy sobie teraz robia, i to na karku!
Metalowe palce musnely moj kark i choc odpowiedz znalem z gory, spytalem:
— Jak wygladal ten tatuaz?
— Taki tam japonski znak czy cos. W glowie sie nie miesci. Po tosmy sprali Japoncow, zeby teraz kupowac ich samochody i tatuowac na naszych dzieciakach ich gryzmoly?
Wyraznie dopiero sie rozkrecal i choc podziwialem go, ze w tym wieku ma tyle energii, uznalem, iz pora oddac go w rece odpowiednich wladz w osobie mojej siostry. Mysl ta rozniecila we mnie przyjemne uczucie satysfakcji, bo raz, dzieki temu Debora bedzie miala podejrzanego lepszego niz biedny Banita Dexter i dwa, napuszczajac na nia tego przeuroczego starego pierdziela, choc troche odegram sie za to, ze w ogole smiala mnie podejrzewac.
— Pan pozwoli ze mna — powiedzialem do dziadygi.
— Nigdzie nie ide.
— Nie chcialby pan porozmawiac z takim prawdziwym detektywem? — spytalem i godziny cwiczen nad moim usmiechem najwyrazniej daly dobry skutek, bo starszy pan zmarszczyl czolo, rozejrzal sie i powiedzial:
— No dobrze. — Nastepnie poszedl za mna tam, gdzie sierzant Siostra warczala na Camille Figg.
— Mowilam, ze nic tu po tobie — powiedziala z cala serdecznoscia i wdziekiem, do jakich mnie przyzwyczaila.
— W porzadku — odparlem. — Rozumiem, ze swiadka mam zabrac ze soba?
Debora otworzyla usta, po czym kilka razy na przemian zamykala je i otwierala, jakby uczyla sie oddychac jak ryba.
— Nie mozesz… to nie… Niech cie szlag trafi, Dexter — wyartykulowala wreszcie.
— Moge, ale i tak w koncu mnie trafi, na pewno — odparlem. — Tymczasem ten oto przemily staruszek ma ci cos ciekawego do powiedzenia.
— Tylko nie staruszek, tylko nie staruszek — oburzyl sie.
— To detektyw Morgan — przedstawilem Deb. — Jest tu najwazniejsza.
— Dziewczyna? — prychnal. — Nic dziwnego, ze nikogo zlapac nie moga. Baba — detektyw.
— Niech pan jej powie o plecaku — poradzilem mu. — I o tatuazu.
— Jakim tatuazu? — rzucila. — O czym, do cholery, mowisz?
— Jaka to wyszczekana — obruszyl sie starszy pan. — Wstyd!
Usmiechnalem sie do siostry.
— Milej pogawedki — rzucilem.
26
Nie moglem byc pewien, ze oficjalnie przywrocono mnie do druzyny, ale wolalem nie odchodzic za daleko, zeby nie stracic okazji do wspanialomyslnego przyjecia przeprosin siostry. Dlatego ulokowalem sie przy drzwiach mieszkania swietej pamieci Manny'ego Borque'a, gdzie moglem w stosownej chwili zostac zauwazony. Niestety, zabojca nie ukradl wielkiej artystycznej kuli zwierzecych rzygow na piedestale obok drzwi. Wciaz tkwila na miejscu, w samym centrum mojej strategicznej pozycji i, czekajac, musialem na nia patrzec.
Ciekaw bylem, ile czasu minie, zanim Debora spyta starszego pana o tatuaz i skojarzy fakty. Jeszcze nad tym myslalem, kiedy uslyszalem jej podniesiony glos, recytujacy urzedowe formulki konczace przesluchanie, typu „dziekuje za pomoc” i „prosze zadzwonic, jesli cos sie panu przypomni”. A potem ruszyli razem do drzwi. Debora mocno trzymala starszego pana za lokiec i sterowala go do wyjscia.
— Ale co z moja gazeta, psze pani? — zaprotestowal, kiedy otworzyla drzwi.
— Psze pani sierzant — podpowiedzialem mu i Debora lypnela na mnie spode lba.
— Prosze zadzwonic do gazety — poradzila. — Oddadza panu pieniadze. — I praktycznie wyrzucila go za drzwi, gdzie przez chwile stal i trzasl sie ze zlosci.
— Zlo wygrywa! — krzyknal i wtedy, na szczescie dla nas obojga, Debora zamknela drzwi.
— Wiesz, on ma racje — stwierdzilem.
— To nie powod, zebys robil taka zadowolona mine — odparowala.
— Natomiast ty powinnas choc sprobowac — zasugerowalem. — To on, chlopak tamtej, jak mu tam.
— Kurt Wagner — rzucila.
— Doskonale. Godna podziwu starannosc. To Kurt Wagner, i dobrze o tym wiesz.
— Gowno wiem — burknela. — To mimo wszystko mogl byc zbieg okolicznosci.
— Pewnie — powiedzialem. — I sa matematyczne szanse, ze slonce wzejdzie na zachodzie, ale to malo prawdopodobne. Zreszta, kto jeszcze wchodzi w rachube?
— Ta gnida Wilkins.
— Ktos go obserwuje, nie?
Prychnela.
— Taa, ale wiesz, jak to jest. Jeden z drugim zdrzemna sie albo pojda wysrac, a potem przysiegaja, ze ani na chwile nie spuscili goscia z oka. A on w tym czasie spokojnie zarzyna czirliderki.
— Naprawde nadal myslisz, ze mogl byc zabojca? Mimo ze ten gowniarz byl tu w tym samym czasie, kiedy zginal Manny?
— Ty tez tu wtedy byles. A to morderstwo nie jest takie jak pozostale. Raczej marna podrobka.
— W takim razie skad glowa Tammy Connor? To Kurt Wagner, Deb, nie ma innego wyjscia.
— No dobrze — zgodzila sie. — To pewnie on.
— Pewnie? — spytalem autentycznie zaskoczony. Wszystko wskazywalo na malolata z tatuazem na karku, a ta rozterki przezywa.
Dlugo na mnie patrzyla, bynajmniej nie obdarzajac mnie spojrzeniem pelnym cieplej, siostrzanej milosci.
— To mimo wszystko mogles byc ty — powiedziala.
— Prosze bardzo, aresztuj mnie — rzucilem. — Tak byloby najmadrzej, co? Kapitan Matthews bedzie zadowolony, ze kogos aresztowalas, a ty zostaniesz ulubienica mediow, bo zawinelas brata. Swietne rozwiazanie, Debora. Nawet prawdziwy zabojca sie ucieszy.
Nic nie odpowiedziala, odwrocila sie i poszla. Po chwili namyslu stwierdzilem, ze to doskonaly pomysl. Zrobilem wiec to samo, tyle ze ruszylem w przeciwna strone, do wyjscia i do pracy.
Pozostala czesc dnia przyniosla mi duzo wiecej satysfakcji. W bmw zaparkowanym na poboczu autostrady Palmetto znaleziono dwa ciala, plci meskiej, rasy bialej. Ktos probowal go ukrasc i kiedy zobaczyl, co jest w srodku, zadzwonil na policje, uprzednio zabrawszy sprzet stereo i poduszki powietrzne. Prawdopodobna przyczyna zgonu byly liczne rany postrzalowe. Prasa z upodobaniem uzywa okreslenia „porachunki gangow” w opisach zabojstw cechujacych sie pewna starannoscia i umiarem. W tym wypadku gangi nie wchodzily w gre. Dwa ciala i wnetrze samochodu zostaly doslownie naszpikowane olowiem i zbryzgane krwia, jakby zabojca nie bardzo wiedzial, za co trzymac bron. Sadzac z otworow po kulach w szybach, to cud, ze nie zginal zaden z przejezdzajacych kierowcow.
Zapracowany Dexter powinien byc Dexterem zadowolonym, a w samochodzie i na asfalcie nie brakowalo ohydnej zakrzeplej krwi, by dac mi zajecie na wiele godzin, ale, co nie moglo dziwic, nie zacieralem rak z zadowolenia. Spotykalo mnie tyle okropnych rzeczy, a teraz jeszcze pozarlem sie z Deb. Trudno powiedziec, ze ja kochalem — nie jestem zdolny kochac — ale przyzwyczailem sie do niej i wolalbym miec ja przy sobie i moc liczyc na jej wzgledna przychylnosc.
Pomijajac drobne sprzeczki w dziecinstwie, jak to miedzy rodzenstwem, tak naprawde rzadko sie klocilismy, i bylem zaskoczony, ze tym razem az tak mnie to poruszylo. Owszem, jestem bezdusznym potworem, ktory lubi zabijac, ale to bolalo, ze tak wlasnie mnie postrzegala, zwlaszcza ze dalem jej slowo bestii, iz jestem niewinny,